Alive In The Windy City
Gatunek: Alternatywa
W obozie Stone Temple Pilots panuje złowroga cisza. Po całkiem udanym krążku "Stone Temple Pilots" fani liczyli na to, że kariera reaktywowanego składu znów nabierze rozpędu - w końcu nie po to Scott Weiland odchodził z Velvet Revolver, by znów balansować na granicy narkotykowej śmierci. A może właśnie po to?
Aby osłodzić nam czas czekania na nową płytę studyjną (o ile taka nadejdzie) zespół wraz z wydawcą podjął zacną decyzję, by uraczyć nas pierwszym sensownym DVD koncertowym w historii Stone Temple Pilots. Zarejestrowany koncert miał miejsce w marcu 2010, a więc jeszcze przed premierą ostatniego materiału studyjnego STP, w - jak łatwo się domyśleć - Chicago w miejscowym Riviera Theatre.
Zacznijmy od setlisty - ta jest doprawdy zacna i właściwie nic w niej nie brakuje. Rządzi najlepszy krążek w historii Stone Temple Pilots, debiutancki "Core", reprezentowany przez 7 kawałków. "Creep", "Plush", "Wicked Garden" czy "Sex Type Thing" to pozycje obowiązkowe, pojawia się też rzadziej grany na koncertach "Dead and Bloated". Solidną reprezentację mają "Purple" (z "Vasoline" na czele) i "Stone Temple Pilots". W przypadku tego ostatniego nieco boli brak singli "Take A Load Off" i " Cinnamon", ale jak mówiłem koncert był nagrywany jeszcze przed premierą ostatniego krążka grupy, więc pewnie kwartet sam nie wiedział, które numery trafią do promocji.
A sam koncert? W wyprzedanym do ostatniego miejsca klubie unosi się energia prawdziwego rock'n'rolla. Publiczność cieszy się, że może znów oglądać starych idoli, muzycy - z początku nieco spięci - rozkręcają się z każdą piosenką, udowadniając, że wrócili by dobrze się bawić. A jeśli wrócili z innych powodów, to bardzo sprytnie to ukrywają.
Scott jest w formie - ma siły by balować przez cały koncert, głos ma tak pewny, że aż pojawiają się w mej głowie wątpliwości, czy przypadkiem większości z jego partii nie nagrano w studio… Ale okej, nie będę chłopa oskarżał. Wolę razem z nim zaśpiewać przebojowe "Between The Lines", odlecieć przy hipnotycznym "Big Empty" czy smutnym "Creep", przypomnieć sobie, że ci kolesie mają w repertuarze tak genialne kawałki, jak "Plush" czy "Interstate Love Song". Bardzo dobre brzmienie i klimatyczna praca kamer zdecydowanie ułatwiają mi zadanie.
W ramach dodatków otrzymujemy 15-minutowy wywiad z STP, którzy opowiadają o powstawaniu nowej wtedy płyty. Właśnie, tu jest pies pogrzebany - nie miałbym się zupełnie do czego przyczepić, gdyby to DVD ukazało się, powiedzmy, rok czy półtora roku temu. Ale teraz "Alive In the Windy City" i wspomniany wywiad nieco tracą na aktualności.
Tak czy owak to materiał, który polecam bez zastanowienia. Stone Temple Pilots, przepuszczeni przez sito narkotyków, rozstań i powrotów, z dodatkowymi dwoma krzyżykami na plecach nadal brzmią przebojowo. Pewnie, że raczej nigdy nie dorobią się statusu megalegendy, zespołu zmieniającego ludzkie gusta, ale z pewnością ucieszą wszystkich fanów brzmień z początku lat 90.
Jurek Gibadło