Płytą "!To!" Strachy Na Lachy zdały prawdopodobnie najważniejszy egzamin w swojej karierze.
Przed grupą Grabaża stanęło nie lada wyzwanie: sprostania geniuszowi poprzedniego krążka, rewelacyjnej "Dodekafonii". Chyba zgodzicie się ze mną, że wydany w 2010 roku album to szczytowe osiągnięcie Strachów, opus magnum, które nagrywa się tylko raz w życiu, mocne, wyraziste, cholernie ambitne, właściwie nie do przeskoczenia. Cokolwiek zespół by nagrał, nie dorównałoby świetnej poprzedniczce.
Nagrywanie nowej płyty zbiegło się też z odświeżeniem składu (odszedł Arkadiusz Rejda) i oczyszczeniem atmosfery wewnątrz formacji. Katharsis, jakim było nagrywanie depresyjnej "Dodekafonii" sprawiło, że napięcie wokół Grabaża i spółki nieco opadło - efektem jest płyta lżejsza gatunkowo, mająca w sobie punkową wręcz lekkość (pozostałości po Pidżamie?) i prostą rockową radość. Powiedzmy sobie szczerze, to najlepsze, co panowie mogli zrobić - wyluzować, nagrać materiał, który może nadać historii Strachów Na Lachy nowy, zdecydowanie gitarowy bieg.
Co prawda piosenki promujące "!To!", "I Can't Get No Gratisfaction" i znany z DVD "Przejście" "Mokotów" mnie osobiście nie powaliły - pierwsza to może i sprytna wyliczanka, ale słaba muzycznie, a druga za bardzo tkwi w przeszłości kapeli (mam na myśli zgraną melodię ze zwrotki) - o tyle reszta płyty jest naprawdę spoko. Zaczarowany, nieco psychodeliczny, ale i imprezowy "Sympatyczny atrament" porywa lekkością brzmienia i melodii oraz tekstem, który - jak mniemam - z lubością będą wyśpiewywali podczas koncertów wszyscy fani Strachów. Od pierwszego przesłuchania porwał mnie bigbitowy "Żeby z tobą być", znów lekki, śpiewny, ale i zabawny numer, z ujmującym swoją oryginalnością tekstem miłosnym.
Ale zespołowi wychodzi też konkretniejsze riffowanie w "Bankrut… Bankrutowi" - tu bardzo przyjemnie pulsuje bas, a i deszczowa (także w tekście) atmosfera nadaje piosence i całemu "!To!" potrzebnego kolorytu. Ciekawie zaaranżowane jest także "Dreadlock Queen" - początek brzmi jak zajawka jakiegoś hiphopowego podkładu, ale później, dzięki pracy gitar i delikatnej elektronice, numer przeradza się we współczesne, chwytliwe indie.
"!To!" nie jest płytą, która powala na łopatki, ale - jak już ustaliliśmy - nie mogła taką być. Miała nam przedstawić nowe Strachy Na Lachy jako zespół, który dzięki poprzedniemu wydawnictwu stał się wręcz kanoniczny dla polskiego rocka i który może sobie pozwolić na wszystko. Cel został osiągnięty.
Jurek Gibadło