Linkin Park kontynuuje szatańską tradycję wypuszczania reedycji własnych płyt wzbogaconych o DVD - tym razem jako "Living Things +".
Zanim powiemy sobie o treści tego wydawnictwa musimy nakreślić okoliczności powstania, bo one są równie istotne przy końcowej ocenie. 20 czerwca zeszłego roku ukazała się płyta "Living Things" - jako że z "Żyjątkami" większość z was się zapoznała, więc o zawartości podstawowego dysku CD nie będę pisał, to po prostu rozwinięcie koncepcji zapoczątkowanych na "A Thousand Suns", moim zdaniem mniej ciekawe, niż na poprzedniczce. Zespół ruszył w trasę koncertową jeszcze przed premierą wydawnictwa, by 5 czerwca 2012 roku zagrać w berlińskim Admiralpalast dla kilkunastu tysięcy widzów (liczba brana na oko). Ten sam gig - zgodnie z wcale nie głupią modą - wyświetlono już 25 czerwca w kinach na całym świecie. Pewnie każdy zadał sobie pytanie nie "czy" ale "kiedy" ten materiał ukaże się na DVD.
Linkin Park mogliby więc wypuścić go jako oddzielny materiał, wzbogacić jakimiś fajnymi materiałami, zdjęciami wywiadami itd. Zrobili jednak dokładnie to samo, co w przypadku "A Thousand Suns" - zaproponowali fanom reedycję płyty wzbogaconą o DVD z omawianym koncertem i w odmienionej oprawie graficznej. Niby wszystko ładnie - gdzie więc węszę szatana?
Dwie ostatnie płyty co prawda zadebiutowały na pierwszym miejscu listy "Billboardu", to jednak sprzedały się wyraźnie słabiej od poprzedniczek. Pokrycie się złotem to zdecydowanie za mało dla zespołu takiego, jak Linkin, przyzwyczajonego do sprzedaży nakładów multiplatynowych, czyż nie? Podobnie rzecz ma się z ich samodzielnymi wydawnictwami DVD - od czasu słynnego "Live In Texas" (z 2003 roku) żadne nie rozeszło się w satysfakcjonującej ilości. Żeby więc podreperować wskaźnik sprzedaży "Living Things", wręczyć zwolennikom oczekiwany materiał wideo bez "niepotrzebnej" roboty przy dodatkach, a przy okazji nie narazić się an komercyjną klapę DVD, postanowili połączyć to wszystko w całość i wydać reedycję. Taktyka to wątpliwej jakości moralnej, choć pewnie niezłej marketingowo.
Co przynosi nam bonusowy dysk? Tu nie mam prawa się wyżywać - to bardzo dobry materiał, żywiołowy koncert ze świetną oprawą świetlną, wzorowo wykonany, wygrzebany z elektronicznych odmętów dorobek Linkin Park. Nie może nie zachwycić minimalistyczna, oparta na samej partii pianina wersja "Leave Out All The Rest", która płynnie przechodzi w "Shadow Of The Day", a później w "Iridescent". Świetnie na koncercie sprawdza się pogodne "Waiting For The End", ale najmocniejszymi punktami są rzeczy starsze: szalone "Given Up", potężne "With You", monumentalne "In The End", choć i w miarę świeże "Bleed It Out" pokazuje całą swoją moc. Trochę zbyt mało, jak na prapremierę, jest tu numerów z "Living Things", bo raptem dwa ("Lies Greed Misery" i "Burn It Down"), ale rozumiem, że panowie chcieli zachować nimb tajemniczości przez następne dwa tygodnie.
Gdybyśmy mieli do czynienia z osobnym DVD z dorzuconymi dodatkami dałbym mu naprawdę wysoką ocenę. Skończy się jednak na "szóstce", bo sztuczność przedsięwzięcia pod tytułem "reedycja z bonusem", raptem 10 miesięcy po premierze oryginału (omawiane wydawnictwo ujrzało światło dzienne w kwietniu) bardzo mnie mierzi.
Jurek Gibadło