Leszek Cichoński
Wywiady
2014-09-30
O imprezach Guitar Awards 2014 i Thanks Jimi Festival 2014 a także koncertowym arsenale rozmawialiśmy z Leszkiem Cichońskim.
Cześć Leszek. Otrzymałeś w tym roku nagrodę Najlepszego Gitarzysty w Polsce w kategorii "Blues" na Guitar Awards 2014. Cieszę się że trafiła ona do Ciebie, gitarzysty grającego bluesa prosto z serca. Jakie znaczenie ma dla Ciebie ta nagroda?
Witaj. Nagroda ma dla mnie oczywiście znaczenie, jest to pierwsza od dłuższego czasu tego typu nagroda, od środowiska gitarowego, ewidentnie jakieś docenienie tego co robię, jak gram, a z drugiej strony wiem, że takie nagrody są bardziej miarą popularności internetowej i wynikiem sprawności marketingowej niż muzycznej, tak więc podchodzę do tego z dystansem.
A jeśli chodzi o warsztaty Guitar Awards, może dwa słowa o tym co miałeś okazję tutaj zrobić oraz jak oceniasz samą organizację wydarzenia?
Festiwal był robiony po raz pierwszy, więc na pewno było trochę niedociągnięć, na przykład z głosowaniem na laureatów Guitar Awards, kilka technicznych spraw kulało. Na pewno organizatorzy będą mieli okazję dopracować to po tych pierwszych warsztatach, ale to bardzo cenny pomysł żeby taki gitarowy event odbywał się regularnie, gdyż już dawno nie było możliwości spotkania producentów i dystrybutorów sprzętu z artystami i dawno nie było nagród gitarowych, a to jednak integruje środowisko, pokazuje też potencjalnym sponsorom i firmom muzycznym, że jest w kraju spory rynek i warto w to inwestować. Jest chociażby Rynek wrocławski, czyli Stare Miasto Wrocławia, gdzie w tym roku został pobity kolejny rekord i zebrało się 7344 gitar i to też o czymś świadczy, to jest jakiś potencjał osób, które będą w przyszłości kupowały nowe gitary, które się będą uczyć grać. Ja sam oglądam często stare zdjęcia, które posiadam, często kojarzę twarze dziewczynek czy dzieci, które grają na jakiś akustycznych gitarach, a później grają na Fenderach Stratocasterach. Tak to się właśnie dzieje.
A jak porównujesz ten event na tle innych tego typu wydarzeń w Polsce?
Ja ostatnio szczerze mówiąc trochę się wyłączyłem z akcji typu targi muzyczne itp, trochę mniej mnie to interesowało i ta nagroda mnie zmobilizowała żeby się pojawić na Guitar Awards. Z kolei Ibanezowi zależało abym poprowadził warsztaty, więc wszystko się razem fajnie złożyło. Zresztą cieszy mnie współpraca z Ibanezem, mam dostęp do praktycznie każdego instrumentu, który sobie wymarzę i te gitary, na których gram teraz to naprawdę bardzo dobre wiosła. Najbardziej mnie powala JSM-100 - model Scofielda, na którym rzadko gram, bo jeszcze nad nim nie panuję do końca, natomiast czuję potencjał w tej gitarze i tą ogromną dynamikę i śpiewność. Muszę jeszcze trochę setup zmienić, obniżyć struny na siodełku i jeszcze troszkę pokombinować z grubością strun, bo w pierwszej wersji ta gitara miała dwunastki, najlepiej gra z dwunastkami, tylko że ja nie mam tak silnej ręki i to jest dla mnie za gruby set. Tak więc mam jedenastki założone, ale kto wie... Pracuję nad nią, chętnie na niej gram, ale na razie tak właśnie przy okazji, kiedy mam jakiś program bardziej "jazzujący", bo to jest instrument, który w tej stylistyce mieści się lepiej. Natomiast do bluesa jest to świetna gitara, ale ja jej jeszcze na tyle nie czuję. Jestem przyzwyczajony do brudnej blues-rockowej artykulacji, a JSM-100 jest to instrument wymagający, gdzie wszystko słychać, wszystko wyłazi - każde obsunięcie się struny, każde przypadkowe zahaczenie i to mi przeszkadza troszkę w graniu.
Czyli Twoje ulubione struny jeśli chodzi o wielkość to dziesiątki, jedenastki?
Dziesiątki, tak. Gram na dziesiątkach Ernie Ball od kilkunastu lat, aczkolwiek do tego Ibaneza założyłem jedenastki.
A próbowałeś kiedyś trzynastek jak Stevie Ray Vaughan?
