WASHBURN Rover RO10E

Pozostałe testy marki WASHBURN
Testy
2015-10-15
WASHBURN - Rover RO10E

Czasem warto pomyśleć o tym, jak zapewnić sobie dostęp do instrumentu podczas wypoczynku. Z pomocą przychodzą tu gitary w wersji podróżnej, które nie zajmują zbyt wiele miejsca. Instrumenty tego typu znajdziemy w ofercie firmy Washburn, która rozwija serię gitar podróżnych o nazwie Rover.

Autor testu: Sławomir Sobczak

Linia ta obejmuje kilka modeli różniących się wykończeniem i kolorystyką - jeden z nich testowany jest w tym miesiącu: Rover RO10E. Na tle pozostałych gitar z serii RO10E zasługuje na szczególną uwagę, ponieważ instrument ten został wyposażony w wewnętrzny mikrofon pozwalający na wygodne nagrywanie i nagłośnienie go podczas występu na żywo. Sprawdźmy, jak radzi sobie ten maluch w normalnym użytkowaniu.

BUDOWA


Na początek zajmę się tym, co dostajemy w komplecie z RO10E. Gitara jest dostarczana w wyjątkowo solidnym, usztywnionym, a przy tym lekkim futerale uzupełnionym szelkami do przenoszenia całego pakunku na plecach. Wewnątrz futerału gitara jest doskonale zabezpieczona, a całość nie zajmuje wiele miejsca. Zabranie jej na wakacje do pociągu, autokaru czy samochodu nie powinno więc stanowić większego problemu.

W komplecie dostajemy także pasek do zawieszenia gitary (który jest tu wyjątkowo istotny, ale o tym za chwilę), trzy kostki o różnych grubościach oraz zapasowe siodełko mostka wraz z elementami dystansowymi do ustalenia jego wysokości. Gitara sprawia dobre wrażenie, jest starannie wykonana, a po wzięciu do rąk uwagę zwraca jej delikatne, matowe wykończenie. Poszczególne elementy są do siebie wzorcowo dopasowane, a ich wykończenie nie budzi większych zastrzeżeń, chociaż w niektórych miejscach na gryfie można znaleźć kilka jasnych plamek.

Pudło rezonansowe jest wyjątkowo smukłe, a jego kształt przywołuje na myśl gitary sprzed wieków. Płyta wierzchnia została wykonana z drewna świerkowego, boki z mahoniu, natomiast płyta spodnia z palisandru. Frezowane ożebrowanie wewnątrz pudła wykonano ze świerku sitkajskiego.

Do budowy gryfu wykorzystano mahoń, natomiast podstrunnica została wykonana z palisandru. Znajdziemy na niej 19 progów, przy czym dwa ostatnie progi są skrócone z uwagi na ozdobne zakończenie podstrunnicy. Szerokość podstrunnicy na wysokości siodełka (wykonanego z ABS) wynosi 43 mm, natomiast menzura to 23,75". Na główce RO10E znalazły się chromowane klucze Diecast, które pracują niezawodnie, nie wykazując żadnych luzów. Na spodniej stronie gryfu, w miejscu połączenia z główką, znajduje się trójkątne wybrzuszenie, które spełnia nie tylko rolę estetyczną, ale także wzmacnia to z reguły delikatniejsze miejsce, i to bez zwiększania masy gryfu.

Pudło rezonansowe pokrywa estetyczny, kremowy binding uzupełniony czarnymi liniami oddzielającymi go od płyt (wierzchnia, spodnia i płyty boczne). Ożyłkowanie gryfu jest oszczędniejsze i bez dodatkowych ozdobników. Choć nic nie wskazuje na to, że testowana gitara to właściwie elektroakustyk, to we wnętrzu pudła rezonansowego znajdziemy wbudowany mikrofon pozwalający na nagrywanie i nagłośnienie instrumentu. Gniazdo wyjściowe zostało zintegrowane z zaczepem paska na pudle rezonansowym. RO10E nie posiada drugiego zaczepu paska, dlatego należy zastosować linkę łączącą pasek z główką gryfu.

WRAŻENIA


Oceniając brzmienie, trzeba wziąć pod uwagę niewielki rozmiar pudła rezonansowego i fakt, że jego wysokość jest mocno zredukowana. Tym bardziej więc zaskakuje wyjątkowo duża głośność RO10E i ładnie zarysowany niski środek pasma. Gitara brzmi na tyle donośnie, że z powodzeniem poradzi sobie podczas ogniskowych "występów", nie wspominając już o ćwiczeniach w domowym (albo raczej kempingowym) zaciszu. Nie wiem, czy w ogóle wypada wspominać o niższych tonach, ponieważ w instrumencie o tak niewielkich gabarytach nie można spodziewać się rewelacji w tym zakresie.

