Podstawy improwizacji, cz. 1
Przez kilka ostatnich tygodni zajmowaliśmy się prowadzeniem głosów w tercji. Pokazaliśmy sobie na różnych przykładach, jak można aranżować różne, dość popularne melodie na dwa głosy o tych samych wartościach rytmicznych.
Każdy z nas słyszał motywy grane w tercji w twórczości m.in. Iron Maiden, Acid Drinkers, Dream Theater i innych popularnych zespołów. Zachęcam Was do rozwijania tej metody, ponieważ nie słyszałem do tej pory gitarzysty, który by ją rozwinął w zaawansowany sposób na gitarze solowej.
W tym miesiącu dowiecie się więcej o samej improwizacji. Postaram się podać kilka praktycznych uwag i wskazówek odnoszących się nie tylko do tappingu oburęcznego, ale także, jakoby przy okazji, do innych technik gitarowych. Można będzie zatem tę wiedzę wykorzystać m.in. do rozwijania metody improwizacji tercjowej tappingiem, improwizacji tradycyjnej tappingiem (czyli takiej, w której lewa ręka gra ustalony podkład, a prawa improwizuje), ale także do metod tradycyjnej improwizacji. Jako uczestnik i laureat wielu konkursów improwizacji mam też wiele obserwacji odnośnie błędów popełnianych często przez początkujących muzyków.
Zacznijmy od tego, czym naprawdę jest improwizacja. Pierwsza definicja, która przychodzi nam do głowy, to granie czegoś wyssanego z palca, komponowanie na żywo, tworzenie melodii w locie... Jest to prawda, ale tylko częściowa. Taka definicja zakłada pewnego rodzaju magię, ale nie o taką magię według mnie chodzi. "Biblia bebopu" (Les Wise) podaje prostą i dość trafną definicję improwizacji mówiącą, że "jest to sztuka świadomej reorganizacji". Definicja ta z góry zakłada, że instrumentalista uczy się klocków, z których następnie buduje różne budowle. Jakby się zastanowić, to tak właśnie uczymy się grać na gitarze. Najpierw uczymy się licków, pewnych zabiegów artykulacyjnych (glissy, podciąganie), a następnie, improwizując, wykorzystujemy to, co już umiemy. Jeśli nawet uda nam się zagrać jakiś nowy lick, którego wcześniej nie ćwiczyliśmy, to znaczy to, że składa się on z mniejszych fragmentów (motywów), które mamy wyćwiczone.
Improwizacja składa się ponadto z dwóch elementów: Pierwszy z nich to element pracy warsztatowej. Jest to pewna ilość warsztatowych zabiegów, które należy opanować, by improwizować w ramach danego gatunku muzycznego. Dla przykładu, jeśli chcemy grać bluesa na gitarze, powinniśmy opanować pentatonikę durową, molową, skalę bluesową, ponadto musimy przywiązywać dużą wagę do tzw. blue notes (tercja mała, tryton i septyma mała), musimy mieć dobrze opanowane akordy septymowe w różnych pozycjach i przewrotach. Musimy też opanować typowe bluesowe zabiegi artykulacyjne (podciąganie, wibrato itp.). To jest język, którym będziemy się posługiwać.
Drugim elementem jest muzyka, czyli to, co gitarzyści nazywają duszą, feelingiem itp., i coś, co na tyle przykuwa uwagę przeciętnego słuchacza, że jest on w stanie, nie nudząc się za bardzo, wysłuchać koncertu do końca. Jak wiadomo, muzyka jest jedna, i niezależnie od gatunku, w którym improwizujemy, powinniśmy za jej pomocą przekazywać nasze emocje. Moim zdaniem pierwszym podstawowym błędem jest brak złotego środka pomiędzy tymi właśnie elementami. Zbyt wiele "gatunkowego warsztatu", zbyt mało elementów muzyki. Przypomina to pisarza, który opanował wiele mądrych słów, ale pisze tymi słowami jakieś kompletne banały lub nie potrafi ich używać właściwie. Przerost formy nad treścią - to właśnie grozi muzykom, i to we wszystkich gatunkach. Często krytykowany shredding może być tu dobrym przykładem, ale nie tylko on. Bardzo wielu początkujących jazzmanów gra gatunkowy bełkot, stosując akordy jako swoiste plamy dźwięków, tymczasem twórcy tych plam, tacy jak Joe Pass, dobrze wiedzieli, co robią i skąd każdy głos akordu wynika, przez co harmonia stała się narzędziem wyrażania emocji. Granie akordów, których się nie rozumie, to też rodzaj shredu. Podobnie w muzyce klasycznej krytycy mówią, że pianista hałasuje, a nie gra ładnym tonem. Tutaj zabrakło innego elementu muzyki. Przede wszystkim, aby muzyka była dobra, powinna zawierać dopracowane na pewnym poziomie wszystkie jej elementy, ale o tym porozmawiamy przy kolejnej okazji.
