KSU, Sedes - 11.11.2011 - Kraków
Ostatni raz widziałam KSU na żywo w 1989 na jednym z koncertów organizowanych pod szyldem Polskiej Krajowej Sceny Młodzieżowej. Tym razem dzięki organizatorowi Galicja Productions odbyłam krótka sentymentalną podróż i nasunęło mi się w związku z tym kilka wniosków...
Fajnie być dorosłym:
Można bezkarnie wypić kilka piw i spokojnie zapalić.
Głowa wystaje mi ponad barierkę a co z tym idzie dużo lepiej widać i słychać.
Pogo też jest o wiele fajniejsze jeśli ma się 174 cm wzrostu.
KSU na przełomie lat 80 i 90 miało na swoim koncie dwie płyty - "Pod Prąd" i "Ustrzyki", a numery takie jak "Umarłe drzewa", "Jabolowe ofiary" czy "Wielki koniec" urosły do rangi hymnów pokolenia. I takich ich pamiętam. Przez kolejne lata powstało kilka mniej lub bardziej udanych płyt, 3 filmy oraz książka Krzysztofa Potaczały "KSU Rejestracja buntu. Opowieść o punk rocku w Bieszczadach.", którą przeczytałam jednym tchem i gorąco polecam.
Dziś legenda polskiego punk rocka wciąż ma się świetnie - przypomnieli swoje najsłynniejsze piosenki, ale też utwory mniej znane i zupełnie zapomniane. Koncert zagrali na dwa sety: pierwszy totalnie punkowy, pełen szaleństwa i skakania w tłumie i drugi akustyczny, bardziej wyciszony i introwertyczny, co przy pełnej sali było niemal paradoksem. Obecnie KSU brzmi trochę poważniej, bardziej profesjonalnie, doroślej, aczkolwiek nie traci nic ze swojej aktualności i uroku. Wielkim atutem grupy jest świetne brzmienie, wypracowane przez lata wspólnego grania, kultowe numery autorstwa Eugeniusza "Siczki" Olejarczyka oraz ogromna energia, która kapela przekazuje publiczności.
Należy wspomnieć że jako support zagrała inna zaprawiona w punkowych bojach brygada - Sedes. Z oryginalnego składu pozostał jedynie Jan Siepiela, ale nie zmienia to faktu że numery takie jak "Wszyscy pokutujemy" czy "Jesienny wiatr" powaliły publiczność na kolana. Chłopaki po latach naprawdę dobrze wyglądają. I świetnie grają. Punk's not dead! I chcemy jeszcze :)
Sedes
KSU
Tekst i foto: Romana Makówka