FENDER Pawn Shop '51

Rodzaj sprzętu: Gitara elektryczna

Pozostałe testy marki FENDER
Testy
2011-09-15
FENDER - Pawn Shop '51

Czy to możliwe, że przez kilkadziesiąt lat w fabryce Fendera nikt nie wpadł na pomysł, by połączyć części używane w masowo produkowanych gitarach w inny sposób niż w klasycznym kanonie Tele- i Stratocastera?

Trzy instrumenty z nowej serii Pawn Shop są reklamowane hasłem "Guitars that never were, but should have been", są to zatem gitary, których nigdy nie było, ale powinny być. Czy naprawdę nie było? W niedostępnych magazynach i archiwach korporacji zapewne można znaleźć wiele ciekawych prototypów, które z różnych względów nie weszły do masowej produkcji. Konstruktorzy nawiązali do eksperymentów sprzed lat, tworząc trzy zupełnie nowe gitary serii Pawn Shop. Każda z nich jest dostępna w dwóch wersjach kolorystycznych.

Oprócz przedstawionego modelu Fender ’51 powstały także dwa inne: Mustang Special i Fender ’72. Pierwszy z nich to gitara ze stałym mostem i dwoma humbuckerami w puszkach. Fender ’72 przypomina ’51, ale posiada kilka istotnych różnic, a są to między innymi: komora rezonansowa z otworem w kształcie litery "f" (jak w modelu Telecaster Thinline), dwa humbuckery, palisandrowa podstrunnica i potencjometr balansu przetworników zamiast przełącznika.

Budowa


Gitarę można określić krótko: trochę tego, trochę tamtego, ale bez cienia wątpliwości jest to Fender. Jeśli nie wszystkie elementy konstrukcyjne, to przynajmniej 90% znamy już z innych modeli. Olchowy korpus to nic innego jak Stratocaster, tyle że bez sprężyn, więc posiadający większą zawartość "drewna w drewnie", jeśli można to tak określić. Żółty poliestrowy lakier dyskretnie ukazuje słoje drewna, dzięki czemu można łatwo zauważyć, z ilu kawałków drewna i w jakim gatunku wykonano instrument.

Jednoczęściowy klonowy gryf o przekroju "C" pochodzący z Telecastera został przykręcony czterema śrubami. Promień łuku podstrunnicy wynosi 9,5 cala (24,1 cm). Na gryfie nabito 21 progów w rozmiarze medium jumbo i wykończono przezroczystym lakierem poliestrowym. Szerokość siodełka główki, wykonanego z syntetycznej kości, wynosi 43 mm, szerokość szyjki przy XII progu to 52 mm. Grubość gryfu wynosi przy I i XII progu odpowiednio 21 i 22 mm.

Klucze to klasyczne przekładnie zamknięte w puszkach typu Kluson. Główkę uzupełnia duże logo i dwa okrągłe dociski strun. Stały most najbliższy jest konstrukcjom hardtail Strat z lat 70. Ma gięte siodełka, a struny są przewleczone przez korpus i zakotwiczone w tulejach, podobnie jak w droższych wersjach Telecastera.

Gitarę wyposażono w dwa przetworniki: klasyczny fenderowski single-coil Texas Special typu Strato przy gryfie i humbucker Enforcer. Przełącznik wyłączający jedną z cewek humbuckera jest zespolony z potencjometrem głośności - wystarczy odciągnąć gałkę od korpusu. Drugie pokrętło kryje niespodziankę, nie jest to bowiem filtr barwy, a 3-pozycyjny przełącznik przetworników (gryf, gryf + most, most), który wraz z rozłączaniem cewek daje pięć brzmień. Płytka, na której zamontowano pokrętła, pochodzi z basu Precision ’51.

Również płytka chroniąca korpus i służąca do montażu przetwornika przy gryfie jest wzorowana na tej, którą znamy z pierwszej masowo produkowanej gitary basowej świata. Gniazdo podłączeniowe zamontowano z boku korpusu, blisko przełącznika przystawek. Zaczepy paska również należą do klasyki - prosty kielichowaty kształt bez blokad. W komplecie mamy solidnie wykonany, ocieplany pokrowiec w wersji Deluxe. Jego funkcjonalność gwarantują szelki na plecy i aż sześć pojemnych kieszeni, w których bez problemów zmieścimy nie tylko gruby pas, kabel czy dużą książkę albo zeszyt, ale nawet średniej wielkości multiefekt podłogowy czy mały pedalboard wagi lekkiej.

Wrażenia


Gitara łącząca w sobie cechy kilku znanych modeli została wykonana w Japonii i do tego po japońsku. Nie mam tu na myśli popularnego określenia "jako tako", ale japońską precyzję i dbałość o szczegóły.

Poczynając od doboru konkretnych kawałków drewna, przez ich obróbkę, części metalowe i plastikowe oraz ich połączenie w spójną całość, a kończąc na wykończeniu, trudno znaleźć jakiekolwiek błędy w sztuce. Warto zwrócić uwagę chociażby na idealne dopasowanie płytki plastikowej i metalowej. Długości śrub do regulacji wysokości siodełek mostka są dobrane prawidłowo, dzięki czemu nie wystają nadmiernie i nie należy się bać o urazy dłoni.

Same siodełka, mimo że nie ma na każdym z nich dwukrotnie wybitego logo, wydają się prezentować wyższy standard niż te z napisami, znane ze Stratocasterów produkowanych w Stanach Zjednoczonych i Meksyku. Progi są nabite wzorowo, a ich wykończenie przywodzi na myśl precyzję twórcy miecza samurajskiego. To rzecz niezbyt często spotykana przy produkcji masowej w tym segmencie cenowym. Ostatnio tak wypolerowane progi widziałem we własnej gitarze po szlifie wykonanym przez jednego z najlepszych lutników w Polsce.

