Wywiady
Artur Lesicki

Znakomity gitarzysta jazzowy, ceniony sideman z ogromnym doświadczeniem koncertowym i studyjnym. Przy tym pedagog, którego pasja do gitary i nauki gry wchodzi na kolejny poziom w nowo otwartej szkole gitarowej z autorskim programem nauczania.

Wojciech Wytrążek
2018-11-23

Wojtek Wytrążek: Ostatnio rozmawialiśmy przy okazji płyty „Celuloid”. Co wydarzyło się od tamtej pory?

Artur Lesicki: Płyta została bardzo dobrze przyjęta. To chyba trochę paradoks, że z Markiem Napiórkowskim znamy się od dziecka i zaczynając grać kilkadziesiąt lat temu robiliśmy wtedy właściwie dokładnie to samo, co robimy teraz. Po prostu siedzieliśmy i graliśmy razem na gitarach. Natomiast dopiero niedawno pojawiła się możliwość i chęć nagrania płyty w duecie. Za album „Celuloid” otrzymaliśmy w 2016 roku nominację do Fryderyka w kategorii najlepsza płyta jazzowa. Cały czas gramy te utwory na koncertach. Jeździmy po Polsce, pokazujemy ten materiał zarówno w odsłonie duetowej, jak też w większym składzie z orkiestrą smyczkową. Zagraliśmy trochę świetnie przyjętych koncertów w filharmoniach. Bardzo nas cieszy, że ludzie na to przychodzą, że można sprzedać taką muzykę, która jest niewątpliwie alternatywą dla tego, co się dzieje na dzisiejszej scenie muzycznej. Okazuje się, co dla nas jest bardzo budujące, że ludzie czegoś takiego potrzebują – sztuka wysoka jest czymś, co może być w bardzo dobrym tego słowa znaczeniu komercyjne. Mogę chyba zdradzić tajemnicę, że jesteśmy już po słowie z Markiem, że zrobimy kolejny materiał. Nie wiem jeszcze jaki, ale chcemy Państwa zaskoczyć, zrobić zwrot o 180 stopni, pójść w zupełnie innym kierunku, choć raczej na pewno będzie to płyta akustyczna w składzie dwuosobowym.

Często wracam do albumu „Celuloid” – można delektować się harmonią słuchając jej w skupieniu, ale też dzięki przyjemnym melodiom świetnie sprawdza się chociażby w samochodzie.

Ten materiał, mimo że dobrze się go słucha, jest bardzo trudny wykonawczo. To chyba jedyny program, który mimo że grany przeze mnie od dawna, muszę przed każdym koncertem przez kilka dni solidnie poćwiczyć. W tej chwili, grając tę płytę od około dwóch lat, gramy ją zresztą zupełnie inaczej. Nagrywając go i grając pierwsze koncerty tak naprawdę dopiero uczyliśmy się. Teraz potrafimy przenieść się w zupełnie inne muzyczne rejony i myślę, że gramy go zdecydowanie swobodniej, więc zapraszamy na nasze koncerty nawet tych, którzy już nas słyszeli w tym repertuarze.

Największą zmianą w ostatnim czasie u Ciebie jest pomysł otwarcia nowej szkoły gitarowej.

