Kwintowi pomocnicy

Sławomir Sobczak
Kwintowi pomocnicy

Miesiąc temu zajmowaliśmy się ulubionym interwałem gitarzystów rockowych, czyli kwintą, a tym razem pójdziemy krok dalej, starając się urozmaicić bazujące na nim riffy.

W tym celu nie zrezygnujemy ze stosowania kwint, lecz skupimy się na umieszczeniu ich w odpowiednim, ale za to w miarę starannie dobranym otoczeniu. Tytułowymi pomocnikami tego interwału uczynimy kwarty i seksty, które, z uwagi na bliskie sąsiedztwo bohatera poprzedniego odcinka naszych warsztatów, nie wymagają zbytniej gimnastyki, są łatwe do opalcowania, a także - co najważniejsze - doskonale sprawdzą się jako elementy urozmaicające riffy oparte na kwintach. Cała sztuka polega tu na umiejętnym łączeniu ze sobą wszystkich stosowanych interwałów, którymi (dla uproszczenia) będą w naszym przypadku kwinty, kwarty i seksty.

Jeżeli mamy ambicje tworzenia nieszablonowej muzyki opartej na odważnych eksperymentach brzmieniowych, to raczej nie będziemy przejmować się zachowaniem równowagi pomiędzy kwintami a dodatkowymi interwałami, natomiast przy prostszym, rockowo-metalowym graniu musimy już podjąć pewną decyzję w kwestii, czy gramy głównie powerchordy, ubarwiając je tylko od czasu do czasu odrobiną brudniej brzmiących sekst i kwint, czy też traktujemy wszystkie interwały jako równoprawne. Osobiście skłaniam się ku pierwszemu rozwiązaniu, ponieważ dzięki niemu znacznie trudniej jest stracić koncentrację na kwintach, a to przekłada się na zachowanie bardziej zwartego brzmienia z uwagi na bazę tworzoną przez sprawdzone kwinty. Zbytnie odejście w stronę kwart lub sekst może wprowadzić do riffów zbyt duży, trudny do opanowania nieład, który przez słuchaczy może być odbierany jako brak czytelności. Oczywiście każdy riff rządzi się własnymi prawami i wymaga innego podejścia, dlatego trudno jednoznacznie sugerować uniwersalne rozwiązania. Najważniejsze jest to, aby nie tracić z zasięgu wzroku (czytaj: ucha) całego motywu, riffu czy utworu i aby odpowiednio dozować środki wyrazu w celu osiągnięcia jak najlepszego efektu. W większości przypadków sprawdzają się najprostsze rozwiązania, i tak jest również tutaj. Wystarczy grać proste motywy oparte na powerchordach, a następnie stopniowo przebudowywać ich strukturę, wplatając w nią seksty i kwarty. A więc spróbujmy!

PRZYKŁAD 1 bazuje właśnie na tego typu podejściu, które można nazwać bezpiecznym. Pierwsze dwa takty to seria powerchordów. Mamy tu dwudźwięki E5, B5 i C5, z których tylko E5 wymaga tłumienia strun prawą dłonią ułożoną na mostku (P.M.). Jak widać, przedstawiony obok riff jest bardzo prosty, wymaga tylko starannego osadzenia dźwięków w czasie - szczególnie synkop przypadających na "2 i" oraz "4 i" taktu 1. Na pozostałą część omawianego przykładu składają się trzy osobne, dwutaktowe fragmenty, w których wprowadzamy modyfikacje do poznanego przed chwilą riffu. W taktach 3-4 zajmujemy się powerchordem B5 (x-2-4-x-x-x), w którym zamieniamy kwintę fis (próg 4 struny D4) na kwartę e (próg 2 struny D4), w wyniku czego uzyskujemy dwudźwięk B4 (x-2-2- x-x-x). Opalcowanie tandemu C5-B4 można zrealizować na kilka sposobów, z których najciekawsze to: 1. Użycie palców wskazującego i serdecznego do zagrania powerchordu C5, a następnie przesunięcie ręki do pozycji II, w której należy wykorzystać palec wskazujący ułożony na strunach A5 i D4 do zagrania dwudźwięku B4; 2. Zastosowanie palców środkowego i małego do realizacji powerchordu C5, po czym przejście do B4 granego w taki sam sposób jak poprzednio. Podstawowa różnica w stosunku do pierwszego sposobu polega na braku konieczności zmiany pozycji. Inaczej mówiąc, wszystkie palce znajdują się na swoich miejscach już w chwili grania akordu C5.

