Dr. John na koncercie w Warszawie

Newsy
Dr. John na koncercie w Warszawie

Z całą pewnością jedna z największych ikon amerykańskiej popkultury. Sześciokrotnie odbierał nagrodę Grammy. Nominowany był do niej również sześciokrotnie. Cóż takiego jest w nim samym? W jego kompozycjach i w jego podejściu do muzycznej materii? Cóż tak wyjątkowego jest w tym facecie, że do inspiracji jego twórczością, tak otwarcie przyznają się najwięksi w muzycznym biznesie: Mick Jagger, Jimmy Page, Jimi Hendrix, Eric Clapton, muzycy Little Feat, Canned Heat, Gregg Allman czy Dan Aurebach z fenomenalnych The Black Keys?

Dziwacznie, by nie powiedzieć kontrowersyjnie ubrany, pojawia się na scenie. Wymalowana groźnie twarz, na głowie okrycie złożone z ptasich piór, skór węża, kości i tajemniczych wisiorków. Przyodziany w skórzane coś, co trudno nazwać normalnym odzieniem, wygląda bardziej na tajemnego szamana z nowoorleańskich bagien niźli muzyka.

W jego przypadku nie sposób oddzielić tych dwóch składników, które w bardzo wyrazisty sposób określają go jako człowieka i jako muzyka. Skojarzenia z mistyką bagiennego voodoo są natychmiastowe. I oto właśnie chodzi. Nie ma chyba drugiego artysty tak bardzo wiernego nowoorleańskiej stylistyce. Nie tylko muzycznej rzecz jasna. Arcyciekawa to postać; tajemnicza, nietuzinkowa. Kiedyś George Lowell, nie żyjący już lider znakomitych Little Feat powiedział coś bardzo znamiennego "muzyka amerykańska, muzyka roots, ta rdzennie amerykańska, czyli w pewnej części ta jej pierwotna forma nigdy nie rozwinęła by się w tak swobodny i oczywisty sposób gdyby nie Dr. John."

Kolebką cajun, Mardi Grass i rhythm and bluesa jest właśnie Nowy Orlean ze swym duchowym przywódcą Dr. Johnem. Wielokrotnie z Little Feat próbowaliśmy dotrzeć do sedna sprawy, męcząc się przy tym niemiłosiernie, w końcu chyba w Spanish Moon zbliżyliśmy się do nowoorleańskiego serca. A on po prostu siadał przy rozstrojonym fortepianie i wyrywał ci duszę." Tyle George Lowell. Surrealizm Dr. Johna, zawsze mocno osadzony w mglistych klimatach Nowego Orleanu nie narodził się od razu. Malcolm John "Mac" Rebennack na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ciężko pracował jako muzyk sesyjny m.in. z takimi tuzami jak Frankie Ford, Art Neville czy Joe Tex. Ale jak sam twierdzi najwięcej wyniósł z pracy z człowiekiem, którego do dziś uważa za swego mentora. Professor Longhair. "To właśnie u Longhaira dostrzegłem to , co w muzyce, którą chciałem tworzyć jest najcenniejsze - jej pierwotny czynnik; jeśli zrozumiesz co chcesz z tego wyjąć reszta przychodzi sama." Dr. John znany też jako Dr.John The Night Tripper i Dr. John Creaux narodził się w momencie nagrywania debiutanckiego, genialnego albumu Gris-Gris.

Przydomek Dr. John , "Mac" Rebennack nadał sobie , odnosząc się do pewnego haitańskiego szamana i uzdrowiciela voodoo, który trafił na luizjańskie bagna a o którym młody Rebennack Jr. sporo naczytał się w młodości. Gris-Gris to pełna definicja stylistyki przyszłej legendy amerykańskiej sceny: jazz, rhythm and blues, zydeco i pełna niepokoju rockowa psychodelia. To kwintesencja całej twórczości Dr. Johna. Wszystko czym zajmował się później w mniejszej lub większej mierze odnosiło się do tego albumu. Wydany w 1968 roku przez Atlantic Rec. znalazł się na liście Rolling Stone’a pośród 499 innych najbardziej wpływowych albumów wszechczasów.

Legenda głosi, że gdy młody Rebennack zakończył pracę z niezwykle popularnymi w owym czasie Sonny & Cher, zostało jeszcze sporo czystej taśmy i czasu w wykupionym studio. Podobno to właśnie Cher przekonała przyszłego Dr.Johna, aby zarejestrował coś swojego. I tak właśnie, praktycznie z marszu, powstał jeden z najbardziej kultowych i frapujących albumów końca lat sześćdziesiątych. Kolejnym przełomem w jego karierze był krążek o znamiennym tytule The Sun, Moon & Herbs.

W Bilboardzie nie bardzo mogli sobie poradzić z opisem zawartej na tym albumie muzyki. Wszak, wśród muzyków towarzyszących Dr. Johnowi znaleźli się Eric Clapton i Mick Jagger. Jedna z pierwszych recenzji tego krążka została zatytułowana "mroczna muzyka z bagien", a w samej nocie sugerowano czytelnikowi, że najlepiej słuchać tej muzyki w upalną, parną noc, gdy na horyzoncie pojawiają się pierwsze oznaki nadciągającej, gwałtownej burzy. The Sun, Moon & Herbs pierwotnie miał być zestawem trzypłytowym, jednak Eric Clapton podpowiedział mistrzowi, że przy tak długiej dawce niepokojących dźwięków całość straci swój mistycyzm. Dr. John okroił więc całość do pojedynczej płyty.

Nie sposób wymienić w tej nocie wszystkich tych, z którymi Dr. John współpracował, ani też , choć skrótowo odnieść się do każdej jego płyty. To materiał na książkę; zresztą taka już powstała. Do dziś to niezwykle popularna postać, obdarzona przez innych muzyków najprawdziwszym kultem. O Dr. Johnie nie wypada mówić źle; ale też nigdy nie dał nikomu powodów, aby wypowiadać się na jego temat niepochlebnie. To ciągle jeden z najbardziej wpływowych muzyków naszych czasów. W ubiegłym roku on i Dalajlama otrzymali tytuł doktora honoris causa na Uniwersytecie w Tulane. W 2007 roku Dr. John dołączył do Louisiana Music Hall Of Fame and The Blues Hall Of Fame. Rok później jego niezwykle korzenny album City That Care Forgot zostaje bluesowym albumem roku. Jego kolejne arcydzieło Locked Down , nagrane przy pomocy geniusza z The Black Keys , Dana Auerbacha, zostaje zwycięzcą Grammy w kategorii Najlepszy Współczesny Album Bluesowy.

Po ponad półwiecznej obecności na scenie jego muzyczny zapał zdaje się nie słabnąć. Niezwykle unikalna i niepowtarzalna synteza mistycyzmu voodoo, rocka psychodelicznego, jazzu, bluesa i kreolskiej ludyczności ciągle ma swych wiernych wyznawców.

6 listopada w Progresja Music Zone możecie osobiście sprawdzić jak smakuje to nowoorleańskie, muzyczne lekarstwo. Czarów nie unikniecie, są one bowiem zawsze obecne, gdy na scenie pojawia się On. Dr. John.