To już nie jest pomysł, to jest fakt – szkoła rusza we wrześniu. Przez wiele lat pracowałem jako muzyk oraz równolegle, bardzo intensywnie prowadziłem działalność pedagogiczną. Traktowałem ją bardzo poważnie. Dla mnie jest to niezwykle ważna aktywność, która bardzo pomaga mi w pracy muzyka. Truizmem jest stwierdzenie, że ucząc innych możemy się od nich wiele nauczyć. Wymaga to systematyzacji wiedzy, bo żeby komuś cokolwiek przekazać, trzeba to naprawdę zrozumieć i jeszcze dodatkowo znaleźć kanał dystrybucji tych informacji, rozwijając umiejętności dydaktyczne. Szkoła powstała w tym roku, ponieważ myślę, że doszedłem do etapu, w którym mogę odpowiedzialnie powiedzieć, że mam na nią własny, interesujący i skuteczny pomysł. Mój sposób uczenia gry na instrumencie jest sprawdzony, przetestowany z sukcesem na wielu zdolnych ludziach, z którymi miałem do czynienia w czasie wieloletniej pracy jako nauczyciel. Jeżeli chodzi o nauczanie gry na instrumencie cały czas obowiązuje system zależności mistrz – uczeń. Mimo rozwoju mediów, internetu, nieograniczonego dostępu do informacji cały czas nieocenioną sprawą jest osobisty kontakt, ten moment, w którym uczeń i nauczyciel, czyli dwóch muzyków, wzajemnie od siebie czerpie, wymieniając się wiedzą i rozwijając swoją muzyczną świadomość. To się nie zmieniło od kilkuset lat. Szkoła będzie oparta na moim pomyśle, na autorskim programie nauczania, który sprawdził się podczas wielu lat mojej pracy. Wielu bardzo dobrych gitarzystów pojawia się na scenach polskich i nie tylko polskich – są to ludzie, z którymi się spotkałem podczas mojej pracy dydaktycznej. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale jest tych utalentowanych osób dość dużo i myślę, że ich istnienie i aktywność najlepiej reklamuje moją szkolę i mnie jako nauczyciela.

Twoim głównym atutem jako dydaktyka jest ogromne doświadczenie estradowe i studyjne – jako nauczyciel – mistrz jesteś w pełni wiarygodny.

Jestem czynnym muzykiem od ponad dwudziestu pięciu lat i mam doświadczenie w wielu dziedzinach muzyki. Jak wiadomo, głównie zajmuję się muzyką jazzową, ale również pracuję jako muzyk sesyjny i te różne specjalności chciałbym zaproponować studentom w szkole. Mam ogromną ilość realnych materiałów pochodzących z nagrań jakie dokonywałem, czyli takich, z którymi można się spotkać w pracy muzyka. Wielokrotnie spotykając się ze studentami, którzy wcześniej mieli do czynienia z edukacją, okazywało się, że byli oni często uczeni bardzo wybiórczo. Do nauki tak naprawdę trzeba podchodzić całościowo – po prostu od początku zajmować się różnymi elementami gry na instrumencie, traktować ją bardzo komplementarnie, uczyć – krótko mówiąc solidnego rzemiosła. Dopiero potem zastanawiać się co chcemy grać, w jakim kierunku stylistycznym podążać. Chyba nie ma drogi na skróty, a w ten sposób można stosunkowo szybko osiągnąć wysoki poziom i później mieć możliwość dalszego samodzielnego rozwoju.

Mam wrażenie, że młodzi ludzie rozpoczynając naukę gry na gitarze chcą oprzeć ją na pewnych patentach i jak najszybciej uzyskać umiejętności, którymi mogliby zabłysnąć.

Taka jest natura ludzka. Natomiast podejście całościowe jest znacznie bardziej skuteczne i zawiera wiele aspektów gry na gitarze. Zaczynamy od rozwoju warsztatu, czyli budowania narzędzia, czegoś co będziemy wykorzystywać do grania; także od warstwy teoretycznej mającej wspomagać świadomość muzyczną (materiał skalowy, zasady, sposoby improwizacji), przez umiejętności niezbędne w pracy sesyjnej (czytanie akordów, czytanie nut a vista). Dalej, opierając się choćby na stylistyce jazzowej, mamy standardy, analizę harmoniczną itd. Bardzo istotne jest poznanie literatury, zarówno przez słuchanie muzyki jak i spisywanie utworów i partii solowych. Taki komplementarny sposób podejścia powoduje, że możemy wychować dobrego muzyka, który nie będzie bał się żadnego wyzwania. Taki jest mój koncept szkoły. Nie będę tego robił sam, chcę się posiłkować kilkoma bardzo doświadczonymi muzykami – gitarzystami i moimi przyjaciółmi (Maciek Mazurek i Bogdan „Boogie” Skiedrzyński) – ale ja będę nad tym czuwał programowo. Szkoła będzie miała kilku wykładowców, ale proponujemy jeden koncept nauczania, co jest pewnym novum. Będzie on obowiązujący dla wszystkich, ponieważ po prostu uważam, że jest skuteczny i daje gwarancję szybkiego rozwoju.

To ukłon w stronę klasyki, który w pewien sposób nawiązuje do szkół filozoficznych.

