Gram jednocześnie na dwóch wzmacniaczach, łącząc stare z nowym. Stary Vox AC30 z 1963 roku sygnowany jeszcze jako GMI, czyli pierwsza produkcja. Próbowałem grać na Voxach z lat 70., ale to już nie to samo. Muszę więc o niego dbać, dlatego zamontowałem z tyłu patent własnej konstrukcji - deska z dwoma wentylatorami chłodzącymi wnętrze, żeby coś się tam nie usmażyło (śmiech). Drugi wzmacniacz to Two-Rock z dwugłośnikową kolumną Custom Audio Electronic. Po testach różnych kolumn kilkunastu firm wybrałem tę, ponieważ jest najbardziej sprawna pasmowo. Sprawdzałem to nie tylko na ucho, ale także grając z zespołem, bo to właśnie jest istotne. Tak samo jest, gdy pokazuję komuś efekty Pete’a Cornisha, wydaje się, że brzmią jak wiele innych, ale dopiero grając z zespołem, pokazują swoje możliwości - wychodzą brzmieniem do przodu, nic nie tracą, mają prawidłowe pasmo. Chodzi o to, by była dobra definicja dźwięku i odpowiednie pasmo; żeby to się mieściło w zespole w taki sposób, że brzmienia się uzupełniają, a nie niwelują. Dwa piece łączę spliterem, również zrobionym przez Cornisha. To wszystko daje nowo-stary czy staro-nowy dźwięk. Oczywiście wzmacniacze wymagają innych mikrofonów - do Two-Rocka używam mikrofonu wstęgowego Royer M121 Live, a do Voxa klasycznego Shure’a SM57. Jeden wzmacniacz bez drugiego nie funkcjonuje, oba tworzą pełne i dynamiczne brzmienie. Za definicję i czytelność dźwięku odpowiada Vox, a za szybkość i wypełnienie pasmowe Two-Rock. Cieszę się, że mogę sobie dziś na ten sprzęt pozwolić, ale zaplecze sprzętowe nie jest najważniejsze. Dobre brzmienie to przede wszystkim dobra kompozycja. Znam kapele, które mają zwykły, skromny sprzęt, a brzmią świetnie, bo mają dobre kompozycje. Nie warto opierać się wyłącznie na sprzęcie. Często grając z kimś gościnnie, biorę tylko gitarę, kabel, wzmacniacz - i to wystarcza.