Doug Aldrich (Whitesnake)
Wywiady
2009-03-04
W tym miesiącu naszym rozmówcą jest Doug Aldrich z grupy Whitesnake, który opowie nam o nowej płycie tego słynnego zespołu.
Whitesnake stał się sławny w latach 80. za sprawą takich przebojów, jak "Is This Love" czy "Here I Go Again", kiedy to panowała ogólna moda na zespoły rockowe w stylu pop rock i obowiązywały długie włosy oraz trwała na tzw. pudelka. Grupa Whitesnake powstała dekadę wcześniej w Wielkiej Brytanii jako zespół blues-rockowy. Obok Davida Coverdale’a tworzył go między innymi duet gitarowy: Bernie Marsden i Micky Moody. Przez te wszystkie lata zespół ewoluował stylistycznie i przeżył liczne zmiany składu. W różnych okresach jego istnienia grali w nim: Adrian Vandenberg, Warren Di Martini, Mel Galley, Steve Farris, John Sykes, Vivian Campbell, a nawet Steve Vai.
W 2002 roku David Coverdale, założyciel i siła napędowa formacji, po raz kolejny zdecydował się na zmianę składu, zapraszając do współpracy gitarzystów: Douga Aldricha i Reba Beacha. Beach znany jest ze współpracy z grupami Winger oraz Dokken, a także jako endorser Ibaneza w latach 90. Aldrich z kolei zdobywał pierwsze szlify w Los Angeles jako założyciel grupy Lion i Bad Moon Rising, później jako członek zespołu Dio. Doug okazał się bardzo cennym nabytkiem, miał bowiem spory udział w komponowaniu i produkcji nowego albumu grupy, zatytułowanego "Good To Be Bad". Obecnie zespół odbywa światową trasę koncertową promującą nowy krążek.
Jak powstał nowy album grupy Whitesnake?
Właściwie to ta płyta powinna powstać wcześniej, ponieważ odkąd wstąpiłem do zespołu w 2002 roku, natychmiast zająłem się wraz z Davidem tworzeniem nowego materiału. Zawsze uwielbiałem komponować. Nie mieliśmy jednak dość czasu, żeby nadać swym kompozycjom sprecyzowany kształt i nagrać płytę. W 2006 roku byliśmy zaabsorbowani wydaniem koncertowego DVD pod tytułem "Live: In The Shadow Of The Blues". Ale mieliśmy też sporo dodatkowego materiału, z którym nie było co zrobić. Od lat nagrywaliśmy nasze koncerty, opracowując przy tym nowe aranżacje starych utworów. Poza tym pojawiło się kilka kompozycji, które nie znalazły się na płycie DVD. David miał pomysł, żeby je wydać jako kolejną płytę koncertową. Pracowaliśmy nad tym, ale kiedy wróciliśmy z trasy koncertowej, uświadomiliśmy sobie, że nie jesteśmy zbytnio zadowoleni z miksu. David, ja oraz Michael McIntyre, długoletni przyjaciel i asystent Coverdale’a, zmiksowaliśmy wszystko jeszcze raz i byliśmy już o wiele bardziej zadowoleni z efektu. Postanowiliśmy więc, że od tej pory sami zajmiemy się produkcją naszych płyt. Pomysł na nowy krążek narodził się zupełnie naturalnie. Dzień po Bożym Narodzeniu pojechałem z żoną w odwiedziny do Davida, u którego mieliśmy pojeździć trochę na nartach. Usiedliśmy obaj, wzięliśmy gitary akustyczne do rąk i nagraliśmy trzy lub cztery piosenki, rejestrując je w formacie MP3. Kiedy wróciłem do domu, zacząłem dopracowywać wersję demo. Potem David przyjechał do mnie i zdecydowaliśmy się wprowadzić zmiany. Tak to się właśnie odbywało, czyli całkiem spontanicznie. Nie planowaliśmy wydania nowej płyty, zaczęliśmy po prostu komponować... Niełatwo jest komponować piosenki dla Whitesnake, ponieważ europejscy fani naszego zespołu lubią klasyczny Whitesnake, natomiast fani ze Stanów Zjednoczonych znają jedynie twórczość grupy po roku 1987. Trudno jest więc wszystkich zadowolić. Ale moim zdaniem album nam się udał, ponieważ znalazły się na nim utwory, które powinny przypaść do gustu wszystkim naszym fanom.
Czyli wasze koncerty różnią się w zależności od tego, czy gracie w Europie, czy w Stanach Zjednoczonych?
Tak, nasze koncerty w Stanach i Europie trochę się różnią. Za oceanem nie zagralibyśmy na przykład "Ain’t No Love In The Heart Of The City". Ale przy komponowaniu staram się nie pamiętać o tym, że muszę spełnić czyjeś oczekiwania. Prawdziwy artysta jest wierny przede wszystkim sobie. Mam swoje inspiracje i muzykę, która mnie ukształtowała. Uwielbiam Allman Brothers Band i The Black Crowes, dlatego od dawana bardzo mi zależało, żeby w muzyce Whitesnake pojawił się wyraźny element bluesowy. Z drugiej strony nie mogło też zabraknąć ciężkich riffów i świetnych melodii. Jestem bardzo zadowolony, bo udało nam się tu pogodzić bardzo wiele pozornie sprzecznych interesów.
Jaka jest twoja ulubiona gitara?