Ta idea wynika chyba z tego, że w naszym kraju powstała już ogromna ilość miejsc, gdzie możemy się uczyć – to szkółki przy domach kultury, czy szkoły prywatne. Natomiast nikogo nie obrażając, większość z nich proponuje nieco wybiórczy sposób uczenia. Ja chciałbym zaadresować swoją propozycję do ludzi, którzy mają pewne podstawy (nie będę uczył kompletnie od zera) – dla pasjonatów gitary, którzy grają na pewnym poziomie, ale stanęli przed ścianą a mają wolę i determinację jej przeskoczenia i znalezienia się o szczebel wyżej, nawet na poziomie profesjonalnym. Chciałbym im to umożliwić.

Do tej ściany szybko dochodzi się opierając naukę wyłącznie na wiedzy z internetu.

Już dawno ktoś powiedział, że nadmiar informacji jest brakiem informacji. W YouTube jest wszystko – jeśli ktoś gra na instrumencie, od razu wrzuca to do sieci. Za chwilę znajduje się ktoś, kto w ogóle nie gra i ten pierwszy jest dla niego mistrzem. Sensownych informacji jest naprawdę niewiele. Ja to już przećwiczyłem pracując nad swoimi wydawnictwami dydaktycznymi.

Twoja książka z płytą DVD „Jak oni to robią? Tajniki solowej gry akordowej” jest przeznaczona dla bardziej zaawansowanych muzyków. Z kolei w dwuczęściowej szkole DVD „Rzemiosło i sztuka” wszystko jest wytłumaczone w bardzo usystematyzowany sposób, a oprócz podstaw gry i harmonii pojawiły się nawet takie utwory jak „Donna Lee” Charlie Parkera czy jedna z partit Jana Sebastiana Bacha.

To jest ciekawe, że taka „Donna Lee” jeszcze około 20 lat temu była uważana za utwór bardzo wymagający jeśli chodzi o sferę techniczną. Kiedy zaczynałem swoją przygodę z edukacją, młody człowiek na opanowanie tego utworu potrzebował roku albo dwóch. Teraz, dzięki temu, że poziom instrumentu generalnie rośnie, ludzie uczą się zdecydowanie szybciej. Trochę się łudzę, że może moje metody nauczania się na tyle rozwinęły, że ten utwór studenci robią w 3-4 miesiące. Wszelkie materiały mogą być bardzo przydatne, ale jak już mówiłem, nic nie zastąpi spotkania mistrza i ucznia. Wtedy możemy reagować na bieżąco, robić korekty. Dobremu nauczycielowi moim zdaniem płacimy za dwie rzeczy. Po pierwsze, za motywację zewnętrzną – za to, że nauczyciel potrafi do ciebie dotrzeć i zmotywować do pracy. Po drugie, za to, że pokazuje się uczniowi kierunek w jakim ma podążać. Mentor mówi – idź tam, to jest dla ciebie dobre, natomiast ważne jest uzmysłowienie studentom, że i tak każdy z nich musi wykonać tę pracę samemu, nikt za nich jej nie wykona. Motywacja i wskazanie kierunku to dwie rzeczy, których powinniśmy wymagać w dobrych szkołach.

Pytając studentów, jaki jest dobry nauczyciel, uzyskujemy różne odpowiedzi. Natomiast absolwenci mówią, że najlepszy był ten, który najwięcej wymagał.

Koniec końców – tak, bo robimy to dla siebie. Każdy kto chce się uczyć, robi to dla siebie. Ciekawostką jest fakt, że mając do czynienia z bardzo znanymi muzykami amerykańskimi ze światowej czołówki, dowiedziałem się, że właściwie każdy z nich miał świadomość tego, że miał wciąż bardzo dużo do zrobienia i brał regularne lekcje. Michael Brecker na przykład chodził na konsultacje do znanego saksofonisty klasycznego. Takim guru dydaktycznym był na przykład Charlie Banacos – do niego trzeba było zapisać się kilka miesięcy wcześniej, wysyłając nagrania, które przed spotkaniem z nim były analizowane i oceniane. Najwięksi muzycy, którzy dla nas są wzorem, mają pokorę wobec muzyki i chęć ciągłego doskonalenia swoich umiejętności.