Takty 5-6 prezentują inne podejście - tym razem zostawiamy w spokoju powerchord B5, za to C5 (x-3-5-xx- x) zamieniamy na C4 (x-3-3-x-x-x). Opalcowanie może być praktycznie jedno: C4 gramy palcem środkowym (zarówno dźwięk c na strunie A5, jak i f na D4), natomiast B5 gramy za pomocą palca wskazującego i serdecznego (ewentualnie małego). Ostatnia część przykładu 1 pokazuje, że kolejną metodą urozmaicenia riffu może być zwykła transpozycja kwinty, w wyniku której otrzymujemy dwudźwięki G4 i F#4 w miejsce powerchordów C5 i B5. Jak widać, możliwości jest wiele, a pamiętajmy, że na razie zajęliśmy się tylko kwartami...

PRZYKŁAD 2 opiera się na kwintach wspomaganych przez obydwa omawiane w tym miesiącu interwały, czyli kwarty oraz seksty. Kwarty występują tu jedynie w ostatnim takcie, a główną uwagę będziemy kierować na seksty. Wszystkie dźwięki pustej struny E6 gramy jako tłumione, wprowadzając dodatkowo dwie szesnastki na "1 i" każdego z taktów, których zadaniem jest tylko rozbicie monotonnej, ćwierćnutowej pulsacji. Pierwszy napotkany dwudźwięk to zwykły powerchord C5 (8-10-xx- x-x), natomiast kolejny będzie już zawierał sekstę: B6 (7-10-x-x-x-x). Opalcowanie go nie powinno sprawiać trudności większości gitarzystów, ponieważ odległość pomiędzy progami w pozycji VII nie jest zbyt duża. Gorzej będzie w przypadku dwudźwięku C6 (8-12-x-x-x-x), który pojawia się w takcie 2. Opalcowanie pary D5-C6 najlepiej rozwiązać w taki sposób, aby poszczególne palce biorące udział w grze znajdowały się na swoich miejscach, zanim jeszcze zaatakujemy struny, czyli: za dźwięk c na progu 8 struny E6 odpowiada palec wskazujący, za d na 10 progu tej samej struny - palec środkowy, natomiast za a na progu 12 struny A5 - palec mały. Rozwiązanie takie sprawi, że nie staniemy przed koniecznością szybkiego przesunięcia palca wskazującego z progu 10 na 8 z jednoczesnym utrzymaniem palca małego na progu 12 struny A5.

PRZYKŁAD 3 pokazuje, w jaki sposób połączyć zamianę niektórych powerchordów na dwudźwięki z sekstą, z jednoczesną przebudową struktury rytmicznej riffu. Pierwsze dwa takty to motyw podstawowy składający się z powerchordów, natomiast dwa kolejne zawierają dwie seksty wprowadzone w miejsce kwint (F#6 zamiast F#5 oraz A6 w zastępstwie A5).

PRZYKŁAD 4 - jako jedyny ze wszystkich w tym miesiącu - nie opiera się na współbrzmieniach i bazuje na pulsacji triolowej. W pierwszym takcie mamy dźwięki pustej struny E6 uzupełnione kwartą a na pustej strunie A5, następnie f (próg 1 struny E6) z kwintą c (próg 3 struny A5). Kolejne takty opierają się na tym samym schemacie, który można kontynuować w wyższych pozycjach na gryfie. Nie przez przypadek ten odcinek warsztatów nosi tytuł "Kwintowi pomocnicy". Interwały, o których była mowa powyżej, są tu bowiem traktowane jedynie jako dodatki czy - jak w tytule - pomocnicy kwinty, która wciąż pełni tu rolę pierwszoplanową. Takie wyważone podejście do tematu powoduje, że dzięki intensywnemu wykorzystaniu kwint moc granych riffów nie zmniejsza się, a brzmienie staje się zdecydowanie bogatsze. Okazuje się, że pomimo wszystkich zalet kwint nie ma sensu trzymać się ich zbyt kurczowo i że lepiej zwrócić uwagę na szereg innych interwałów. Jak łatwo zauważyć, żaden z nich nie jest w stanie konkurować z kwintą w kwestii czytelności brzmieniowej (oczywiście pomijając oktawę), ale nie o nią tu jednak chodzi. Najważniejsze jest po prostu stworzenie bogatszego harmonicznie kontekstu dla prostych powerchordów, co jest stosunkowo łatwe do uzyskania. Pamiętajmy również, że mocne współbrzmienie dźwięków oddalonych od siebie o interwał kwinty jest nie tylko zaletą, ale może stać się również i wadą. Albowiem z jednej strony zyskujemy masywne, bogate i bezpieczne (nawet na maksymalnym przesterze) brzmienie, z drugiej zaś - możemy łatwo wpaść w pułapkę tworzenia nudnych, powtarzalnych motywów. Powodzenia!