Prawie 1,2 miliona dolarów zebrała Amanda Palmer na ten krążek przy pomocy serwisu Kickstarter, służącego do przeprowadzania zbiórek wśród internautów na różnego rodzaju projekty artystyczno-kulturalne.
Ludzie zaufali, datków nie skąpili i wreszcie otrzymali płytę jakiej Palmer na pewno nie nagrałaby pod patronatem wielkiej wytwórni - zresztą z jedną i tak już jest mocno skłócona.
To trochę jak z historią "Anoraknophobia" (2001) zespołu Marillion, gdy fani zamawiali album jeszcze przed rozpoczęciem jego nagrywania (łącznie prawie 13 tysięcy ludzi zapłaciło za nieistniejącą jeszcze płytę), co przyczyniło się do diametralnej zmiany muzycznego wizerunku brytyjskiej grupy, która mogła sobie wreszcie pozwolić - jako w pełni wystarczalna finansowo i nie trzymana na smyczy przecz żadną wytwórnię - na eksperymenty brzmieniowe i stylistyczne. Palmer co prawda aż tak potężnego zwrotu w twórczości nie notuje, ale dzięki pokaźnym funduszom mogła sobie pozwolić, by dotychczasowy "punkowy kabaret", jaki prezentowała chociażby z The Dresden Dolls, przeobrazić w prawdziwą operę. Dostaje bowiem słuchacz ponad 70 minut muzyki bogato zaaranżowanej, gdzie fragmenty ciche, takie na fortepian i wokal ("The Bed Song") łączą się z punkującymi, ale na sposób alternatywny "The Killing Type", "Massachusetts Avenue" czy "Melody Dean", by później przejść w rzeczy z pogranicza orkiestrowej burleski w "A Grand Theft Intermission". No i właśnie "Theatre Is Evil" to taka alternatywno-rockowa burleska ze sporą domieszką indie-punku i parodii popu stylistyką (głównie za sprawą specyficznego brzmienia syntezatorów) sięgającego do lat '80 tego gatunku.
Podobną koncepcję muzyki obrała sobie Regina Spektor, ale jej piosenki, bardziej minimalistyczne, przy "Theatre Is Evil" wypadają dość blado, tym bardziej, że mimo dużo ponad godziny materiału Amanda Palmer na swojej płycie co rusz zaskakuje słuchacza ciekawymi melodiami, interesującymi pomysłami oraz różnorakim instrumentarium - od gitar, przez smyczki, klawisze i pianina, różne piszczałki, rytmy żywsze i powolne. Miła jest właśnie ta witalność krążka, przeskoki nastroju z czysto fortepianowych powolnych piosenek, takich introwertycznych, w kipiące ekscentrycznością ekstrawertyczne dziwadła. Buduje to dionizyjski klimat mocno alternatywno rockowej burleski i, o ile mnie pamięć nie myli, jest to pierwsza znana mi udana próba stworzenia krążka o takim rozmachu w takiej stylistyce - mimo, że to wciąż jednak "tylko" zbiór piosenek, a nie jakiś concept-album. Bo jeśli miałbym porównać "Theatre Is Evil" do innego krążka, to nazwałbym go kobiecą, kabaretową wersją "The Wall". Tyle że - jako, iż to wszystko jest zakrojonym na wielką skalę muzycznym żartem - zatem i owo porównanie potraktujcie z przymrużeniem oka. Niemniej płytę Amandy Palmer nagraną wespół z The Grand Theft Orchestra warto znać, bo tak operetkowego albumu w alternatywnym rocku jeszcze nie było.
Grzegorz Bryk