Przypomniał mi się Randy Rhoads, który będąc gwiazdą w zespole Ozzy Osbourne'a podczas tras odwiedzał wszystkich nauczycieli gitary klasycznej, których mógł spotkać po drodze. Kontynuując wątek nauki – jakie błędy zazwyczaj dostrzegasz u młodych gitarzystów i jak je wyeliminować?

Trudno jest generalizować, ale chyba na początku najczęstszym problemem jest ustawienie aparatu gry i wydobycia dźwięku. To rzeczy, które wydają się bardzo banalne, bo każdy może wziąć ten instrument, zagrać i jakoś to będzie brzmiało. Później, po latach okazuje się, że tak łatwo nie jest. Zupełnie inaczej sprawa wygląda, gdy mówimy o wydobywaniu dźwięku na instrumentach dętych czy smyczkowych, gdzie ta sfera jest już na początku traktowana z wielką uwagą. Na gitarze bywa z tym różnie i cóż się dzieje później? Po kilku latach muzyk, który ma źle ustawiony aparat, zaczyna mieć problemy techniczne – nie może zagrać tego, co by chciał, bo coś zaczyna go blokować. Podobnie jeśli chodzi o dźwięk – częste zmiany gitar, szukanie wspomagających urządzeń i wciąż coś nie działa. Okazuje się, że problem nie tkwi w doborze instrumentów, tylko w wydobyciu dźwięku, gitarowej emisji. Jak to mówią gitarzyści – ma dobry „dźwięk z palca”. Wielu muzyków przyjeżdża do mnie na konsultacje, a ja słucham i sugeruję – powinniśmy zacząć od zmiany sposobu wydobycia dźwięku. Niestety to, co na początku drogi jest stosunkowo proste, po latach niewłaściwej gry, kiedy trzeba się tego oduczyć, okazuje się nierzadko skomplikowane.

Druga sprawa, że złe ustawienie rąk może skończyć się nawet problemem ortopedycznym.

Zdarza się tak. Nie życzę tego nikomu, ale w takiej sytuacji najlepiej od razu zasięgnąć porady, jak w prawidłowy sposób grać. Prawidłowo nie znaczy zawsze tak samo. Nie chodzi o jeden kanon, ale o sposób naturalny dla ciebie i rolą nauczyciela jest pomoc w znalezieniu właśnie tej odpowiedniej dla studenta, a zarazem gwarantującej dobre brzmienie metody.

Tego problemu nie ma z gitarą klasyczną – jest jedno ustawienie dłoni wynikające z kąta ustawienia gryfu. W przypadku gitary akustycznej i elektrycznej jest szersze pole manewru, więc każdy gra nieco inaczej.

W gitarze klasycznej i akustycznej brzmienie to kwestia niuansów. Jeśli pokażesz laikowi dwie gitary, to powie, że brzmią właściwie tak samo, a na pewno bardzo podobnie. Ktoś, kto się na tym zna usłyszy od razu różnice między nimi. Ten instrument brzmi słodko w górze, tamten ma więcej środka, itd. Przy gitarze elektrycznej te różnice są bardziej spektakularne – mamy gitarę, wzmacniacz, jakieś efekty pomiędzy nimi. Natomiast dźwięk i jego istota są podobnie jak w gitarze klasycznej i akustycznej – u samego źródła. Jeśli będziemy właściwie wydobywać dźwięk to efekt końcowy będzie znacznie lepszy.

Czy podążasz za ostatnio obowiązującym trendem miniaturyzacji zestawu i przesiadania się na urządzenia cyfrowe?

