Arch Enemy
Wywiady
2014-10-09
Po 18 latach death-metalowa legenda Arch Enemy przegrupowała się pod nowym szyldem i pokazała z nową wokalistką. AE MKIII jest domknięte, załadowane i gotowe na kolejną bitwę...
W pewnym momencie każdy zespół może stracić swój impet. To właśnie przydarzyło się w 2012 idolom szwedzkich metalowców. Po wydaniu Khaos Legions wszystko przybrało dosyć ponurego zabarwienia. Chris Ammot - naturalny partner gitarowy swojego brata i lidera zespołu, Michaela - po raz kolejny wyłamał się z szeregów, podczas gdy totemiczna liderka Angela Gossow rozważała swoje odejście. 18-letnia spuścizna niemal skończyła się w tym momencie. Ale Michael jest urodzonym wojownikiem. Zatrudnienie nowego gitarzysty, byłego członka Arsis, Nicka Cordle’a, podbudowało grupę, i kiedy, wcześniej w tym roku, Angela oficjalnie potwierdziła opuszczenie zespołu, wyznaczając następczynię, Alissę White-Gluz (ex-The Agonist) - reinkarnacja była ukończona. Spotkaliśmy się z Michaelem i Alissą by porozmawiać o powstawaniu dziesiątego albumu War Eternal, presji na nowym składzie, oraz w jaki sposób orkiestrowy aranżer Westlife stał się kluczowym elementem jednej z przodujących, światowych kapel metalowych...
Alissa, jak doszło do zastąpienia przez ciebie Angeli w Arch Enemy?
Angela na początku napisała do mnie, później rozmawiałam już z Michaelem. Byłam zaskoczona słysząc o tym co się dzieje, z nią i resztą Arch Enemy, i tym bardziej zdziwiło mnie to, że wybrała mnie na swoje miejsce. Był to prawdziwy zaszczyt. Oczywiście, związana jest z tym również wielka presja. To trudne i odpowiedzialne zadanie, ale czuję, że naprawdę jestem na to gotowa.
Co łączy cię osobiście z Angelą?
Pierwszy raz rozmawiałam z Angelą podczas jednej z moich międzynarodowych tras koncertowych, w 2006 lub 2007 roku. Obie występowałyśmy na scenie zdominowanej przez mężczyzn. Nie jest łatwo być na trasie, nawet jeśli jesteś facetem, szczególnie kiedy grasz w mniej znanym zespole, mieszkasz w vanie i jest ci zimno lub jesteś głodny. To były naprawdę twarde warunki. Angela wspierała mnie wtedy na duchu i pomogła to wszystko przetrzymać. Od tego czasu mogę mówić jej o dobrych rzeczach, złych rzeczach czy wszelkich sprawach związanych z trasą. Bardzo dobrze jest mieć kogoś, kto przeżył to osobiście i może udzielić mi rad. Teraz jest sporo kobiet w metalu, ale wtedy posiadanie znajomości z kimś na tym poziomie było dla mnie czymś niezwykłym.
Kiedy stało się jasne, że Alissa jest najbardziej odpowiednią wokalistką dla Arch Enemy?
Myślę, że był to moment kiedy zaprosiliśmy ją do Szwecji. Bardzo ciekawie było usłyszeć jak śpiewa Nemesis, We Will Rise i Dead Eyes See No Future. Brzmiało to inaczej, ale naprawdę fenomenalnie. Jednocześnie nie podeszliśmy do tego zbyt emocjonalnie, ponieważ to wszystko było ciągle jeszcze bardzo świeże. Próbowałem też pisać z nią nowe rzeczy. Nie chciałem kogoś, kto tylko wejdzie w czyjeś buty. Szukałem osoby mogącej wnieść coś swojego! Alissa zdecydowanie wywiązała się z tego zadania.
Czy czujesz, że właśnie znalazłeś stałego współpracownika na długi okres czasu?
Tak, tak uważam. Już spoglądam w przyszłość na kolejne nagrania, na co oczywiście jeszcze musimy poczekać, ale mieliśmy mnóstwo zabawy pracując razem przy tym albumie. Ona ma spojrzenie na muzykę i perspektywę, której ja nie mam. Oboje jesteśmy bardzo zdeterminowani, były więc oczywiście pewne wzloty i upadki, ale wydaje mi się, że właśnie tak osiąga się najlepsze rezultaty.
