Ubiegłoroczny debiut londyńskiej grupy nie był wprawdzie dziełem epokowym, ale nie stanęło to na przeszkodzie by zapewnić sobie przeważnie pozytywne recenzje krytyki oraz wysoką sprzedaż wśród publiczności.
The Vaccines postanowili więc kuć żelazo póki gorące i w zaledwie rok od "What Did You Expect from The Vaccines?" przypomnieli o sobie nowym albumem - "Come of Age".
Nie warto narzekać, że to nieco za szybko, bo i londyńczykom płyta wyszła niezgorsza. Daleki jestem od stawiania pomników, ale "Come of Age" to krążek zdecydowanie lepszy. Nie tyle dojrzalszy, bo grupa wciąż gra swoje - radiowy indie rock, ale uzbroili się panowie w melodie bardziej charyzmatyczne, jeszcze mocniej wpadające w ucho niż na poprzedniczce, która momentami była po prostu bezpłciowa. W tym przypadku silnikiem napędowym albumu są inspiracje, bo w nowej muzyce The Vaccines odniesień dosłyszeć da się multum. Roy Orbison, The Ramones, The Clash, The Beatles a momentami nawet Red Hot Chili Peppers czy też The Eagles. "Come of Age" to trochę dźwięki retro. Raz przenosimy się w czasy początku amerykańskiego punku, by po chwili żeglować już w stylistyce kalifornijskiego rocka, a w innych jeszcze miejscach płytki czuć ducha gitarowego grania lat '50 i '60. Wszystkie te stylistyczne cytaciki przekładają się na niezłe melodie - jeśli takie granie się oczywiście lubi, bo czy ktokolwiek tworzył przyjemniejsze w słuchaniu wokale niż Beatlesi albo The Eagles na początku działalności?
"Come of Age" to właśnie taki niezobowiązujący album. Sympatyczny, przy którym warto spędzić czas, ale raczej nic nowego w życie nie wniesie. To bynajmniej nie wada, bo i The Vaccines wydają się zdawać sobie sprawę z faktu, że tworzą nieprzeciętnie przyjemny w słuchaniu radiowy indie rock. Momentami się wprawdzie buntują w stylu The Ramones czy The Clash, ale głównie podgrywają na spokojnie - bez przesterów, akordowo, z najprostszym rytmem perkusyjnym. Świadczą o tym miłe eaglesowe "All In Vein" czy papryczkowe "Aftershave Ocean", i to właśnie te ciepłe fragmenty płyty są najlepsze.
"Come of Age" jawi się więc jako album udany. Główną zaletą jest tu klimat retro przejawiający się tak w melodiach jak i świadomie stylizowanym brzmieniu. The Vaccines udało się przenieść słuchacza w czasie i przestrzeni w ten moment historii muzyki, gdy nikt jeszcze nawet nie śnił o grunge'u czy ładowaniu w gitary silnego przesteru - a cenił sobie przyjemne wokale i z lekka marzycielski klimat.
Grzegorz Bryk