Nie mogę się nadziwić sytuacji, że młodym ludziom nie chce się nosić sprzętu. Całe życie noszę ciężkie wzmacniacze lampowe z wielkimi transformatorami. Czasami, gdy gra się z gwiazdami technicy pomagają, ale generalnie noszę i wiem, że tak trzeba, bez kompromisów. To nic – taki świat. Jeżeli chodzi o wojnę cyfry z analogiem, to próbuję być na bieżąco. Słucham i sprawdzam tego typu rzeczy, ale nie jestem w tym momencie do nich przekonany. Jestem pewien, że za kilka lat będziemy na tym grali, ale dziś do muzyki okołojazzowej, którą gram, wzmacniacze cyfrowe jeszcze nie dają mi tego, co mnie interesuje. Głównie z tego powodu, że są to urządzenia, które nagłaśniamy przesyłając sygnał bezpośrednio do systemu P.A. Gdzieś mi brakuje tego zniekształcenia głośnika; kolumny, którą słyszę i wiem, że stoi obok. Na razie wciąż wolę stary, dobry lampowy wzmacniacz, który stawiam i czuję wibrację dźwięku w powietrzu. Ostatnio udało mi się kupić starego Marshalla JMP Master Model 50 W Mk2 Lead z 1977 r. w oryginalnym stanie, lutowany point-to-point. Do nagrań jest świetny – gra tak, jak trzeba bez potrzeby żadnej dodatkowej korekcji, choć ze względu na wiek boję się go zabierać w trasy. W razie usterki naprawa pewnie byłaby możliwa, ale mogłaby coś nieodwracalnie zmienić, więc niech on będzie taki jak jest.

Jak wygląda obecnie Twoje zaplecze sprzętowe? Czy jeszcze eksperymentujesz z nowymi instrumentami lub urządzeniami?

Nie szukam instrumentów, ale w swoim życiu sporo już ich przejrzałem. Oczywiście gdy coś ciekawego się pojawia, z przyjemnością oglądam i sprawdzam, ale wiem, że nie do końca o to chodzi. Wszystko jest zawarte w koncepcie muzycznym i indywidualnym sposobie wydobycia dźwięku. W tej chwili gram głównie na Telecasterze z 1975 r. bardzo ładnie przygotowanym do gry przez lutnika Michała Kołodziejskiego.

W muzyce jazzowej zazwyczaj używa się półpudła, na czym według Ciebie polega fenomen Telecastera?

Fender Telecaster to gitara czarodziejska – można na niej zagrać rock and rolla, można też bardzo tłustym brzmieniem jazzowy mainstream. Przetwornik przy gryfie jest ciepły i ten typ brzmienia mnie interesuje. Grał na nim m.in.: John Scofield, Robben Ford i nawet Ed Bickert – gitarzysta stricte jazzowy. Ja cenię Telecastera za pewien rodzaj grubego a zarazem obecnego w miksie dźwięku, który jest inny niż mainstreamowe brzmienie archtopa, którego zresztą też uwielbiam. To jest dźwięk nowoczesny, świetnie nadający się do współpracy z różnymi urządzeniami typu overdrive. Tele ma w sobie wielką uniwersalność i grubszy dźwięk niż Stratocaster, do którego jakoś nie mogę się przekonać, mimo że mam dobry egzemplarz z 1974 r. Jestem wierny wzmacniaczowi Custom Audio Electronics, w którym używam praktycznie tylko czystego kanału. Do nagrań stosuję wspomnianego Marshalla. Mam małe studio domowe, gdzie mogę to zrobić na bardzo dobrym poziomie. Mam jeszcze parę innych gitar, np. luksusowy model Don Grosh typu Set Neck, którą słuchacze znają z koncertów i płyt szkoleniowych. W tej chwili jednak gram właściwie tylko na Tele i akustycznej gitarze George Lowden O-23C. Gitara akustyczna wymaga ciągłych ćwiczeń, bo gdy przestaje się na niej grać, to traci się kondycję, a po godzinie grania na koncercie niestety palce wysiadają.

Niektórzy twierdzą, że gitara akustyczna to idealna rozgrzewka przed elektryczną, a jeszcze inni, że rozgrzewkę najlepiej zrobić na gitarze basowej, wtedy na akustycznej czy elektrycznej wszystko da się zagrać. Co o tym myślisz?

Aż tak skrajnie do tego bym nie podchodził. Koncerty akustyczne w duecie z Markiem Napiórkowskim są niezwykle wymagające - w małym składzie nie mamy możliwości, by przestać – my gramy cały czas. To prawie dwie godziny gry na najwyższej intensywności, a to wymaga kondycji. Gramy na strunach dwunastkach, a wydobycie dźwięku musi być na akustycznym instrumencie bardzo precyzyjne, więc ja przed koncertem gram przez dłuższy czas wyłącznie na Lowdenie. Wtedy jeśli przechodzę na gitarę elektryczną jest to kwestia tylko jednego dnia, by poczuć rozstaw strun, trochę inny gryf. Łatwość gry jest tak duża, że mam wrażenie jakbym nie miał strun. W kwestii docisku, kondycji i wydobycia dźwięku gitara akustyczna jest bardzo przydatna.

