WARWICK Triumph E-Upright

Rodzaj sprzętu: Pozostałe

Pozostałe testy marki WARWICK
Testy
2007-10-01
WARWICK - Triumph E-Upright
Kontrabas w moim życiu artystycznym zajmuje szczególne miejsce przede wszystkim dlatego, że jest to instrument, na którym staram się grać od jakiegoś czasu, jak również ze względu na sposób pojmowania przeze mnie dobrego brzmienia małych składów
Nawet nie chodzi mi tu o jazz, ale właśnie o użycie tego wspaniałego instrumentu w muzyce rockowej i ambitniejszych odmianach muzyki pop. Żeby od razu sprawy stały się jasne - wyznacznikami dobrego brzmienia kontrabasu w obu wymienionych gatunkach są dla mnie dwa nazwiska: Charlie Haden z kontrabasem akustycznym i Tony Levin z wersją elektryczną. Na brzmienia znajdujące się poniżej tego progu nie zwracam w ogóle uwagi - tak już mam. Z samymi instrumentami sprawa nie jest taka prosta i granica między dobrym kontrabasem a przeciętnym czy złym jest dużo bardziej płynna. Z testu zaś powinno wyniknąć, do jakiej grupy zaliczymy Warwick Triumph...

RYS HISTORYCZNY

Zanim jednak przejdę do sedna sprawy, warto przedstawić krótki rys historyczny. Przede wszystkim ze względu na to, że Triumph nie jest właściwie pomysłem firmy Warwick. Korzenie tego instrumentu sięgają bowiem wczesnych lat 50. ubiegłego stulecia i mają swe początki w manufakturze Framus, która doskonale wczuła się w potrzeby ówczesnych basistów (a byli nimi głównie kontrabasiści) i perfekcyjnie rozpoznała kierunek, w jakim podąża cała ta rockandrollowa zawierucha. Specjaliści z Framusa zrozumieli podstawowy fakt: jest głośno, a będzie jeszcze głośniej. Zrozumieli też, że muzyka popularna staje się mobilna, globalna, że towarzyszą jej zminimalizowane środki (nie gra już trzydziestoosobowy big band, tylko kilku muzyków, których dobytek musi zmieścić się w samochodzie osobowym). Kontrabasista ze swoim wielkim pudłem w tym pejzażu zupełnie się nie mieści. W aucie również. Stąd pomysł na instrument, który brzmi jak kontrabas, ale jest łatwiejszy w transporcie i skuteczny w nagłośnieniu. Tak powstał Framus Triumph Upright Bass, który bez istotnych zmian sprzedawał się z powodzeniem aż do lat 70. Warwick wskrzesił cały ten koncept, dodając szczyptę współczesności. I oto jak to wygląda obecnie.

BUDOWA

Warwick Triumph to instrument typu hollow-body, mimo że na pierwszy rzut oka wcale na taki nie wygląda. Zresztą podstawowa część korpusu jest tak mała, iż wydaje się, że jakakolwiek pusta przestrzeń akustyczna wewnątrz nie może mieć istotnego wpływu na brzmienie. Faktem jest również, że dokumentacja fabryczna niewiele o tym mówi. Korpus instrumentu wykonany jest jednak tak, aby w jego wnętrzu powstała niewielka komora rezonansowa. Korpus i gryf wykonano z klonu falistego, przy czym gryf stanowi jedną całość z centralną częścią korpusu, można zatem odnieść wrażenie, że cały kontrabas to wyłącznie gryf. Wierzchnia płyta korpusu, zakrywająca wewnętrzną przestrzeń rezonansową, również została wykonana z tego samego gatunku klonu. Na potrzeby płyty wierzchniej dobrano jednak fragmenty drewna z wyraźniejszym rysunkiem słojów, do złudzenia przypominającym tygrysie paski. Egzemplarz, który otrzymałem do testów, posiada matowe wykończenie lakierowe, które tylko w bardzo niewielkim stopniu wpływa na zmianę naturalnej barwy klonu falistego. Różnicę łatwo dostrzec pomiędzy tą częścią chwytni, która zwieszona jest nad korpusem, a powierzchnią samego korpusu. Tam lakieru poskąpiono i mamy do czynienia z wypolerowanym drewnem zabezpieczonym wyłącznie olejem bądź woskiem.

