Muchy coraz bardziej przypominają dobrą, alternatywna kapelę. Z zespołu dla grzecznych dziewczynek skład przemienił się w rasowych artystów, a najlepszym dowodem jest koncertówka "Powracająca Fala".
Na wstępie ustalmy jedną kwestię: zawsze miałem Michała Wiraszkę za twórcę bardzo utalentowanego, piszącego zgrabne melodie, oryginalne (choć czasem naiwne) teksty oraz - wraz z kolegami - ciekawie aranżującego piosenki. Jednak pierwsze wydawnictwa ekipy były dla mnie jak bańki mydlane: grzeczne, ugłaskane, napisane dla młodzieży Openerowej, do której osobiście podchodzę z dużym dystansem.
Rewolucja personalna, którą Muchy przeszły w 2013 roku, pociągnęła za sobą rozszerzenie horyzontów zespołu i wejście na ambitną ścieżkę, czego dokumentacją jest zeszłoroczny krążek "Karma Market". "Powracająca Fala" to kolejny dowód na artystyczny rozwój kapeli.
Słówko o koncepcji wydawnictwa, które zostało zarejestrowane w czasie tegorocznego festiwalu w Jarocinie. Równo 20 lat wcześniej powstał film dokumentalny "Fala - Jarocin '85", uwieczniający na taśmie słynny Festiwal Muzyków Rockowych. Reżyserem obrazu był Piotr Łazarkiewicz, a na ekranie i ścieżce dźwiękowej pojawiły się takie kapele, jak Aya RL, Madame, Tilt czy Izrael. Muchy z okazji okrągłej rocznicy postanowiły odtworzyć ten materiał na żywo, na scenie.
O ile zazwyczaj nie pałam miłością do płyt z przeróbkami (puszczam oko do Glenna Danziga), o tyle koncertowe okolicznościowe odegranie ważnych utworów jest dla mnie w pełni akceptowalne. Pierwsze, co zwraca uwagę na "Powracającej Fali" to brzmienie - bardzo czyste, niemal studyjne. O tym, że mamy do czynienia z koncertem świadczą wyłącznie odgłosy publiczności oraz krótkie gadki Michała pomiędzy utworami.
Muchy nie wywracają kawałków swoich starszych kolegów do góry nogami, ale przerabiają je swoją modłę. Basowy puls, elektronika, rozmyte gitary podane w oszczędnych, przemyślanych partiach. Chyba najciekawiej to połączenie sprawdza się w "Nie poddawaj" Izraela - mimo wypłukania z piosenki rytmu reggae, to jednak dudnienie basu przypomina nieco dub. Do tego cold wave'owa aranżacja - cudo!
Główni bohaterowie wydawnictwa nie boją się także - wiernie oryginałom - dorzucić trochę do pieca i zagrać zdrowy punk, który rozgrzewa w "O jaki dziwny, dziwny, dziwny" Tiltu. Z wielkim szacunkiem chłopaki obchodzą się też z "Moją krwią" Rebupliki. Cóż, w tak doskonałym kawałku, już perfekcyjnie zaaranżowanym, naprawdę żal jest cokolwiek zmieniać.
Cieszą mnie takie płyty, jak "Powracająca Fala". Nie dość, że jest dowodem na artystyczny rozwój kapeli, to jeszcze - mam nadzieję - pokażą młodym fanom Much niezwykłość polskiej muzyki z lat 80. Aprobuję.
Jurek Gibadło