Gwiazda jednego przeboju? Być może, ale życzę wszystkim, by nagrali drugą płytę na takim poziomie, na jakim stoi "Smoke + Mirrors" Amerykanów z Imagine Dragons.
"Radioactive" to bez wątpienia jeden z najlepszych radiowych singli przełomu lat 2012/2013. Tak dobrze napisany, że chciały go grać wszystkie stacje, począwszy od Trójki, na Esce skończywszy (że rzucę tylko polskimi nazwami). Nie da się ukryć - Imagine Dragons jednym kawałkiem wygrali sobie miejsce w historii.
Czy są w stanie namieszać w niej jeszcze mocniej, czy też może ich gwiazda zgaśnie po jednym strzale? Nie da się ukryć, że dzisiejsza rzeczywistość rynkowa i nadprodukcja muzyki rozrywkowej sprawiają, że mało kto zapada na dłużej w pamięci słuchaczy. Jeśli nie jesteś w stanie strzelać przynajmniej jednym hitem na rok, ludzie szybko o tobie zapomną.
Jeśli brać pod uwagę tylko moc pojedynczych utworów, "Smoke + Mirrors" nie oferuje ani jednego na poziomie "Radioactive". Jednak - moim zdaniem - drugi album Imagine Dragons jako całość jest produktem lepszym od debiutu, oferującym równy poziom piosenek, skądinąd bardzo zróżnicowanych.
Sporo tu odniesień do standardów alternatywnego popu, jakie kilka lat temu ustanowił Coldplay - przaśnego, polanego elektronicznym sosem, wymuskanego aranżacyjnie, ale gdzieś tam w duszy rockowego: patrz "Shots" i "Dreams". Słyszę tu także echa niedoścignionych Alt-J, które pobrzmiewają w "Trouble". Z tą różnicą, że Imagine Dragons są radośni, "do przodu", a nie tak wycofani, jak ich angielscy koledzy.
Mnie jednak najbardziej do gustu przypadły inne kawałki. Przede wszystkim "I Bet My Life": to nośna stadionówka, która podejrzewam, spokojnie przeszłaby przez gardło Bono, jednak garściami czerpiąca z największego hitu nieodżałowanej Chumbawamba - "Tubthumping". Mój drugi faworyt to arabizujący "Friction", w którym Dan Reynolds wije się w falsetowych spazmach niczym R. Kelly czy inny śpiewak R'n'B.
Nie wiem, jaki los czeka Imagine Dragons na arenie radiowej, jednak dzięki "Somke + Mirrors" ta ekipa na pewno zostanie w moim odtwarzaczu na dłużej.
Jurek Gibadło