Mimo ewidentnych braków w obszarze niskich częstotliwości gitara dobrze radzi sobie w czasie gry akordowej, podczas gry techniką palcową, a także przy zagrywkach granych kostką. Skoro o tym mowa, to dodam, że gra na tłumionych strunach kostką w sposób, w jaki to robi np. Al Di Meola, brzmi tu wyjątkowo dobrze. Przy takim sposobie gry można bardzo łatwo ukryć niedostatki w dole pasma i wydobyć z gitary to, co w niej najlepsze, czyli sprężysty środek. Gorzej jest w przypadku tłumienia strun lewą dłonią, ponieważ w tym przypadku brakuje już dudniących basów, a zamiast nich mamy dość suchy dźwięk o niskiej dynamice.

Jak już pisałem wcześniej, długość czynna strun wynosi 23,75", jest zatem nieco mniejsza niż w standardowych gitarach. Szczerze mówiąc, nie czuć tej różnicy i podczas normalnej gry ma się wrażenie, że to pełnowymiarowy instrument. Ma w tym swój udział dosyć niska akcja strun oraz niski profil progów. Nie ma problemu z dostępem do najwyższych pozycji i dociskaniem strun w tych najmniej wygodnych w gitarach akustycznych miejscach gryfu. Nawet jeśli na co dzień gramy na gitarze elektrycznej, to praca z RO10E nie sprawia większych problemów, pozwalając na ćwiczenie niektórych zagrywek solowych w pozycjach XII-XIX. To zaskakujące, że testowana gitarka, która rozmiarami bardziej przypomina mandolinę, pozwala na tak wygodną grę, jak ma to miejsce w przypadku pełnowymiarowego akustyka.

Poza tym RO10E długo utrzymuje strój i nie rozstraja się nawet przy silniejszym ataku. Pomimo wygodnego gryfu trzeba się jednak przyzwyczaić do gry na tym instrumencie. Chodzi tu głównie o konieczność kontrolowania pozycji (ustawienia) gryfu, który ma tendencję do mocnego przeważania gitary wyposażonej przecież w wyjątkowo małe i lekkie pudło rezonansowe. Na początku testu wspomniałem o tym, że pasek jest tu bardzo istotnym elementem wyposażenia. Czemu? Otóż po wzięciu gitary do rąk bardzo trudno utrzymać ją w odpowiedniej pozycji bez pomocy paska, ponieważ główka jest dużo cięższa niż pudło rezonansowe. Optymalna pozycja gry wymaga więc ustabilizowania pudła rezonansowego wewnętrzną częścią prawego przedramienia.

PODSUMOWANIE


Washburn Rover RO10E to wyjątkowo mobilna gitara dająca dużo radości z gry. Można na niej grać dosłownie wszędzie dzięki solidnemu futerałowi wyposażonemu w paski pozwalające na przenoszenie całego pakunku na plecach. Testowany instrument dysponuje bardzo wygodnym gryfem o menzurze zbliżonej do tej znanej z pełnowymiarowych gitar, przez co gra na nim praktycznie nie różni się od tego, do czego przyzwyczaiły nas modele standardowe. W komplecie z gitarą otrzymujemy solidny, wyjątkowo wytrzymały futerał wraz z kompletem przydatnych akcesoriów, co sprawia, że instrument jest gotowy nie tylko do gry, ale także do drogi. Jeśli często podróżujecie i nie możecie rozstać się z gitarą, to Rover RO10E z pewnością pozwoli Wam nacieszyć się przyzwoitym brzmieniem, dużą wygodą gry i wysoką estetyką wykonania - zawsze i wszędzie.

 

kształt: Rover Travel Size
płyta wierzchnia: świerk
płyta spodnia: palisander
boki: mahoń
rozeta: ABS
ożebrowanie: wyfrezowane, ze świerku sitkajskiego
skala: 23,75"
gryf: mahoń
podstrunnica: palisander
progi: 19
klucze: Diecast
siodełko: ABS
szerokość siodełka: 43 mm
mostek: palisander
układ elektryczny: wbudowany mikrofon
struny: D’Addario EXP-15 Extra Light
Phospher Bronze
wyposażenie: futerał, trzy kostki
do gry, dodatkowe siodełko wraz
z podkładkami


Wynik testu
Wykonanie:
5
Brzmienie:
4
Jakość / Cena:
5
Wygoda:
5
Dystrybutor