The Wild Feathers
Gatunek: Alternatywa
Przez cały czas obcowania z debiutem Amerykanów z The Wild Feathers miałem uczucie bycia na swój sposób oszukiwanym. Zespół bowiem deklaruje świeże spojrzenie na klasyczne granie rock'n'rollowe, wśród inspiracji wymieniając tradycyjnie Led Zeppelin, The Rolling Stones czy Neila Younga.
No i rzeczywiście jest tu sporo cytatów z legendarnych kapel, słychać odległe echa szczególnie The Eagles, trochę też Bruce'a Springsteena ("Got It Wrong"), Creedence Clearwater Revival ("I'm Alive"), momentami nawet Led Zeppelin (najlepsze na płycie "Hard Wind") czy Guns'n'Roses ("Hard Times"). Czerpią więc panowie z rock'n'rolla, hard rocka, country i folku, tyle, że wszystkie te odniesienia zostały sprowadzone na grunt indie rocka, bo w tym gatunku trzeba by The Wild Feathers zaszufladkować. Przy całym wachlarzu niegrzecznych nawet inspiracji The Wild Feathers są wzorcowo wręcz poprawni, słodcy i uroczy. Wokale wpadają w ucho, są skoczne i przebojowe, a przy tym pozbawione pazura czy jakiego zadziora. Rockowe odniesienia wciśnięte w indie rockowową formę straciły na drapieżności, brak im przytupu. Może to zmylić potencjalnego słuchacza, bo cytaty są, ale styl zupełnie inny i fanom starego rockowego grania raczej nie podejdzie. The Wild Feathers to bardziej muzyka młodzieżowa, skierowana w stronę odbiorców i słuchaczy przebojowej alternatywy o charakterze nawet radiowym.
Nie jest to oczywiście zarzut, ale raczej przestroga dla tych, którzy debiut Amerykanów chcieliby nabyć po przeczytaniu zapowiedzi, gdzie roi się od porównań do potężnych kapel. The Wild Feathers wcale nie są dzicy jakby sugerowała nazwa, są przebojowi, ale momentami też bardzo liryczni. Mogą podobać się urocze linie czystych, niemal anielskich, wokali, łagodne gitary w większości opierające się na graniu akordowym i sekcja rytmiczna raczej pozbawiona charakteru, bo choćby pałkarz nie bawi się w ubarwianie swojej gry popisami, które mogłyby być miłym urozmaiceniem rzemieślnictwa. Klimat pachnie wesołą pustynią i kalifornijskim rockiem spod znaku "Hotelu California". Masa tu oczywiście fajnych, letnich melodii, przyjemnych w słuchaniu pioseneczek z kilkoma całkiem porządnymi utworami z prawdziwego zdarzenia - hardrockowy "Hard Wind" zdecydowanie wybija się ponad przeciętność, podobnie jak "Hard Times", eaglesowa ballada "Left My Woman" czy "I'm Alive" przypominające w refrenie "Have You Ever Seen the Rain?" z repertuaru CCR.
Warto debiutu The Wild Feathers posłuchać, choćby przez to by ocenić, czy przeniesione na grunt indie rockowego grania cytaty z klasyki nam podchodzą. Mnie zdecydowanie podeszły, głównie przez niezobowiązujący, rozrywkowy charakter, chociaż czułem się lekko przez zespół oszukiwany, ale pal licho!, lubię być tak oszukiwany.
Grzegorz Bryk