Survival Bass Camp
W życiu każdego muzyka przychodzi taki moment, kiedy trzeba wyjść przed ludzi i coś zagrać. Dziś powiemy sobie o tym, jak wyjść na scenę i przetrwać.
Metronom to podstawa - z tym zgadzają się chyba wszyscy. Jeśli nauczysz się grać groove z maszyną, to będziesz umiał "zagruwić" z każdym. Ale prawda jest też taka, że ćwiczyć można całe życie. Można nawet przez to zostać kanapowym gitarzystą, grać do ściany lub telewizora i tak się pięknie zestarzeć. Bo tak naprawdę prawdziwe życie toczy się na scenie. To tam, grając z innymi ludźmi, zostaną zweryfikowane Twoje umiejętności. Tam nauczysz się sto razy więcej niż w domu. Tam też zdobędziesz niezbędne w pracy muzyka znajomości. Im wcześniej zaczniesz grać jam sessions z innymi muzykami, tym lepiej.
Przypuśćmy więc, że stoisz na scenie, obok Ciebie perkusista, gitarzysta, być może jakiś klawiszowiec lub saksofonista, a przed Tobą... publiczność. Wszyscy się na Ciebie patrzą, kiedy ciszę przerywa nagle głos gitarzysty: "Zagraj jakiś groove!". Powiem Ci szczerze: lepiej żebyś miał jakiś dobry riff w zanadrzu. To właśnie od Ciebie zależy, czy to, co za chwilę usłyszy publiczność, będzie "żarło" czy nie. Od Ciebie zależy, jak zagrają inni muzycy, czy tempo będzie odpowiednie, czy puls i rytm ich zainspirują. Jak powiedział kiedyś Charlie Haden: "Niezależnie od gatunku muzyki bas wzbogaca jej brzmienie i sprawia, że jest piękna i pełna. Kiedy bas milknie, wszystko traci jakby swój fundament". Nic dodać, nic ująć.
Zwykle podczas jam session masz do wyboru kilka opcji. Najłatwiejszą z nich jest zaproponowanie jakiegoś znanego coveru. To zawsze działa, ale pod warunkiem, że pozostali muzycy znają ten sam utwór co Ty. Nieco trudniejsze jest zagranie czegoś od siebie, być może czegoś, co przypomina stare funkowe riffy z lat 70. Uwierz mi, że taki prosty, ale dobrze położony groove, może podczas jam session zdziałać cuda. A więc od czego zacząć?
PRZYKŁAD 1 to moja propozycja klasycznego, synkopowanego, funkowego riffu, jaki mógłbyś zagrać na klubowej scenie. Na początek opieramy się na jednym akordzie - Gm. Zaczynamy ósemką na trzecim progu czwartej struny (czyli prymą), odbijając się do jej oktawy na ostatniej szesnastce pierwszej ćwiartki. To taki basowy trademark. Na trzeciej ćwiartce pojawia się septyma, a dopiero na czwartej tercja mała. Niezwykle ważne są tutaj te krótkie, szesnastkowe stuknięcia palcami o struny - oznaczone w nutach i tabulaturze krzyżykami. Na nagraniu słychać też ósemkowy puls, jaki wystukuję na strunach - nie zanotowałem go, żeby nie komplikować nut, ale posłuchajcie i zauważcie jego istnienie. Wszystkie te tłumione dźwięki są jak przyprawa - wprawdzie nie są głównym daniem, ale niewątpliwie dodają smaku. Spójrzcie też na zapis i te nuty, które mają "pod" lub "nad" kropki. Tak zapisuje się dźwięki staccato grane krócej niż normalnie wskazywałaby na to ich wartość. Posłuchajcie, jak brzmią na nagraniu. To kolejny niuans, dzięki któremu ten groove tak dobrze brzmi. Ale tak naprawdę gwoździem programu jest tutaj synkopa pojawiająca się na ostatniej szesnastce w takcie. Mamy więc równowagę - każdy takt nieparzysty będzie się zaczynał twardo na raz, a takty parzyste będą miały to synkopowane przesunięcie akcentu sprawiające, że nogi ludzi zgromadzonych na sali zaczynają same tańczyć. Na ostatniej ćwiartce drugiego taktu pojawia się typowy zwrot - przejście z septymy małej, poprzez chromatyczny dźwięk przejściowy aż do prymki. W ten sposób uzyskaliśmy prosty, ale skuteczny groove składający się z dwóch taktów.
PRZYKŁAD 2 to wprowadzenie szczypty życia harmonicznego poprzez dodanie kolejnych dwóch taktów z subdominantą. Pojawia się ona po chromatycznym wejściu podobnym do tego z drugiego taktu przykładu 1. Tym razem jednak wchodzimy na nutę C i zaczynamy nieco wcześniej. Warto zwrócić na to uwagę, bo takimi wariacjami motywów, w których dokonujemy niewielkich tylko zmian, można urozmaicić cały utwór. W drugiej połowie taktu czwartego zaczynamy wejście, które wprowadzi nas z powrotem na prymę. Riff należy wykonać tak jak wcześniej z zachowaniem wszelkich wspomnianych niuansów - tłumionych dźwięków i staccato na ósemkach - bez tego nasza fraza będzie brzmiała maszynowo i sterylnie. Synkopa pojawiająca się na przełomie pierwszego i drugiego oraz trzeciego i czwartego taktu powinna być osadzona lekko z tyłu. Wszystkie dźwięki przed nią i wszystkie po niej są już równo osadzone, ale synkopa lepiej brzmi, jeśli delikatnie ją opóźnimy względem zapisu.
PRZYKŁAD 3 to kolejne rozwinięcie motywu z przykładu 1, lecz tym razem o dominantę. Pojawia się ona na owej synkopowanej nutce (D) pomiędzy taktem trzecim i czwartym. Resztę wykonujemy z zachowaniem wszelkich wspomnianych już zasad. Wspomnę jeszcze tylko o jednej sprawie, która dotyczy wszystkich trzech przykładów, otóż dźwięki na najwyższej strunie nie mogą być zbyt jasne i jazgotliwe. Dlatego też trzeba zróżnicować je pod względem barwy w stosunku do niższych nut. Jest to wyraźnie słyszalne na nagraniu.
A więc omówiliśmy sobie podstawowy groove, który może Wam uratować życie na jam session, oraz dwie jego wariacje. Oczywiście zachęcam do wymyślania własnych wariacji i wersji. Konstrukcja takiego riffu powinna być taka, żeby bas mijał się z beatem podkreślanym przez perkusistę lub lądował w jakimś ciekawym miejscu. Trzeba próbować uzyskać odpowiednie proporcje i równowagę pomiędzy podkreślaniem beatu i kontrapunktem wobec niego. Trzeba też uważnie słuchać perkusisty, nawet jeśli jest kiepski. Dobry perkusista powinien podkreślić nasz groove, szczególnie zaznaczając bębnem taktowym wspomnianą wcześniej synkopę. O czym jeszcze trzeba pomyśleć przed wejściem na scenę? Ważną kwestią jest, czy lepiej grać dużo i gęsto, czy mało. Moim zdaniem im mniej, tym lepiej. Podstawowym zadaniem basisty jest bowiem położenie fundamentu pod resztę muzyki.
Bartek "Bartozzi" Wojciechowski