Wracamy do tappingu oburęcznego. Najczęstsze podejście muzyków polega na graniu lewą ręką podkładu, a prawą improwizacji nad tym podkładem. Nie jest to nic niezwykłego - w ten sposób grają przecież od dawna pianiści. Lewa ręka musi wykonywać podkład niemalże automatycznie, tak aby nie trzeba było skupiać się na pracy lewej ręki w czasie improwizacji prawą ręką. Proponuję jeden z podkładów, których uczyliśmy się już w poprzednich odcinkach warsztatów.
Dodatkowy problem techniczny to "konflikt strun". Nasza melodia może pójść w różną stronę. Załóżmy, że zajmiemy cztery struny na potrzeby improwizacji, pozostają dwie na potrzeby podkładu (zazwyczaj w tym przypadku gitarzysta gra partię gitary basowej, używając dwóch strun). Inne podejście polega na graniu tzw. przeplatanym, o czym mówiliśmy już w innym odcinku warsztatów. Z grubsza metoda polegała na tym, że lewa ręka grała tylko wtedy, gdy prawa nie grała, i na odwrót. Podkład przeplata się z improwizacją. Obie te metody dość mocno ograniczają, ale musimy sobie jakoś radzić. Tu nasuwa mi się wniosek, że należy opracować swój system improwizacji, który będziemy rozwijać, a resztę traktować marginalnie.
Akordy w podkładzie sugerują użycie gamy molowej naturalnej jako materiału dźwiękowego, czyli skali eolskiej w tonacji E. Będziemy improwizować dźwiękami E, F#, G, A, B, C, D (przypominam, że zamiast H używamy B). W końcówce ćwiczenia - przed ostatnim dźwiękiem - jako ostatnia fraza została zagrana cała ta skala z góry na dół. Na początku kilka fraz na rozruszanie palców prawej ręki; gitarzyści zazwyczaj używają lewej ręki do grania improwizacji, zatem teraz trzeba będzie poćwiczyć palce nieużywanej dotąd w improwizacji ręki prawej. W kolejnych odcinkach opowiemy sobie o różnych składnikach improwizacji, ale po kolei.
Aby było nam łatwiej, podkład zaczerpnąłem z fragmentów utworu "It’s Probably Me" z repertuaru Stinga i Erica Claptona. Podobny graliśmy przy okazji pierwszego odcinka warsztatów tappingu, więc pierwszy etap wyćwiczenia automatycznego lewej ręki mamy już za sobą.
Zwracamy przy tym szczególną uwagę na następujące kwestie:
1. Akcentowanie (oznaczone kropką pod/ nad nutą).
2. Zakończenia fraz (ostatni dźwięk, wykończenie i artykulacja).
3. Wolne tempo na początku.
4. Artykulacja całości (portato w moim przypadku).
5. Ćwiczenie równo z metronomem (trzeba się skupiać zwłaszcza przy ćwiczeniu lewej ręki w podkładzie).
6. Ćwiczenie prawą ręką równo z lewą (czyli lewa ćwiczy do metronomu, a prawa do lewej), tak aby złapać tzw. synchro. To chyba najtrudniejsze do opanowania...
7. Lewa ręka musi grać automatycznie, zanim zaczniemy improwizować.
Spróbujcie teraz na bazie rytmów podanych fraz ułożyć swoje inne frazy, wykorzystując dźwięki skali E eolskiej. Rytm jest kluczem do układania ciekawych fraz, może to być rytm szybki - szesnastkowy - ale też pojawia się nam triola ósemkowa i wiele długich nut. Powodzenia!