Mimo drapieżnych pasków cały instrument prezentuje się bardzo dystyngowanie i ciepło. Miodowy kolor drewna korpusu wyjątkowo pięknie kontrastuje z hebanową podstrunnicą. W tym przypadku również zastosowano drewno o jaśniejszym odcieniu z fantastyczną strukturą rysunku słojów - prawdziwy majstersztyk wzorniczy. Gryf wieńczy nie do końca klasyczna kontrabasowa główka. W normalnym kontrabasie miałaby ona postać zwiniętej muszli, a tu ów zawijas jest jakby niedokończony i zakończony wycelowaną w widza płaszczyzną z logo producenta. Forma główki zapewnia właściwe przegięcie struny pomiędzy kluczami naciągu a siodełkiem wykonanym również z hebanu, co z kolei zwiększa szanse prawidłowego wybrzmiewania strun.

Mimo drapieżnych pasków cały instrument prezentuje się bardzo dystyngowanie i ciepło. Miodowy kolor drewna korpusu wyjątkowo pięknie kontrastuje z hebanową podstrunnicą. W tym przypadku również zastosowano drewno o jaśniejszym odcieniu z fantastyczną strukturą rysunku słojów - prawdziwy majstersztyk wzorniczy. Gryf wieńczy nie do końca klasyczna kontrabasowa główka. W normalnym kontrabasie miałaby ona postać zwiniętej muszli, a tu ów zawijas jest jakby niedokończony i zakończony wycelowaną w widza płaszczyzną z logo producenta. Forma główki zapewnia właściwe przegięcie struny pomiędzy kluczami naciągu a siodełkiem wykonanym również z hebanu, co z kolei zwiększa szanse prawidłowego wybrzmiewania strun. Z podobnym rozwiązaniem nie spotkałem się nigdy wcześniej, jednak stwierdzam, że jest ono bardzo pomysłowe i służy wyeliminowaniu zjawiska obijania się o podstrunnicę struny E, której szarpnięcie powoduje największą amplitudę. Ponadto struna E w kontrabasie jest jedyną struną, którą można szarpnąć w kierunku prostopadłym do gryfu, więc spłaszczenie podstrunnicy właśnie pod E eliminuje wszelkie niechciane dźwięki. Tylko czy aby na pewno niechciane? Ja na przykład lubię ten charakterystyczny "warkot" najgrubszej struny, który pojawia się przy mocniejszym szarpnięciu.

Warwick Triumph jest kontrabasem o rozmiarze 3/4. Nie oznacza to jednak, że jest to niepełny kontrabas. Wręcz przeciwnie - to najpopularniejsza wersja wielkości kontrabasu, od której większe (dłuższa menzura) są tylko kontrabasy symfoniczne (4/4). W testowanym instrumencie struny mocowane są z jednej strony na masywnych, chromowanych kluczach naciągowych, które podczas strojenia nie wydają najcichszego nawet dźwięku. Pracują lekko i pozwalają na precyzyjne nastrojenie instrumentu. Kołki w maszynkach naciągu są metalowe (a nie drewniane jak w klasycznych kontrabasach) w związku z tym nie blokują się w otworach główki. Z drugiej strony struny mocowane są do zupełnie nieklasycznego uchwytu ze stali chromowanej, wyprofilowanej zgodnie z kształtem wypukłości korpusu. Mostek (w terminologii kontrabasowej "podstawek") również w niczym nie przypomina tych bukowych, fantazyjnie powyginanych, słowem - klasycznych. Zamiast tego mamy do czynienia z uproszczonym do maksimum podstawkiem, wyposażonym w regulację wysokości zawieszenia strun. Rzecz dość istotna zwłaszcza dla tych basistów, którzy zamierzają posłużyć się smyczkiem. Można wówczas znacznie obniżyć zawieszenie strun i powiększyć komfort gry bez ryzyka ich pobrzękiwania.