To reedycja Les Paula Goldtop ‘57 wyprodukowana w 1990 roku. Mam sentyment do tych gitar, albowiem moim pierwszym instrumentem był właśnie Gibson Les Paul Goldtop. Kupiłem go za kilkaset dolarów od chłopaka mojej siostry. Niestety zamieniłem się z kimś na inną gitarę. Po latach postanowiłem jednak, że chcę wrócić do mojego pierwszego wiosła i wybrałem się do Guitar Center. Po utargowaniu kupiłem reedycję Les Paula Goldtop za tysiąc dolarów. Gitara nie była wierną kopią, ponieważ inkrustacje różniły się od tych na oryginale, inna była też płytka na główce. Poprosiłem więc Johna Suhra, żeby dokonał odpowiednich modyfikacji i dzięki temu gitara wygląda tak, jak powinna. No i brzmi rewelacyjnie! Z Johnem pracowałem również nad nowym przetwornikiem - on nazywa go przetwornikiem Aldricha. Z tym pickupem Les Paul brzmi świetnie, dlatego teraz montuję go na wszystkich moich gitarach.
A zatem nową płytę nagrywałeś tylko na Les Paulu?
W najważniejszych partiach używałem Les Paula, ale grałem też na kilku innych gitarach, między innymi firmy Zemaitis. Wykorzystywałem także gitarę Dan Armstrong Plexiglass, używając jej przede wszystkim do dogrywek. Ma naprawdę doskonałe, funkowe brzmienie i sprawdza się świetnie w miksie, ponieważ nie przyćmiewa Les Paula, ale za to dobrze go uzupełnia. Natomiast solówkę do "Summer Rain" i "A Fool In Love" grałem na Stratocasterze. Poza tym, używałem też dwunastostrunowej gitary Danelectro i Telecastera, na którym pozwoliłem sobie zagrać techniką slide.
Widzieliśmy, jak rozmawiałeś z Deanem Zelinskym na targach NAMM. Planujesz współpracę z firmą Dean?
Tak, Dean zrobi sygnowany moim nazwiskiem model gitary Soltero. Dostałem jeden do przetestowania, czego efekty można też troszkę usłyszeć na nowej płycie Whitesnake. Chciałbym jednak zmienić gryf, ponieważ niewygodnie mi się gra na gryfie w kształcie litery "V" - jakoś nie pasuje do moich rąk i stawów (śmiech). W każdym razie ja muszę oprzeć rękę płasko z tyłu gryfu.
Masz problem ze stawami?
No cóż, ręce nie uginają mi się w stawach tak dobrze, jak powinny. Kiedy wyciągam je do przodu, to widać, że moje nadgarstki i palce nie są idealnie proste. Przy niektórych chwytach nie daję rady zgiąć palca wskazującego. Obserwowałem Eddiego Van Halena podczas gry i zauważyłem, że jego palec wskazujący jest całkowicie zgięty. Mój niestety pozostaje bardziej wyprostowany... To fizyczne ograniczenie przeszkadzało mi od zawsze, ale wypracowałem sobie pewną metodę, polegającą na opieraniu kciuka na dolnej części gryfu, dzięki której nie muszę tak wyginać palców.
Czy to pomaga ci przy szybkich przebiegach?
Tak, bardzo! Czasami trzymam kciuk na górze, szczególnie, gdy gram bluesa lub wykonuję podciągnięcia. Przy szybkich zagrywkach zawsze muszę go jednak umieścić niżej. Pierwszy raz widziałem coś takiego u Randy’ego Rhoadsa. Kiedyś porównałem nasze zdjęcia i zaskoczyło mnie, jak bardzo mieliśmy podobne dłonie.
Jakich wzmacniaczy używałeś przy nagrywaniu tego albumu?
Korzystałem ze wzmacniaczy Marshall. Mam kilka modeli JMP z lat 70. i uważam, że to naprawdę świetny sprzęt. Używam też Marshalla Vintage Modern. Świetnie sprawdza się w studiu i ma oryginalne brzmienie - brzmi jak prawdziwy vintage. Też bardzo sobie chwalę wzmacniacz Voodoo V-Rock, na którym gram na co dzień.
Czy Reb Beach wciąż będzie grał z wami koncerty?
Jasne, że tak! Ale trzeba pamiętać, że Whitesnake to przede wszystkim David Coverdale. To on tu dowodzi. Wprawdzie wszyscy tworzymy zespół, lecz charakter nadaje mu David - oczywiście mamy demokrację w tym sensie, że ustalamy, kto ma grać którą partię. Zresztą nie zżera nas ambicja i nie chodzi nam o to, żeby się promować, tylko o to, żeby całość brzmiała jak najlepiej.
Jednak dużo komponujesz dla zespołu. Czujesz, że już zagrzałeś w nim miejsce na dobre?
Żyję z dnia na dzień. Nie wiem, co będzie jutro - po prostu daję z siebie wszystko. Czuję się zaszczycony, że mogę pracować z Davidem i dlatego staram się, jak mogę, żeby był ze mnie zadowolony. Myślę, że z takim podejściem zawsze będę miał pracę. Dostaję dużo propozycji jako muzyk sesyjny, ale na razie mnie one nie interesują. Teraz w stu procentach angażuję się w projekt o nazwie Whitesnake.
Rozmawiał Mick Taylor
Powiązane artykuły