Mówcie co chcecie, ale Guano Apes to jeden z tych zespołów, któremu utrata zębów wyszła na dobre.
Świętujący w tym roku 20-lecie istnienia zespół z Getyngi postanowił uczcić rzeczoną rocznicę wydaniem piątego (drugiego po reaktywacji) albumu studyjnego, "Offline". Muszę przyznać, że owa płyta poprawiła mi humor jeszcze zanim włożyłem ją do odtwarzacza. Marketingowcy z firmy wydającej zespół przywalili na okładce nalepką "Mistrzowie rocka powracają". Nie wiem, w jakim świecie autorzy tego hasła żyją, ani ile płyt w życiu przesłuchali, ale niezależnie od tego tytułowanie Guano Apes mistrzami czegokolwiek budzi tylko uśmiech politowania.
Pierwszy okres działalności zespołu to bowiem seria przeciętnych płyt z pojedynczymi przebojami, opartych na ni to grunge'owych, ni numetalowych riffach oraz liczących na to, że wystarczy drapieżny głos Sandry Nasic aby zrobić z nich przebój. Po reaktywacji Niemcy złagodnieli, gdzieś tam dorzucili młodzieżowe rytmy, cięte zagrywki gitarowe, elektronikę. Nowe wcielenie kwartetu okazuje się być tyleż nieco kiczowate, co - no kurczę - naprawdę fajne.
Dla niektórych wspomnianym kiczem mogą ociekać aranżacje. Nie chcę liczyć lat muzykom Guano Apes, szczególnie że wśród nich znajduje się dama, ale gdy na widoku ma się piąty krzyżyk, wypadałoby grać jak artysta dojrzały, a nie szczyl. Ja wiem, w dzisiejszych czasach wszelkie różnice się zacierają, no ale chciałbym, słuchając płyt zespołów z taki stażem, obcować nie z potupanką, a czymś monumentalnie prostym (mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi).
Dobra, powyższe uwagi to trochę szukanie dziury w całym. Skupmy się na niezależnych faktach. A te są takie, że grające przystępnie dla ucha Guano Apes, ze śpiewającą mocno, ale nie tak drapieżnie jak dekadę temu Sandrą Nasic, daje sporo przyjemności. Raz za razem Niemcy podrzucają nam przebojowy refren (spróbujcie nie zapamiętać "Close To The Sun"), cieszą stadionowymi riffami (bliskie Paramore "Cried All Out"), a także dają przestrzenne orzeźwienie ("The Long Way Home").
"Offline" naprawdę świetnie się słucha. Krążek nie jest ani arcydziełem rocka, ani wkroczeniem na niezbadane terytoria, wszak wszystko to już kiedyś zagrano. Jednak podoba mi się współczesna melodyka Guano Apes, postawienie na subtelności, a nie hałas. Z nimi Niemcom jest zdecydowanie bardziej do twarzy.
Jurek Gibadło