Dla mnie jest to w zasadzie pierwszy raz, kiedy komponowanie było prawdziwą współpracą, co jest super sprawą. To był zdecydowanie wspólny wysiłek.
Był to również pierwszy raz, kiedy robiłeś album z Nickiem. Jak wiele wniósł on do tego nagrania?
Jakiś rok temu pojechałem do Ameryki, do Virginii i spędziliśmy dwa tygodnie w studio, w piwnicy jego domu, grając na gitarach. Jest naprawdę dobry w nagrywaniu i programowaniu bębnów, więc zrobiliśmy razem jakieś pięć utworów. Zwykle moje jest jakieś 80 procent numeru, ale pozostałe 20 lubię zostawić innym. Uwielbiam, kiedy możemy sobie pojammować i Nick gra do mojego pomysłu coś, co kieruje nas w nową stronę. Ma on też dużo szacunku dla innych oraz mnóstwo zaufania do mnie. Nie jest aż tak inteligentny! [śmiech] Relacja z moim bratem była bardziej napięta, ponieważ byliśmy tu od początku, no i jesteśmy braćmi. Kiedy szło dobrze, było wspaniale, ale wiele razy nie wszystko działało tak jak trzeba. Praca z Nickiem jest dużo bardziej ucywilizowana!
Michael, ty i Chris słynęliście z waszej gitarowej współpracy na scenie. Jak styl Nicka różni się od Chrisa?
Jest zupełnie inny. Nick ma bardzo dużą wiedzę muzyczną. Jest w stanie zapisać klasyczne rzeczy, studiował też sporo jazzu. Chris zaczął grać na gitarze naśladując to co ja robiłem. Poszedł swoją drogą i ma własne brzmienie, ale pokazałem mu też pewne rzeczy, ‚Powinieneś słuchać tego i tego’ itp., więc jego sound i feeling był dosyć podobny. Jeśli chodzi o metal, inspiracje Nicka są trochę inne. Słucha takich rzeczy jak Emperor czy black-metalowych kapel, o których ja nawet nie słyszałem. Mamy też wspólny grunt, zespoły jak Megadeth, Dokken lub Ratt, oraz cały nurt LA z mnóstwem wspaniałego, gitarowego grania.
Czy z tymi wszystkimi zmianami w składzie świadomie nie chciałeś zmieniać wypracowanych już elementów brzmienia zespołu?
Na początku nie było żadnych obaw, dopiero później musieliśmy zmienić nieco założenia. Kiedy zaczynałem komponować materiał Angela ciągle była w zespole. Cześć utworów pisałem z zupełnie innym głosem w głowie, na albumie są więc numery, które na pewno wyglądałyby inaczej, gdybyśmy robili je z Angelą. Pracowałem również z dyrygentem i aranżerem - są tu trzy utwory oraz intro z pełną partią orkiestry. Jest on bardzo znanym w Szwecji muzykiem, który robi też mnóstwo rzeczy z popularnego nurtu. Przygotował m.in. 30 utworów Westlife, ale nie myślcie przez to o nim źle! Więc trochę obawiałem się tych zmian, myślałem 'Chcemy zmienić po 12 latach wokalistkę i mamy jeszcze orkiestrę na albumie!’.
Czujesz, że zespół potrzebował takich zmian?
Tak, myślę że dotarliśmy do punktu, w którym zespół zaczynał dreptać w miejscu. Wspólne pisanie, moje i mojego brata, definitywnie się skończyło. Ja nie słuchałem już jego, a on nie słuchał mnie, rozumiesz? I jeszcze Angela pod koniec również nie chciała już w tym wszystkim uczestniczyć. Na placu boju zostałem więc ja, Daniel [Erlandsson - perkusja] i Sharlee [D’Angelo - bas], mówiący sobie, 'Ok, ciągle kochamy być w tym zespole!’ Później przyszedł Nick i przez rok graliśmy razem koncerty, co było najfajniejszym okresem jaki mieliśmy od dłuższego czasu w Arch Enemy. Zabraliśmy go ze sobą do tych wszystkich krajów, po raz pierwszy w naszej karierze. Odbierasz ich entuzjazm i niemal widzisz wszystko z ich perspektywy. Straciliśmy to uczucie, że musimy coś udowodnić i teraz w pewnym sensie udowadniamy ponownie coś sobie.
