Mark Tremonti
W latach 90. święcił triumfy jako gitarzysta Creed, a kiedy zespół się rozpadł w 2004 roku, stworzył wraz z Mylesem Kennedym kolejny projekt o nazwie Alter Bridge.
Przy okazji zwiększył też ilość watów generowanych przez swój wzmacniacz, aby tym samym uzyskać zupełnie nową jakość brzmienia z gatunku ciężkiego rocka o potężnej sile rażenia. Z Tremontim spotykamy się, ponieważ znowu jest o czym z nim rozmawiać - na wydanie czeka jego kolejna solowa płyta, a w przygotowaniu jest kolejny krążek grupy Creed. Gitarzysta opowie nam m.in. o ewolucji serii gitar PRS sygnowanych jego nazwiskiem, o podciągnięciach i wibrato, a także zdradzi, kto jest dla niego prawdziwym lekiem na stres i wszelkie kłótnie…
Zaczęło się od KISS
Pierwszy raz sięgnąłem po gitarę w wieku jedenastu lat. Grałem wtedy na gitarze o nazwie Tara będącej imitacją Les Paula, którą kupiłem za dziesięć dolarów. Zawsze lubiłem grać na Les Paulu, bo grał na nim Ace Frehley, gitarzysta KISS. Na początek wziąłem jedną lekcję gry, ale mój nauczyciel nie uczył mnie tego, czego chciałem. Kazał mi grać "Twinkle, Twinkle, Little Star" i dlatego zrezygnowałem z niego na rzecz podjęcia nauki samodzielnej.
Pierwsze były piosenki
Zacząłem od pisania prostych piosenek. Nie uczyłem się tak naprawdę grać na gitarze, bo to nastąpiło jakieś dziesięć lat później - mam tu na myśli granie partii prowadzących. Pierwszy kawałek, który nagrałem? No cóż, podchodziłem do tego tematu w nieco inny sposób. Miałem magnetofon czterośladowy i nagrywałem mnóstwo różnych rzeczy. Często były to tylko fragmenty kompozycji, a nie całe piosenki.
Szkoła shredu
Na gitarze prowadzącej zacząłem się koncentrować, będąc w szkole średniej. W miejscowym sklepie gitarowym można było wypożyczyć kasetę wideo "Hot Licks" za darmo na jeden dzień. Mieli tam dwadzieścia albo trzydzieści kaset, i ja codziennie wypożyczałem jedną. Tak więc znosiłem do domu lekcje Vinniego Moore’a, Paula Gilberta, Yngwiego Malmsteena, Joego Passa, Johna Scofielda… Nawet jeśli nie rozumiałem tego, co grają, to bardzo uważnie oglądałem te materiały. W późniejszym okresie najbardziej zainspirowała mnie szkoła Paula Gilberta "Intense Rock". To było coś, co mnie wtedy zafascynowało bez reszty. To właśnie dzięki tym nagraniom zacząłem doskonalić technikę kostkowania i pojąłem, jak bardzo jest ona ważna w tym, co robię. Również dzięki tym pierwszym lekcjom na wideo zacząłem ćwiczyć skale i szybkość gry. To było dobre dla poprawienia techniki, jednak minęło wiele lat, zanim nauczyłem się poprawnie wykonywać podciągnięcia i wibrato. Nie improwizowałem wtedy za dużo, ale za to teraz, już jako dojrzały gitarzysta, nadrabiam zaległości i improwizuję, żeby moja gra nabrała więcej feelingu.
Najważniejsze jest wibrato
Podciągnięcia i wibrato to dwie rzeczy, które stanowią o twoim indywidualnym stylu gry na gitarze. Nastawiałem metronom i godzinami robiłem ćwiczenia na szybkość gry. Widzę to u wielu młodych ludzi - ich interesuje szybka gra i nic poza tym. Wymyślają jakieś efektowne zagrywki, żeby móc iść do sklepu muzycznego, wziąć do ręki gitarę i się popisać. Ale przecież w byciu gitarzystą wcale nie o to chodzi. Każdy chyba marzy o tym, żeby w końcu wyjść na scenę z zespołem i zagrać przed publicznością. A tu nie wystarczą już tylko takie sztuczki jak sweeping, które często mają na celu jedynie popisanie się. Tworzenie prawdziwej muzyki nie jest takie proste, jak się wydaje.