Nie (śmiech), on był przestrojony pół tonu niżej. Próbowałem normalnie grać na jedenastkach, ale to też, jak graliśmy właśnie ze Stanem Skibbym, pół tonu niżej.
Wywołałeś temat współpracy z Ibanezem. Z których gitar najczęściej korzystasz na scenie?
Na scenie najczęściej jest to Ibanez AT-100 (sygnatura Andy Timmonsa - przyp. SK), do którego założyłem dwie przystawki Andreja Polakowa APG - przy gryfie i w środku, co mi bardzo przypasowało. Powiem szczerze - są jak mini humbuckery, ale grają tak pośrednio między singlem a humbuckerem i właśnie to mi pasuje. Jest więcej "dzwonka" na łączeniu przystawek a jednocześnie jest "kopnięcie". Czasami używam też wspomnianego Ibaneza JSM 100, czyli sygnatury Scofielda i czasami grywam też na modelu SA960QM Premium, który ma najwięcej takich "stratowych dzwonków", które też lubię. Stratocaster Witkowski, na którym grywałem wcześniej miał mini humbuckery, więc nie miał tak charakterystycznych "dzwonków", które posiada model SA960. Lubię więc też na nim pograć i to są właśnie moje podstawowe gitary. Mam jeszcze dwa instrumenty, również Ibaneza, które się szykują do grania - kupiłem RoadStara 2, do którego bardziej "stratowate" pickupy również przygotowuje dla mnie Andrej Polakow. Mam też świetną manualnie dla mnie do grania gitarę, a kto wie czy to nie będzie jeden z moich głównych instrumentów, jeżeli jeszcze powalczę z przystawkami. To jest Ibanez Talman z lipstickami. I one jako pojedyncze przystawki fajnie brzmią, natomiast jako łączone, trochę są "zamulone", co mi bardzo nie pasuje. Tak więc będziemy kombinować, aby środkowy pickup mógł zmienić charakter, dostać więcej "górki", żeby "pociągnął" selektywność również przy połączonych przystawkach.
Na Guitar Awards po koncercie Jacka Królika byłeś mocno zainteresowany akustycznymi Yamahami. Szykuje się jakiś nowy zakup?
W tej chwili sprawdzam wszystkie instrumenty, które wpadną mi w ręce. Do niedawna grałem głównie na Martinie 000-16 RGTE, to nie jest wysoki model, ale bardzo udany. A niedawno trafiłem na przeciekawa gitarę firmy Maestro, model nazywa się Singa - to zaskakująco dobrze brzmiący, bardzo wygodny instrument i to jest moja główna "szóstka". Mam jeszcze starą Takamine dwunastostrunową z 1978 roku, którą musiałem wyrychtować. Była jak nowa, gdy ją kupiłem, ale miała usterkę - może właśnie dlatego nikt nie chciał na niej grać. Filip Hoszko mi ją wyrychtował, brzmi po prostu genialnie, jak orkiestra. Dopiero od niedawna gram na akustykach. Na elektrycznej gitarze gram już ponad 30 lat, a dopiero od czterech lat na instrumentach akustycznych. Także jest to dla mnie bardzo poważna inspiracja, bo uderza się akord na dwunastce i jest to rzeczywiście taka pełnia brzmienia, różnych alikwotów. Ostatnio gram również koncerty solo akustycznie, śpiewam, gram głównie swoje piosenki, ale też utwory Tadeusza Nalepy, Jimiego Hendrixa. Gitara dwunastostrunowa jest tu bardzo przydatna, ciekawie brzmią na niej także fragmenty solówek, które staram się wplatać do utworów grając sam.
Za nami Thanks Jimi Festival 2014. Stworzyłeś fenomen na miarę Jurka Owsiaka i jego Orkiestry. Czy prowadzisz jakieś statystyki, rozwijasz specjalnie tą ideę czy jest to raczej ta sama sprawdzona prosta formuła?
W dużym stopniu jest "spontan", jeśli chodzi o sam przebieg imprezy. Owszem jest scenariusz, jest to zaplanowane, ale czasem dzieją się takie rzeczy, że nie można przewidzieć tego, co się wydarzy. Wymaga to natychmiastowych reakcji, natychmiastowych zmian programu. Na przykład Marcus Miller miał zagrać na rynku 5 minut, a jak zobaczył ten las gitar grał minut dwadzieścia... i już program się wali. Ja już się do tego przyzwyczaiłem i jakoś sobie z tym radzę. W tym roku mieliśmy wyjątkowo obficie, że tak powiem, bo byli wspaniali goście - Uriah Heep, Eric Burdon z Animalsami, no i przede wszystkim Steve Vai. Tak grubo jeszcze nie było do tej pory. Rekord został pobity, ale zawsze powtarzam że nie o rekord tutaj tak naprawdę chodzi, ta impreza jest sama w sobie fajna. To, że czasami jest mniej gitarzystów jest nieistotne, jest tak pięknie, tak wspaniała atmosfera, że dla mnie to w ogóle bez znaczenia, czy będzie rekord, czy nie będzie.