Podstawek posiada mosiężne siodełka na każdą strunę odrębnie, które połączone są ze znajdującym się wewnątrz systemem przetworników piezoelektrycznych. Sygnał z nich kierowany jest do układów przedwzmacniacza wewnątrz korpusu. Dodatkowo Warwick Triumph został wyposażony w pasywny przetwornik magnetyczny, przymocowany do podstrunnicy na jej końcu. Stanowi zatem jej optyczne, choć chromowane, przedłużenie. Oba systemy przetworników pochodzą z firmy MEC.

Warto dodać, że bas fabrycznie wyposażony jest w miękki, ale gęsto wyściełany pokrowiec - futerał, z przeogromną ilością kieszonek i schowków (również na smyczek, którego w komplecie nie ma). Pokrowiec posiada uchwyty do transportu i paski do zarzucenia na ramię. Całość z pokrowcem z powodzeniem przewoziłem samochodem typu kombi, bez składania siedzeń.

UKŁAD ELEKTRYCZNY

Sygnały z obu przetworników (magnetycznego i piezoelektrycznego) trafiają do układów przedwzmacniaczy i wewnętrznego miksera. Dzięki temu rozwiązaniu możliwe jest dowolne dobieranie proporcji między brzmieniem z obu przetworników. Regulacje układów elektronicznych umieszczono dyskretnie na bocznej krawędzi korpusu. Obok typowych pokręteł VOLUME i TONE dysponujemy najważniejszym: balansem pomiędzy brzmieniem piezo, a uzyskanym z przetwornika magnetycznego. W skrajnych położeniach wykorzystujemy pierwszy lub drugi system, a w pośrednich - dowolną ich mieszankę. Centralne położenie gałki potencjometru to oczywiście równowaga obu brzmień. Uzyskanie tej równowagi ułatwia wyraźne zatrzymanie osi potencjometru w tym miejscu. Pojedyncze gniazdo wyjściowe to typowe złącze TRS 1/4" na dolnej krawędzi korpusu. Całość elektroniki Triumpha zasilana jest z baterii 9V, a gospodarowanie zasilaniem określę jako bardzo oszczędne. Podczas testów wykorzystałem instrument na dwóch próbach, dwugodzinnym koncercie oraz sesji nagraniowej w dwóch studiach - i to na jednej baterii.

WYGODA GRY

Użytkowanie Triumpha wywołuje całą gamę odczuć. Wrażenie pierwsze to duża wygoda i wzorowa ergonomia. Kontrabas wyposażono w wysuwaną regulowaną nóżkę, dzięki której mogłem wygodnie ustawić roboczą wysokość instrumentu. Nie ma sytuacji scenicznej, w której nie będzie z nim wygodnie: na stojąco czy siedząc na niskim krześle lub na barowym stołku - kwestia wysokości nie ma tu znaczenia. Dodatkowo Triumph posiada przykręcane ramię (rest of the body), pozwalające nie tylko utrzymać kontrabas we właściwej odległości od ciała (ważne dla osób, które miały już do czynienia z tradycyjnymi kontrabasami), jak również zapobiegające obracaniu się instrumentu wokół własnej osi podczas gry. Jakby tego było mało, na wyposażeniu znajdziemy solidny aluminiowy stojak. Jest to trójramienna konstrukcja pozwalająca na bezpieczne postawienie instrumentu na scenie w pozycji "do gry" na dowolnej wysokości i z regulowanym kątem pochylenia.

Nóżka kontrabasu wyposażona jest w gumowe zakończenie, dzięki czemu nic się nie ześlizguje i nie wymyka spod kontroli. Wygoda gry jest niezaprzeczalna, co jest również zasługą dobrej jakości strun. Jeśli gra na kontrabasie kojarzy się komuś z wysiłkiem dłoni, to mając do czynienia z testowanym instrumentem, z pewnością zmieni zdanie. Poprzez brak pudła dostęp do wysokich pozycji jest bezproblemowy, jeśli więc ktoś ma aspiracje solistyczne, to Triumph jest doskonałym środkiem do ich zaspokojenia.