Jakiego sprzętu używaliście przy nagrywaniu albumu?
Perkusję nagrywaliśmy w bardzo przyjemnym, dużym studio. Później wynająłem studio do nagrań demo w moim mieście i zarejestrowałem tam wszystkie gitary. Nick i Daniel nagrali swoje partie do albumu. Wykorzystaliśmy wzmacniacz Kemper Profiling, więc nie musieliśmy martwić się o to 'czy dysponujemy najlepszym gitarowym brzmieniem?’ Chciałem uzyskać jak najlepsze wykonanie naszych partii. Byłem pod wielkim wrażeniem tego sprzętu, sprawdził się znakomicie. Grałem na mojej sygnowanej gitarze [Dean USA Michael Amott Signature Tyrant Splatter], mam też japońską kopię Les Paula, której używałem na niemal każdym albumie Arch Enemy przy partiach melodycznych. Nick używał Deana VMNT, modelu Dave’a Mustaine’a, tylko z Custom Shopu. W studio był też czarny Telecaster z klonowym gryfem, którego przestroiliśmy w dół do A i wykorzystaliśmy do czystej barwy w instrumentalnej części utworu Graveyard Of Dreams. Powiedziałem Nickowi, że to nie ma prawa się sprawdzić, ale zaczęliśmy nagrywać i gitara zabrzmiała wspaniale.
Czy używaliście brzmień z Kempera przy końcowym miksie?
Nie, miksowaliśmy całość z Jensem Bogrenem [Opeth, Symphony X, Amon Amarth], i zrobiliśmy sporo re-ampingu w jego studio, więc nie jestem w stanie powiedzieć dokładnie, czego używaliśmy. Kiedyś było to jasne - 'To mój 50-watowy Marshall, to JVM, itd.’ Ale gość miał cały ten sprzęt podłączony jednocześnie i po prostu dobierał i miksował brzmienia, które pasowały najlepiej do utworu. Jest bardzo kreatywny w tego typu rzeczach.
Alissa, czy czujesz, że dołożyłaś na tym albumie coś twojego?
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że z całą pewnością muszę nastawić się na brzmienie Arch Enemy, ale jak tylko posłuchałam instrumentalnych wersji demo okazało się, że nie jest to 'bezpieczny’ materiał, co zresztą było bardzo dobre. Musiałam uszanować brzmienie osiągnięte przez zespół z Angelą, ale chciałam też dorzucić moje własne elementy. To zabawne, ponieważ jestem bardzo często porównywana z Angelą, i kiedy na początku tylko zaczęłam jammować i tworzyć coś z Arch Enemy uważałam, że w ogóle nie brzmię tak jak ona. W niektórych momentach myślałam w stylu, 'Może tu zaśpiewam bardziej jak Angela, a tu może trochę bardziej jak Alissa.’ Ale końcowy rezultat jest lepszy niż mogłam się spodziewać.
Tak, ona brzmi wspaniale. To naprawdę ekscytujące.
Czy jesteśmy świadkami świtu trzeciej ery Arch Enemy?
Z pewnością! Miałem uczucie deja vu kiedy niedawno byłem z Alissą w Japonii. Klimat podniecenia fanów, mówiących o czymś nowym. Pamiętam promocję trasy Wages Of Sin przed laty w Japonii, i wtedy miałem te same odczucia. Szanuję to, że nasi fani potrzebują czasu na opłakanie odejścia Angeli i okresu zespołu, który uwielbiali, ale ten etap jest już zamknięty. W wywiadach spotkałem się z kilkoma pytaniami w stylu, 'Dlaczego myślisz, że odniesiecie taki sukces jak kiedyś?’ Nie wiem tego. Nie wiem co wydarzy się od strony biznesowej czy na koncertach, ale jestem naprawdę szczęśliwy, że nagraliśmy taki album.