Tęskniliście za Incubus? Ja także, dlatego cieszę się, że oprócz wizyty w naszym kraju ekipa postanowiła uraczyć fanów nową epką.
Należę do tej grupy słuchaczy, którym ostatni wypust z nowym materiałem Amerykanów, "If Not Now, When?" bardzo przypadł do gustu. Załoga Brandona Boyda po latach szaleństw - najpierw funk-metalowych, a później alternatywnych - przygotowała krążek bardzo spokojny, wyważony, kojący. Tym bardziej byłem ciekaw, co też panowie zaserwują nam cztery lata później na pierwszej z zapowiedzianych epek: "Trust Fall (Side A)".
Pierwsza rzecz to oczywiście zmiana podejścia do serwowania nowej muzyki. Nawet tak popularna grupa jak Incubus ma w dzisiejszych czasach problem ze sprzedawaniem dużych płyt - chłopaki postanowili więc "porcjować" swoim fanom doznania. Kilka piosenek w formie EP powinno wystarczyć na najbliższe miesiące. Druga to powrót do muzyki z czasów, powiedzmy, "Live Granades", ale w sensie dynamiki. Choć rozpoczynający zestaw numer tytułowy przez minutę sugeruje, że możemy mieć do czynienia z ciągiem dalszym "If Not Now, When?" - nie powiem, ucieszyłbym się. Jednak chwilę później załoga podkręca tempo, Brandon śpiewa w starym, lekko nawiedzonym stylu, a Mike Eizinger zasuwa lekko funkujący, żwawy riff. Całość zaś dąży do - oczywiście - przebojowego refrenu, który zapada w pamięć już od pierwszego przesłuchania.
Incubus, mimo nawiązana do starszych dokonań, brzmi tu jednak dojrzale i, że to tak ujmę, głębiej. Sporo daje podbicie basów, które serwuje Ben Kenney. Facet gra tu, mam wrażenie, gęściej niż na poprzednich krążkach, lekko przesterowuje swój instrument, by sympatycznie buczał, co doskonale sprawdza się choćby w "Absolution Calling". Ten numer to zresztą kolejny radiowo-koncertowy pewniak chłopaków: ma w sobie puls, ma oryginalną gitarową zagrywkę i oczywiście charakterystyczne zaśpiewy Boyda.
Pozostałe dwa kawałki, "Make Out Party" oraz "Dance Like You're Dumb" już nie robią na mnie takiego wrażenia. W pierwszym niby znów dobrą robotę wykonuje bas, ale całość jest nad wyraz nudna. Z kolei typowo taneczne numery Incubus (jak ten drugi) nigdy przesadnie mnie nie pociągały.
20 minut niezłej muzyki, dwa pewniaki, dwa numery, bez których spokojnie się obejdę. Tak czy owak Incubus narobił mi smaku na ciąg dalszy.
Jurek Gibadło