Sposób na granie bluesa to żyć tą muzyką

Katarzyna Maliszewska
Sposób na granie bluesa to żyć tą muzyką

W tym odcinku warsztatów z jednej strony zestawię w skrócie problematykę bluesowych warsztatów poruszonych w 2010 roku na łamach magazynu "Gitarzysta", z drugiej zaś zaproponuję wykonanie fragmentu utworu, którego kolorystyka jest odpowiednia dla atmosfery świąt. Odnosząc się do słów przytoczonych w tytule warsztatu, zbierzmy oraz uporządkujmy na początek informacje stanowiące wskazówki do odpowiedzi na pytania, jakie jest to życie oraz czy i jak gitarzysta może stać się jego częścią, dotleniając swoje serce dźwiękami bluesa.

W styczniu zapoznaliśmy się z pojęciem "wycie wilka", które zostało przypisane przez muzyka country do sposobu śpiewania jednego z czołowych gitarzystów bluesa, charakterystycznego dla odmiany delty Missisipi. Człowieka nazywanego w środowisku bluesowym jako Howlin’ Wolf. Zagrywki autorstwa tego artysty to dźwięki obfitujące w zmieniające się (często niespodziewanie) emocje - z przygnębienia do radości, z euforii do smutku. Zagrywkom zaprezentowanym w styczniowym odcinku towarzyszył akcent dorycki. Chcesz się dowiedzieć lub przypomnieć sobie prawdziwe nazwisko Howlin’ Wolfa, a także powtórzyć budowę i brzmienie skali doryckiej? Zajrzyj do archiwalnego odcinka bluesowych warsztatów na łamach MG nr 49.

W lutym dowiedzieliśmy się, kto to jest Ronnie Horvath. W efekcie swej przypadkowej wizyty w bostońskim klubie muzycznym postanowił zostać gitarzystą bluesowym. Elementy charakterystyczne dla jego zagrywek poznaliśmy wraz z kluczem zmieniających się akordów toniki, subdominanty oraz dominanty. Co się stało w owym klubie, do którego zajrzał Ronnie znany jako Earl? Patrz MG nr 50. Marcowy numer "Gitarzysty" (MG nr 51) to sylwetka jednego z czołowych gitarzystów zespołu Fleetwood Mac. Wykonaliśmy na kilka sposobów temat jednego z najbardziej znanych jego utworów pt. "Albatross". Była to też doskonała okazja do poznania odległości tercji, seksty i tego, co je łączy - niezwykle ważnych pierwiastków występujących w atmosferze bluesowej. Kwiecień pleceń, bo przeplata trochę zimy, trochę lata...

Po zimie przyszła pora, aby zapukać do drzwi wspomnianego w poprzednim miesiącu gitarzysty, którego prawdziwe nazwisko brzmi Greenbaum. W lecie zaś, w charakterystyczne dla jego stylu gry zagrywki wpleciony został niezwykle ważny element artykulacyjny gitarowego rzemiosła - bending (podciąg). Jeżeli nie pamiętasz, jak nie należy wykonywać podciągu, wróć do spotkania z Peterem Greenem (MG nr 52).

Kolejny warsztat bluesowy i kolejny jego bohater, który w wyniku przypadkowo włączonego odbiornika radiowego (w którym to przypadkiem usłyszał jedną melodię) postanowił grać bluesa. Na gitarze oczywiście. Pianino na tym ucierpiało, ale nie ma tego złego... Przypomnę, że był to Albert Collins. Jeśli kogoś interesuje spora dawka ćwiczeń zawartych w bluesowych zagrywkach, m.in. wspomnianego powyżej bendingu, zapraszam do archiwalnego warsztatu z maja (MG nr 53). W czerwcu szykujemy pakowny plecak, aby podczas muzycznej podróży zebrać jak najwięcej nowych kolorów. Jeżeli paleta kolorów pentatonicznych już Ci nie wystarcza, przypomnij sobie, jakie odcienie może mieć kolor miksolidyjski. Jest ich kilka. W przedstawionym warsztacie dla każdego z nich inspiracją stała się krótka fraza muzyczna należąca do Alberta Lee (MG nr 54).

W poszukiwaniu nowych szkiców na gryfie warto czasem zapomnieć, że powszechnie gitara ma sześć strun. W lipcowym odcinku bluesowych warsztatów wykonaliśmy jedną z najładniejszych melodii z repertuaru zespołu The Beatles, zawężając możliwości naszego instrumentu do jednej struny. Poznaliśmy również jej autora, niesłusznie chowającego się zazwyczaj w cieniu pozostałych muzyków. Jesteś ciekaw, jaka była pierwotna nazwa zespołu The Beatles, jaka to melodia oraz kto ją skomponował? Zajrzyj do MG nr 55. Dwa kolejne spotkania (sierpień oraz wrzesień) z bluesem zakłóciły typowe dla jazzowego brzmienia akordy należące do durowej oraz molowej progresji IIV- I. Przedstawiłam w nich pewnego rodzaju receptę na zastosowanie w harmonii, charakterystycznej dla muzyki jazzowej, wyłącznie pentatonicznej palety kolorów, która z kolei odnosi się do bluesowej nuty. Przy okazji udowodniłam, jak ważna jest świadomość rytmiczna w improwizacji. Sama recepta nie okazała się bowiem skuteczna w 100 procentach. Dlaczego tak się stało? Zapraszam do archiwalnych odcinków MG nr 56 i 57.

Skoro już się przekonaliśmy, jak ogromną rolę w muzyce pełni rytm, nadeszła pora, aby się zmierzyć z jego problematyką. W październikowym numerze (MG nr 58) przypominam podstawowe wartości rytmiczne, by każdy w pełni samodzielnie i prawidłowo odczytał z nut rytmikę zaprezentowanej melodii po to, aby w końcowym efekcie dobrze ją zagrać. Jej twórcą jest Albert King. W listopadzie (MG nr 59) kontynuowałam zagadnienie rytmu, koncentrując jednak uwagę Czytelników naszego magazynu na kształceniu słuchu. Tym razem rytm wszystkich przedstawionych zagrywek poznaliśmy, słuchając nagrań audio dołączonych do warsztatu. Dwie z nich prawie w całości należało wykonać ze słuchu. Kto je skomponował? Z wyjątkiem jednej - autor przytoczonych w tytule tego warsztatu słów: T-Bone Walker. I w ten oto sposób dotarliśmy do grudniowego wydania MG nr 60.



Jaki temat muzyczny przedstawia przykład? Zapraszam do jego wykonania, życząc Wam jednocześnie wesołego Alleluja!