Ten fakt potwierdza, że w przypadku Fenderów produkowanych w Japonii pośpiech czy niedbałość nie występują. Klucze pracują miękko i stabilnie trzymają strój. Przełączniki mają dobrze wyczuwalne punkty zatrzymania - nie przełączy się ich przypadkowo - ale również nie wymagają użycia dużej siły. Gitara ma jedną cechę, którą wypada uznać za wadę - brumi nie tylko wtedy, gdy gramy na singlu przy gryfie, ale też przy włączonych dwóch przetwornikach, i to nawet gdy jedna z cewek humbuckera jest wyłączona.

W tej pozycji przydźwięk powinien być zniwelowany, podobnie jak ma to miejsce chociażby w Stratocasterach (również tych z humbuckerami). Przydźwięk znika, gdy włączone są dwie cewki przy mostku. Z drugiej jednak strony, tego typu efekt specjalny to również część charakteru starego brzmienia, podobnie jak nierówna głośność strun, gdy gramy na singlu Texas Special, którego zasadnicza budowa i brzmienie nie zmieniły się od dziesięcioleci.

Struna G3 brzmi głośniej od pozostałych za sprawą wysokiego nabiegunnika, jaki stosowano w zamierzchłych czasach, gdy trzecia struna w gitarze elektrycznej miała owijkę, a umieszczona najdalej od przetwornika wymagała przybliżenia pola magnetycznego. Cóż, trudno zmienić klasyczny kanon. Wśród Fenderowskich singli problem ten definitywnie rozwiązano dopiero w przetwornikach bezszumowych (Noiseless, Samarium Cobalt Noiseless, N3). Cechy tej oczywiście pozbawione są humbuckery, gdzie mamy do dyspozycji śruby, dzięki którym z aptekarską dokładnością możemy wyrównać głośność wszystkich strun.

Brzmienie


Gitara bardzo głośno i wyraźnie gra bez podłączenia do wzmacniacza (czyli, jak to się zwykło określać, "z deski"). Charakter brzmienia zarówno akustycznego, jak i elektrycznego sytuuje ją gdzieś pomiędzy Strato- i Telecasterem. Przypomina Stratocastera ze stałym mostem i bez sprężyn (hardtail), jednak bliżej jej do Telecastera, co potwierdza również włączenie przesteru. To bardziej twang niż bell-tone - przewaga tłuczonych butelek The Rolling Stones niż dzwoneczków The Shadows.

Dźwięk jest pełny, dźwięczny i wyraźny, a gitara ma długie wyrównane wybrzmienie. Przetwornik Texas Special to klasyka gatunku znana powszechnie - jeśli nie z autopsji, to przynajmniej z płyt - od lat rozpoznawalny i urokliwy. Na tym skończę, ponieważ należy do moich ulubionych przetworników, a przecież nie chodzi o to, by zmienić test w peany na cześć genialnej myśli konstruktora.

Może nie jest idealny, ale trudno się oprzeć jego żywemu i ciepłemu brzmieniu. Bardzo przyjemnym zaskoczeniem jest humbucker Enforcer. Ma silny sygnał, uzyskiwany z niego dźwięk jest mocny i przenikliwy. Humbucker znakomicie reaguje na dynamikę i artykulację zarówno po skręceniu czułości we wzmacniaczu, jak i na mocnym przesterze po przykręceniu głośności w gitarze. Po wyłączeniu jednej cewki przetwornik gra bardziej vintage’owo. Tym przetwornikiem Fender jednoznacznie udowodnił, że kojarzenie marki wyłącznie z dobrymi singlami to przestarzały stereotyp, niemający nic wspólnego z rzeczywistością.

Co więcej, ten pickup jest montowany w sygnowanym Telecasterze John 5. To jeden z najbardziej uniwersalnych humbuckerów, na jakim miałem okazję grać. Instrument nie posiada potencjometru barwy, jednak brzmienie jest na tyle wyważone, że jego brak nie jest wadą - nie jest tu potrzebny.

Podsumowanie


Fender Pawn Shop ’51 to nie tylko ukłon w stronę klasyki. To instrument czerpiący z najlepszych wzorców, jednak gotowy także do nowoczesnego grania. Wygodny jak Strat, dźwięczny jak Tele, a do tego bardzo starannie wykonany. Nietuzinkowa gitara z brzmieniami, które tak samo dobrze sprawdzą się w bluesie i country, jak w rocku i grunge, a nawet metalu.

Wizualnie prezentuje się dość niewinnie, jednak posiada swój indywidualny charakter i rockowe zacięcie. Szukając Fendera innego niż wszystkie, warto wziąć pod uwagę pięćdziesiątkę jedynkę, ponieważ rozwiązuje ona jednocześnie dwa problemy - wygląd i oryginalne brzmienie.

Rzeczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że taka gitara już dawno powinna była powstać.

korpus: olcha
gryf: klon, jednoczęściowy
skala: 25,5"
układ elektryczny: przetworniki Texas Special (single-coil) i Enforcer (humbucker), przełącznik 3-pozycyjny, potencjometr głośności z rozłączaniem cewek humbuckera
mostek: stały
klucze: Kluson (typu vintage)
wykończenie: blonde




Wojciech Wytrążek

Wynik testu
Funkcjonalność:
5
Wykonanie:
6
Brzmienie:
6
Jakość / Cena:
5
Posłuchaj Testowany sprzęt