Metal
Metallica wywarła na mnie ogromny wpływ. Oni i Celtic Frost to były moje ulubione zespoły. Od początku byłem fanem Metalliki, lecz nie byłem w stanie zagrać ich utworów, bo zajmowałem się głównie tworzeniem muzyki, a nie nauką gry. Brat się ze mnie śmiał, że nie potrafiłem zagrać całego utworu od początku do końca. Ja jednak zawsze uczyłem się jedynie pojedynczych zagrywek, ponieważ nie starczało mi cierpliwości, żeby rozpracować całe utwory. Nie rozumiałem, dlaczego powinienem uczyć się czyichś kawałków, skoro mogłem grać własne, tym bardziej że sprawiało mi to dużo więcej przyjemności. Próbowałem więc uczyć się grać na swój własny sposób. Na przykład po wielu latach okazało się, że skala, którą tak bardzo lubię i którą - jak mi się wydawało - sam wymyśliłem, już istnieje i nazywa się… molowa harmoniczna. Zresztą wiele rzeczy, które według mojego przekonania "wymyśliłem", już istniało.
Powstanie Creed
Pewnego dnia - a byłem już wtedy w szkole średniej - moją współlokatorkę odwiedził Scott Stapp, ponieważ powiedziała mu, że mieszka z pewnym Markiem, który gra na gitarze. Scott chodził ze mną do szkoły średniej, tylko był rok wyżej i nie znałem go zbyt dobrze. Powiedział, że chce założyć zespół. I tak zaczęliśmy grać. Scotta Phillipsa, perkusistę, poznaliśmy na imprezie. Potem podkradliśmy z innego zespołu, który zresztą się rozpadał, basistę Briana Marshalla. No i tak powstała grupa Creed.
Byle szybciej
Byłem zdeklarowanym metalowcem i pozostali członkowie zespołu nabijali się z mojego brzmienia. Miałem efekt Arion Metal Master, który dawał typowy heavymetalowy, mocno przesterowany i jazgotliwy przester z podkręconym dołem i górą. Każdy kawałek zaczynałem od istnego galopu po strunach z zawrotną szybkością. Nie wszystkim to jednak pasowało. Kiedy gra się z innymi muzykami, czasem wypada się do nich dostosować…
Moje więzienie
Wszyscy pracowaliśmy i kiedy założyliśmy zespół, musieliśmy zacząć odkładać jakieś pieniądze. Nagraliśmy demówkę z Johnem Kerzwegiem (producent trzech pierwszych płyt Creed - przyp. red.), który miał podpisaną umowę z wytwórnią Atlantic. Był więc dla nas jak guru. Płaciliśmy mu 35 dolarów za godzinę. Jednym z pierwszych utworów, jakie nagraliśmy, był "My Own Prison". Udało nam się namówić lokalną rozgłośnię, żeby go puściła. Utwór stał się przebojem i najczęściej granym kawałkiem w radiu. Zatrudniliśmy menadżerów, którzy pomogli nam dokończyć nagrywanie. Singiel ukazał się w nakładzie 6.000 egzemplarzy. W naszym mieście sprzedało się 3.000, a może 4.000 kopii. Do radia zaczęły wydzwaniać wytwórnie z pytaniem, kim jesteśmy i gdzie można nas usłyszeć na żywo.
Przełom
Nie odnieśliśmy sukcesu z dnia na dzień. Najpierw graliśmy dla 300 ludzi, potem dla 500, potem dla 600… Nasza publiczność zwiększała się stopniowo. Ciężko pracowaliśmy na swój sukces, nic nie przyszło samo. Ale z drugiej strony myślę, że i tak nie docenialiśmy tego, ile szczęścia mieliśmy. Każdy nasz utwór stawał się numerem jeden na radiowej liście przebojów - tak było z naszymi pierwszymi siedmioma czy ośmioma singlami. Wiedzieliśmy przynajmniej, że nasze kawałki są słuchane. Grając w Alter Bridge, zrozumieliśmy, jak ciężko jest się wybić, jak ciężko sprawić, żeby wykonywana muzyka była szeroko znana i chętnie słuchana. Wcześniej z Creed po prostu mieliśmy dużo szczęścia. Nawet teraz jest nam trudno osiągnąć pierwsze miejsce na liście z nowym singlem.
Gitara
Firma PRS zgłosiła się do mnie pod koniec trasy "My Own Prison". Jeff Lanahan zapytał, czy nie chciałbym wypróbować jednej z ich gitar. Był to model McCarty, którego zresztą mam do dzisiaj. Skomponowałem na nim większość płyty "Human Clay". W tej gitarze przełącznik przetworników znajdował się pierwotnie na dole (tak się składa, że często z niego korzystam), poza tym były tam tylko dwa pokrętła, a ja byłem przyzwyczajony do Les Paula, w którym przełącznik znajduje się na górze i są cztery potencjometry. Przysłali mi więc kolejny egzemplarz z przełącznikiem przeniesionym w inne miejsce. Ale tym razem waga gitary mi nie odpowiadała. Potrzebowałem cięższego instrumentu. Wtedy Lanahan zaproponował, że zrobią mi model customowy, sygnowany moim nazwiskiem. W tamtym czasie tylko Carlos Santana miał swój model PRS-a, więc nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście! Nie chcieli, żeby mój model wyglądał jak klasyczny Paul Reed Smith i zrobili mi gitarę, która trochę przypominała wieloryba - była bardzo duża i wyglądała dość śmiesznie. Prototyp jeszcze dwa razy wracał do nich, ale za to trzecia gitara, którą mi przysłali, była po prostu wspaniała! To była zdecydowanie najlepsza wersja.
