Z południa kraju, konkretniej z małopolski, a by być zupełnie precyzyjnym, to z Krakowa, powiało zimną falą. Oto bowiem muzyczne ukłony śle Pan Trup, a kłania się tak, jakby brzmienie muzyki od czasów "Nowej Aleksandrii" (1986) pozostało niezmienne.
A ten Pan Trup, kto zacz? O grupie wiadomo niewiele, w jednej z piosenek śpiewają: "Płynie czas, a my wciąż nie mamy żon (…) Interesują nas kobiety, lecz te zajęte, i nie poetki" ("Wałkonie") - nie wiadomo jak na te rewelacje zapatruje się perkusistka, Maria Marcinek. Dodatkowo grupa bez wątpienia odreagowuje pewną traumę, bowiem z boleścią w głosie przyznaje: "właśnie sobie odbijam || W dzieciństwie nie miałem pegazusa" ("Squash"). Poza tym, tu i ówdzie chodzą słuchy, że grali na jednej scenie z Cool Kids of Death, Czesław Śpiewa, maleńczukowym Psychodancingiem czy nawet Kultem. Te rozproszone po świecie informacje nie składają się na spójny obraz i z tą grupą już tak jest do końca - wciąż towarzyszy im nieoczywistość, swoiste niedoprecyzowanie i formalne niedostosowanie.
Już to co zespół gra jest w pewnym sensie na przekór, do bólu alternatywne, ale w tym ikonicznym znaczeniu słowa. Bezwzględnie jest w tej muzyce chłód zimnej fali, jak na wspomnianej wcześniej "Nowej Aleksandrii" Siekiery czy Cytadeli, a nawet czuć tu brzmieniem polskich grup rockowych lat 80, w rodzaju Maanam, ale również buntem żywcem wyjętym z poczynań Cool Kids of Death czy polskich punkowców początku lat 90, jak choćby Farben Lehre. Jest dużo zimnofalowych klawiszy i siekierowa perkusja, jakby z automatu, a dodatkowo jeszcze nosowy wokal Tomasza Samołyka śpiewającego przesadzone i przegadane teksy, rzadko trzymające się wątku i wciąż eksploatujące coraz to inne motywy. I tylko pointy w nich ciągle brak, co każe myśleć o lirycznych zapędach Pana Trupa jak o grafomanii, ale też na swój sposób wyrachowanej. Zdawałoby się, że twór tak kolokwialny, a momentami nawet beztroski nie ma racji bytu, tymczasem rzeczy, które u innych zespołów po prostu rażą i świadczą o nie do końca zamierzonej karykaturyzacji, u Pana Trupa są składową tworzącą alternatywną, barwną i niebanalną całość.
I fakt, ta dwudziestominutowa EPka (5 utworów) nie pozbawiona jest błędów wydawnictw podziemnych z dość kiepskim brzmieniem na czele - niestety wokal Samołyka jest niemal niesłyszalny i bez pomocy wydrukowanych tekstów nie byłbym w stanie rozszyfrować o czym tam się śpiewa, tu grupa koniecznie musi podkręcić gałki głośności i ogólnie wejść do prawdziwego studia. Ale ma też swoje plusy, na czele z oryginalnością i po prostu niezależnością artystyczną. Nie chcę mówić, że Pan Trup to wielka sztuka, bo tak nie jest, ale mimo wszystko ta postmodernistyczna zgrywa podana w estetyce niezależnego podziemia muzycznego jest zarówno urocza jak i przekonująca. Dla poszukiwaczy muzyki niebanalnej i prawdziwie alternatywnej Pan Trup będzie pozycją bez wątpienia interesującą. Zresztą, całości można posłuchać na bandkampie: https://pantrup.bandcamp.com.
Grzegorz Bryk