BRZMIENIE

Instrument brzmi masywnie, a wybrzmienie strun jest nienaganne. Co ciekawe, dotyczy to wszystkich strun. Nie ma oczywiście mowy o grze unplugged - komory akustyczne w korpusie nie zapewniają odpowiedniego poziomu dźwięku, więc instrument wymaga podłączenia do wzmacniacza. Kiedy już to zrobimy, wtedy jasna staje się różnica w brzmieniu obu systemów przetworników. Posługując się systemem piezo, uzyskamy brzmienie nasycone w całym paśmie. Obecne w brzmieniu będą również wszelkie, tak charakterystyczne dla instrumentu akustycznego, szelesty. Przetworniki piezo w niczym go nie ograniczają, zapewniając niebywały wprost sustain, i to na każdej strunie. Jakby jednak komuś było mało, może brzmienie dopalić przetwornikiem magnetycznym. Uzyskamy wtedy domieszkę wyższego basu - tego, który stanowi o ataku w brzmieniu. Jeśli teraz będziemy przechylać balans w kierunku przetwornika magnetycznego, uzyskamy bardziej nosowe brzmienie przypominające charakterem typowe elektryczne basy bezprogowe. Mnie osobiście to skrajne brzmienie nie pasuje. Decydując się na 100% pickupu magnetycznego, musimy liczyć się z lekką porcją brumu, którego w konstrukcji z tej półki cenowej w ogóle się nie spodziewałem. Przetwornik piezo gwarantuje za to brak szumów i brumów nawet w całkowitej izolacji. Do nagłośnienia Triumpha potrzebować będziemy wzmacniacza wyposażonego w tweeter, bowiem tylko wtedy mamy gwarancję pełnego sukcesu. W przeciwnym wypadku świadomie zgodzimy się na zubożone brzmienie. Wrażenia z odsłuchu na zwykłym piecu na lata mogą zrazić wątpiących. Warwick Triumph z pełnopasmowym piecem rozwija skrzydła i pokazuje, że potrafi grać różnorodnym dźwiękiem, poczynając od pastelowych plam, poprzez ostre staccato, precyzyjne suche pochody, a kończąc na potężnych uderzeniach i niebywale długo wybrzmiewających pomrukach. Tego nie potrafi żaden kontrabas akustyczny. Jako instrument studyjny sprawuje się jednakowo dobrze z tą tylko różnicą, że do jego nagrań nie potrzeba żadnych mikrofonów. Krótką przygodę z Warwick Triumph wspominać będę długo. Wspominać ją będą również słuchacze koncertu, na którym go użyłem, bo to świetnie brzmiący i komfortowy w grze instrument, który swym brzmieniem urzekł wielu z nich, a innym wystarczył... sam jego wygląd.

PODSUMOWANIE

Pomysł Framusa na kontrabas elektryczny sprawdził się już wiele lat temu. Potem jakoś tak się w rocku porobiło, że zapomniano o instrumencie tego typu. Mam jednak wrażenie, że obecnie kontrabas przeżywa swój rockowy renesans, co zauważył Warwick, wskrzeszając tę konstrukcję. Zrobił to perfekcyjnie. Warwick Triumph Bass to doskonałej jakości elektryczny kontrabas dla wymagających i ambitnych basistów.

Michał Lewandowski
 
konstrukcja: hollow-body; korpus: klon; gryf: klon;
płyta wierzchnia: dwuczęściowa, z klonu płomienistego (AAA-Flamed
Maple, bookmatched); siodełko: heban; podpórka: klon płomienisty;
przetworniki: magnetyczny MEC (przy gryfie) i piezo (przy mostku);
waga: 5.5kg; wyposażenie: statyw, pokrowiec RockBag,
zestaw akcesoriów Warwick User Kit


Wynik testu
Wykonanie:
6
Brzmienie:
6
Jakość / Cena:
5
Wygoda:
6
Dystrybutor