Takie albumy powinno rozkładać się na czynniki pierwsze, ale w trosce o dobro czytelników Gitarzysty pozwolę sobie tego nie robić. Za to skupię się na własnych odczuciach towarzyszących odsłuchowi "2nd Law".
Nigdy nie byłem fanem Muse, a wszelkie (mniej lub bardziej) stadionowe formacje, z legendami włącznie, jakoś do mnie nie przemawiały. Nie oznacza to, że nie doceniam ich dorobku i wkładu w muzykę. Muse co prawda jeszcze nie zapisało się na kartach historii jako zespół wybitny i taki, do twórczości którego za dziesięciolecia będą wracać zarówno młodzi alternatywni jak i starsi poukładani i grzeczni. Jak na razie jednak, po pięciu bardzo udanych albumach (z naciskiem na dwa ostatnie) grupa ma wszelkie zadatki na to, aby stać się jedną z ikon swoich czasów. "The 2nd Law" jest kolejnym krokiem aby osiągnąć taki stan rzeczy. Wielkiej rzeczy.
Fani zespołu oraz bardziej śledzący scenę muzyczną słuchacze obawiali się, że grupa wyczuła dubstepowy trend i "pogubi się" w świecie skrillexopodobnych woobli (m.in. przez współpracę z Nero), ale prawdę mówiąc, ja osobiście bardzo lubię te fragmenty (i dwa zamykające album utwory). Poza tym, ów dubstep jest tylko dodatkiem i jak dla mnie, dodaje ciężaru brzmieniu Muse i chyba chodziło właśnie o to, by spróbować czegoś nowego, a zarazem dołożyć do przysłowiowego pieca. Nie przekombinowali, a to najważniejsze. W każdym bądź razie elektronika wykorzystywana jako wsparcie dla tradycyjnego instrumentarium i wciąż rockowych kompozycji, w przypadku Muse sprawdza się wprost znakomicie. Ameryki nie odkryli, ale jak słychać, "The 2nd Law" może okazać się preludium do dalszej eksploracji tego terytorium, czego z całego serca im życzę.
Co poza tym? Gdyby to był pierwszy album Muse, jaki kiedykolwiek słyszałem, z pewnością polubiłbym brytyjskie trio za to, że doskonale buduje napięcie, świetnie z utworu na utwór odnajduje się w innej stylistyce, że patos miesza się z niewyobrażalnym wręcz dystansem do siebie i świata, i za to, że to po prostu Muse. Tyle, że tak mógłby się zachować ktoś, kto Muse jeszcze nie słyszał. Jak na "The 2nd Law" reaguje reszta? Prawdopodobnie z wypiekami na twarzy w pierwszej połowie albumu, w drugiej z zaciekawieniem ale już bez napalenia i ekscytacji przy mocniejszych dźwiękach, aż wreszcie, na samym końcu łapią się za głowę i zastanawiają czy to aby na pewno album nagrany przez jeden zespół. Rozrzut stylistyczny "The 2nd Law" jest co najmniej spory. Sądzę, że nawet gdyby kapela zechciała nagrać bardziej metalowy album (swoją drogą, Bellamy potrafi nie tylko pięknie śpiewać, ale również ryknąć!), a może całą space operę, z łatwością dała by sobie z tym radę. Pytanie tylko po co, skoro mogą nagrywać rzeczy po prostu spójne, będące Muse samym w sobie.
Grzegorz "Chain" Pindor