Przetworniki
Mieliśmy korpus, teraz przyszedł czas na wybór przetwornika. Zaproponowali mi dwa, ale to nie było to, czego szukałem. Potem nawinęli dla mnie kolejnych pięć. Jeden z nich brzmiał prawie tak, jak chciałem, ale był zbyt jasny. Mój inżynier dźwięku powiedział, żebym się tym nie przejmował, ponieważ tego typu brzmienie doskonale sprawdzi się na scenie. Musiałem trochę skorygować ustawienia w korektorze i udało mi się uzyskać właściwy sound. Ten przetwornik naprawdę się wyróżniał, choć - co prawda - był nieco jaśniejszy i mocniejszy niż poprzednie, do których byłem przyzwyczajony. Musiałem się więc przełamać i przyzwyczaić się do niego. Obecnie te przetworniki instalowane są na wszystkich sygnowanych przeze mnie gitarach z tej serii.
Styl gry
Zawsze ciężko pracowałem. Z nowym modelem PRS zacząłem bardziej skupiać się na ćwiczeniu partii prowadzących. Gry rytmicznej uczyłem się, kiedy byłem młodszy, słuchając speed metalu, a więc właściwie nie potrzebowałem poświęcać jej więcej czasu. Jednak gdy dostałem gitarę PRS, poczułem na barkach ciężar odpowiedzialności. Ludzie mogli zacząć pytać: "Kim jest ten dzieciak i dlaczego ma gitarę PRS sygnowaną swoim nazwiskiem?". Dzięki tej gitarze chciałem się doskonalić.
Faworyt
"Say I" z płyty "Human Clay" to prawdopodobnie mój ulubiony utwór koncertowy. Ale moim ulubionym kawałkiem w całej twórczości Creed jest "Faceless Man". Napisałem go, kiedy eksperymentowałem ze strojem open D5. Pamiętam, że kiedy napisałem zwrotkę, to zaraz potem wymyśliłem kilka melodii dodatkowych. Zadzwoniłem do Scotta i powiedziałem mu, że mam fajny pomysł na utwór, a on odpowiedział, że też ma coś ciekawego. Złożyliśmy to wszystko w jedną całość i okazało się, że wyszedł nam z tego materiału świetny utwór. Tego samego dnia napisaliśmy część kawałka, a skończyliśmy go kolejnego dnia na próbie. Już zawsze był to nasz ulubiony utwór.
Alter Bridge
Pewnego dnia spojrzałem na swoją karierę muzyczną i zadałem sobie pytanie: ile osób ma szansę zacząć od nowa z nowym zespołem i zrobić wszystko po swojemu? Zawsze byłem fanem solówek. Parę lat temu nie były one moją najmocniejszą stroną, ale postanowiłem nad tym popracować. Przede wszystkim jestem kompozytorem utworów, o którym ludzie zaczęli myśleć jako o tekściarzu i wykonawcy własnych piosenek. Zdecydowałem się więc skupić na doskonaleniu gry na gitarze, bo tego nikt mi nie odbierze. Chciałem być jeszcze lepszym gitarzystą.
"Blackbird"
Z Mylesem współpracowałem już wcześniej, zanim napisaliśmy utwór "Blackbird", ale ta piosenka jest po prostu wyjątkowa. Jest w niej prawdziwa magia. Być może stało się tak, ponieważ weszliśmy do studia praktycznie zaraz po jej skomponowaniu, więc udało nam się oddać w niej towarzyszące nam wciąż bardzo świeże emocje. Całość zachowała doskonałą dynamikę. Nadal uważam, że to najlepsza kompozycja Alter Bridge.
Nigdy dość!
Od momentu powstania grupy Alter Bridge bardzo polubiłem dzielić się swoimi doświadczeniami z innymi gitarzystami i chętnie aranżowałem sytuacje, w których można wspólnie z nimi pograć. Nawet będąc w trasie, często szukam okazji, aby zaproponować gitarzystom z innych kapel wspólne jammowanie. Krótko mówiąc, nigdy nie mam dość! (śmiech).
Rodzina
Lubię być zajęty muzyką, ale mam dwójkę dzieci i dlatego swojej pasji mogę w pełni oddać się dopiero wtedy, kiedy idą one spać…
Rob Laing