DevilDriver na trasie do maja 2012 roku
Lider amerykańskiej metalowej formacji, Dez Fafara, zdradził w jednym z wywiadów jak będzie wyglądała najbliższa i trochę dalsza przyszłość Kalifornijczyków.
"Kiedy jesteś na trasie tak często jak my, osiem dni przerwy pomiędzy poszczególnymi trasami odczuwa się jak dwadzieścia cztery godziny. Kiedy przyjeżdżasz do domu by się rozpakować, po chwili znów wyjeżdżasz. W tym momencie mamy tak napięty grafik, że nie wiem, czy jest w tej chwili jakiś zespół, który koncertuje tak ciężko jak my. Jeśli nawet jest, to zapewne robi sobie od miesiąca do dwóch przerwy pomiędzy trasami, a my tak nie robimy" opisuje Fafara.
"Jedyną przerwę jaką zamierzamy sobie w najbliższym czasie to czas pomiędzy styczniem, a lutym. Jest ona zarezerwowana na pisanie nowego materiału i zarejestrowaniu go w studio. W marcu wracamy do grania koncertów na Wyspach Brytyjskich. Jeśli chodzi o nowy album, to nieważne czy będzie to piąty, szósty, siódmy, ósmy czy dziewiąty album. Za każdym razem będziemy się starali, żeby było on lepszy od swojego poprzednika. Niewiele zespołów może powiedzieć, że poszli w taką stronę i rzeczywiście im się udało. Większość zespołów, po wydaniu jakiejś większej ilości albumów, rozpada się, albo wydaje coraz gorsze, byle jakie płyty. My chcemy trzymać naszych fanów cały czas na nogach. Więc średnio co każde dwa lata zamierzamy wypuścić album i kontynuować trasy koncertowe, tak jak to robimy do tej pory. Na chwilę obecną kalendarz mamy wypełniony do maja 2012 roku. Później zamierzamy wziąć półroczny rozbrat z muzyką. To będzie dla mnie najdłuższy odpoczynek jaki miałem od czternastu lat" podkreśla lider DevilDriver.
Muzyk odniósł się także do opinii na temat ostatniego wydawnictwa kalifornijskiej formacji, a także do przyczyn opuszczenia szeregów swojej poprzedniej kapeli - Coal Chamber. "Naprawdę cieszy mnie tak dobre przyjęcie na całym świecie naszego ostatniego albumu i doceniamy każde wsparcie jakie w związku z tym otrzymaliśmy. Zawsze wiedzieliśmy, że chcemy dać naszym fanom coś pozytywnego i coś z czymś w jakiś sposób mogliby się utożsamiać. Czujemy, że muzycznie zrobiliśmy dobry krok naprzód. Natomiast jeśli chodzi o Coal Chamber, moje odejście było spowodowane chodziło uzależnieniem od narkotyków kolegów z zespołu. W pewnym momencie nikt nie mógł dobrze wykonywać swojej pracy, więc nadszedł czas na podjęcie poważnych decyzji i odejście. To trochę tak, jak z pracą, którą nie lubisz lub w małżeństwie, w którym nie czujesz się szczęśliwy. W pewnym momencie przychodzi czas na koniec. Nie mogę stwierdzić na sto procent, że gdyby ta sytuacja nie miała miejsca to nadal byśmy grali razem. Po części po prostu chyba nam odbiło, zaczęliśmy być wielcy, rozpoznawalni, wyprzedawaliśmy koncerty i chyba nie potrafiliśmy sobie z tym poradzić jako grupa. Nie mogłem patrzeć na ludzi, których kocham jak rujnują sobie życie dragami. Można powiedzieć, że wspólnym graniem dawałem im pieniądze do autodestrukcji. Odchodząc, uratowałem im życia. Dziś rozmawiamy ze sobą, już nie biorą ciężkich narkotyków. I chyba dobrze, że stało się tak, a nie inaczej" podsumowuje Dez Fafara.
(KK)