Idea którą stworzyłeś jest naprawdę niesamowita. Ludzie pasjonujący się gitarą spotykają się między sobą, rozmawiają, przyjeżdżają specjalnie na to wydarzenie...
... przygotowują się wcześniej, organizują autobusy. Na przykład z Bochni ludzie co roku przyjeżdżali, ale rok temu przyjechali dwoma autobusami i w tym roku dwa autobusy też mieli załatwione. To oni sami sobie załatwiają, nie żadna instytucja, mają transparenty "Bochnia gra Hey Joe". Organizowane są warsztaty przygotowujące to Rekordu. Zrobiła się z tego Wielka Orkiestra Gitarowej Pomocy (śmiech). Ważnym elementem jest również festival Online. Od sześciu lat robimy transmisję internetową i grają z nami ludzie z całego świata. Grają w klubach, na małych imprezach czy w domu, a potem przysyłają potem video i zdjęcia. W tym roku grali z nami nawet w Australii. To jest wyjątkowa akcja, która pozwala budować coś, co ja nazywam "gitarową unią".
Pewnie już o tym opowiadałeś wiele razy, ale powiedz jak powstał w ogóle ten pomysł?
No cóż... Na to złożyło się parę inspiracji. Pierwszą były warsztaty w Zakrzewie, chyba w roku 1996 albo 1997. Każdy z wykładowców miał za zadanie przygotować jednego, dwóch najbardziej utalentowanych uczniów do koncertu finałowego. Pomyślałem wtedy 'weźmy wszystkich, nie ma ich tak dużo, około 16 czy 17 uczniów i zagrajmy coś razem'. No więc zrobiliśmy krótką próbę i to była pierwsza inspiracja. Zagraliśmy "Hey Joe" i po prostu to tak "pojechało", genialnie. To był taki cios dla wszystkich, że gdzieś tam widocznie to zostało, żeby coś takiego zrobić ponownie. To nie było tak, że od razu miałem wizję na rynku, wszędzie gitary, tysiące osób... Nic z tych rzeczy (śmiech). Po prostu chciałem to jakoś powtórzyć i na Woodstocku zrobiliśmy to ponownie, ale udało mi się zebrać tylko dziesięciu gitarzystów na scenie. Zagraliśmy "Hey Joe" i chyba "Wild Thing". Jurek Owsiak szalał oczywiście, był zachwycony, że tak fajnie, ale to nie było to co się wydarzyło we Wrocławiu. Moja pierwsza próba to był tak naprawdę rok 2002, miałem od miasta zielone światło, nagłośniłem całe wydarzenie w mediach, po czym okazało się, że nie trzeba nic takiego robić, nic z tego nie będzie. Dopiero od 2003 roku robię to z Krzyśkiem Jakubczakiem, no i wszystko zawsze gra. Wiadomo są różne problemy i były ogromne problemy finansowe przez pierwsze 7 lat - do końca nigdy nie było wiadomo ile mamy, czy mamy i w ogóle czy to robić, ale się jakoś udawało, przy wsparciu miasta oczywiście. Natomiast jest też dużo fajnych wątków dookoła samego eventu. Na przykład robimy konkurs na najdziwniejszą gitarę, są zdjęcia różnych pomysłów, na przykład z sedesu ktoś sobie zrobił instrument, z łopaty i to grające! Nie tam że jakaś lipa! Z przystawkami gitary, podłączali się normalnie do pieca (śmiech). W tym roku z kolei hasłem przewodnim były "gitarowe rodziny", przyjechało ich ponad 300. Zależy mi na generowaniu fajnej, rodzinnej atmosfery, żeby się ludzie dobrze czuli na tej imprezie i razem przeżywali muzykę.
Widzę zatem że Thanks Jimi Festival się rozwija tak jak każda super idea. Gratuluję zatem Leszku tego co udało się osiągnąć do tej pory i życzę wielu dalszych sukcesów!
Dziękuję.
Rozmawiał: Sławek Kołodziejski
www.facebook.com/GuitarTNTcom
Zdjęcie: Agata Wojdyczka
Powiązane artykuły