Miałem różne gitary. Najpierw jakieś śmieszne, polskie wynalazki, jak Samba, czy Alko. Miałem Yamahę, na której grałem na początku w Acidach. Potem B.C. Richa, na którego zrzuciła się rodzina mojej żony. To był jakiś koreański egzemplarz, ale brzmiał obłędnie - potem miałem jeszcze dwa amerykańskie modele, ale w moim odczuciu grały gorzej. Kiedy trafiłem do Kazika, zaczął mnie wychowywać Burza - i tu leżą korzenie moich obecnych preferencji. U niego złapałem też bakcyla na te stare gitary hollow-body i poczułem, że to jest właśnie sound jakiego całe życie szukałem. Zadzwoniliśmy więc do Nowego Jorku, do Maćka Miernika, który sprowadzał takie stare graty. Traf chciał, że akurat miał gitarę Eko z 1966 roku, kupioną od jakiegoś starego Włocha. Właśnie to wiosło było inspiracją do powstania Luxtorpedy. W muzyce, tak jak w życiu, najważniejsze jest znaleźć dla siebie parę i jest to sprawa dość osobista. Musi zaiskrzyć pomiędzy tobą i gitarą lub tobą i wzmacniaczem. Nie ma na to reguły. Ktoś może potrzebować Rolls-Royce'a wśród mikrofonów, o szerokim paśmie i bogatych alikwotach, aby podkreślić barwę swojego głosu. A mnie najbardziej pasuje zwykły, tani SM57 i to na nim brzmię najlepiej. Jeśli chodzi o wzmacniacze to miałem już marki takie jak Engl, Rivera, czy Orange, który miał ten poszukiwany przeze mnie środek. Ale tak naprawdę dopiero przy Luxtorpedzie trafiłem na to co chciałem i pomógł mi w tym Pete Cornish. To gość, który od lat 70. zajmuje się artystami takimi jak Queen, Black Sabbath, Iron Maiden, McCartney czy Sting. Z jego usług korzystali także Gilmour, Page i wielu innych. Jak to mówią, Pete wie doskonale "od czego muchy zdychają" - w gitarowym świecie jest niekwestionowanym guru. Najpierw zamówiłem sobie overdrive SS-3. Przyszedł po 9 miesiącach, ale kiedy go włączyłem, tak mi skleił dźwięk, że zakochałem się z miejsca - piękny soft-sustain. Potem dokupiłem booster NB-3 i fuzz NG-2, a także splitter, którym zastąpiłem Radiala. Ten ostatni po prostu degradował mi brzmienie - kiedyś otworzyliśmy go, żeby zobaczyć co jest środku, a tam... jakieś najtańsze podzespoły. Poczułem się wtedy oszukany. Splitter Cornisha to małe dzieło sztuki, a i sam Pete jest świetnym i pomocnym gościem. Bardzo dużo się od niego nauczyłem. Robi też dla nas kable gitarowe i kolumnowe które są nie do pobicia przez żadną firmę na świecie. Jest tylko jedna firma produkująca między innymi kable, która może porównywać się z soundem Peta Cornisha i to z Polski. Mam na myśli Laboga Way of Sound. Używam tych kabli w pedalboardzie i jestem spokojny, że nic mi nie nawali, a brzmienie jest pełne i bez żadnych brumów.