Jak ćwiczyć, by przynosiło to efekty?

To jakie ćwiczenia się wykonuje nie jest do końca istotne. Większość z nich jest bardzo dobra i w zasadzie są one do siebie bardzo podobne. Polegają one na ostinatowych powtórzeniach pewnych ruchów prawej i lewej ręki, które mają nas w pewien sposób przygotować do gry. Myślę, że najważniejsze jest to w jaki sposób wykonujesz dane ćwiczenie. Musisz być najsurowszym krytykiem tego co robisz. Precyzja – pod względem długości wydobywanego dźwięku, unikanie skracania wartości rytmicznych, zwracanie uwagi na powtarzalność tego co grasz, wyrównanie pasma itd. Precyzja wykonania jest zdecydowanie ważniejsza niż dobór konkretnego ćwiczenia. Jeśli chodzi o bardziej skomplikowany materiał, który ma rozwijać pewne zaawansowane umiejętności techniczne, to warto zrobić sobie np. zestawy etiud, gdzie nie gramy tylko ostinatowe powtórzenia pewnych przebiegów, ale wykorzystujemy szerzej to co już umiemy. Gramy ćwiczenia oparte na bardziej skomplikowanych figurach rytmicznych, fakturalnych, dla gitary nietypowych a wręcz niewygodnych. Tę rolę mogą spełniać transkrypcje z innych instrumentów, gdzie występują zupełnie inne układy palcowania.

Trochę boję się pytać o ćwiczenia z zakresu improwizacji.

Musielibyśmy rozmawiać na ten temat pół nocy i zaledwie zobaczylibyśmy wierzchołek góry lodowej. To są rzeczy, które zamierzam robić w swojej szkole i one zajmują lata.

Jacy artyści zwrócili ostatnio Twoją uwagę?

Jest bardzo ciekawy i uzdolniony gitarzysta młodego pokolenia – Julian Lage. Nagrywa swoje płyty, ale moim zdaniem najciekawsze są rzeczy, które można znaleźć w sieci, gdzie gra przy okazji spotkań warsztatowych, np. z Martinem Taylorem czy Randy Vincentem. To człowiek osadzony w tradycji jazzowej, grający na gitarze akustycznej i elektrycznej, myślę że to przyszłość gitary jazzowej. Drugi to Gilad Hekselman – podoba mi się jego brzmienie, podejście do budowania melodii. Kolejnym jest Nir Felder – człowiek, który właściwie gra wszystko na niebywale zaawansowanym poziomie. Jego płyty zaczynają się jak garażowy rock, za chwilę pojawia się piosenka brzmiąca jak standard jazzowy. Ma ciekawe a zarazem specyficzne brzmienie, o ile dobrze zauważyłem gra na starym Stratocasterze używając wzmacniacza Polytone.

Ostatnie pytanie – dlaczego do nauki gry potrzebny jest nauczyciel?

Nauczyciel tak naprawdę nie jest niezbędny, bo można się samemu nauczyć grać. Jest on potrzebny, by zrobić to szybciej i lepiej. Ja tak naprawdę jestem samoukiem. Robiłem studia w wieku dojrzałym, teraz kończę doktorat, lecz dzisiaj żałuję, że zaczynając przygodę z gitarą nie trafiłem na kogoś z kim mógłbym się regularnie spotykać. W takiej sytuacji proces nauki trwa zdecydowanie szybciej, a do tego jeśli trafi się na kogoś, kto mógłby być twoim mentorem, kto pomoże ci w rozwijaniu twojej muzycznej świadomości – bo o to chodzi, a nie tylko o przebieranie palcami – to zyskuje się coś niebywale cennego. To jest wartość, którą może dać dobry nauczyciel.

Oficjalna strona – www.arturlesicki.pl
Szkoła Gitary Artura Lesickiego – www.gitarawroclaw.pl

Rozmawia: Wojtek Wytrążek
Zdjęcia: Edgar de Poray