Kilka tygodni temu wybrałem się na stadion Cracovii, by obejrzeć akustyczny występ zespołu Ira. Supportowała ich energiczna grupa, której kompozycje zdecydowanie zdobyły moje uznanie.
Kilka tygodni później, po otwarciu paczki z redakcji, mój wzrok od razu przykuła nazwa jednej ze znajdujących się w niej płyt - "Shot For Mia". To właśnie ta grupa grała wtedy przed Irą. To właśnie o ich twórczości myślałem w kategoriach brytyjsko - alternatywnego grania. Po krótkim researchu okazało się, że moje refleksje nie pojawiły się z herbacianych fusów - 3/4 składu to Brytyjczycy. Plus jeden Polak.
Gdy z głośników płyną pierwsze dźwięki otwierającego album "Call Off The Search", moja prawa noga od razu zaczyna wystukiwać szybki rytm utworu. Kawałek jest świetnym połączeniem dynamicznego, nie boję się użyć tego słowa, pop-punku z czysto brytyjską alternatywą. W dalszej części otrzymujemy singlowe "Satelites" (oddzielone złożonym stylistycznie "S.P.A.R.K"), utrzymane w podobnym klimacie, co "otwieracz", z tym, że zwrotka jest zdecydowanie spokojniejsza niż refren. No właśnie, mam wrażenie, że na wokalach w refrenie można było odrobinę obniżyć heble na konsolecie, dzięki czemu brzmienie byłoby trochę bardziej przestrzenne. Ta uwaga dotyczy kilku momentów na płycie, gdzie nałożone na siebie partie śpiewane zdecydowanie górują nad ścieżkami instrumentów. W "Satelites" ciekawa jest środkowa część kompozycji, która od razu przypomina mi ten sam fragment utworu "Kings and Queens" grupy Thirty Seconds To Mars. Mamy tu podobne użycie klawiszy, podobny klimat, no i analogiczną eksplozję energii wieńczącą ten spokojniejszy fragment.
Nawiązań do tego amerykańskiego zespołu słyszę zresztą na krążku całkiem dużo. I niekoniecznie chodzi mi o kwestie czysto instrumentalne. Shot For Mia na debiutanckim albumie, podobnie jak projekt Jareda Leto, przykłada dużą wagę do tworzenia ciekawych harmonii i linii wokalnych oraz zaśpiewów "ło ło ło" w refrenach, które świetnie sprawdzają się w czasie występów na żywo. Bo nic nie zespala zespołu z publiką tak, jak wspólne tworzenie klimatu kompozycji w czasie koncertu. W sumie nie będzie to chyba wielka ujma dla muzyków, jeżeli przyznam, że to właśnie ten element najbardziej przypadł mi do gustu po obejrzeniu ich występu na krakowskim koncercie. I właśnie za to chłopaki otrzymują ode mnie duży plus, bo na naszym rodzimym rynku zespoły do tej kwestii nie przywiązują zbyt dużej wagi.
Na "Shot For Mia" dostajemy całkiem sporą dawkę interesujących rozwiązań brzmieniowych i rytmicznych. Oczywiście nie na takim poziomie jak u Dream Theater, ale w porównaniu z nickelbackowymi utworami na cztery akordy w jednym rytmie, jest tu na czym zwiesić oko, a właściwie ucho. Dla przykładu w kawałku numer sześć, "Don’t Look Down" w ciągu niecałych 20 sekund słyszę czyste brzmienie gitary elektrycznej, które po przesterowanych riffach przechodzi w akordowe szarpanie strun akustyka.
Oczywiście większość wykorzystanych przez chłopaków na tym wydawnictwie schematów gdzieś już kiedyś słyszałem w wykonaniu Placebo, Biffy Clyro, Limp Bizkit ("Fallen Behind" to brat bliźniak przerobionego przez ekipę Freda Dursta kawałka The Who "Behind Blue Eyes") czy wspomnianych już Thirty Seconds To Mars, ale trzeba w końcu wiedzieć, czym się inspirować, a czym nie, prawda?
Kuba Koziołkiewicz