Scorpions

Comeblack

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Scorpions
Recenzje
2012-01-11
Scorpions - Comeblack Scorpions - Comeblack
Nasza ocena:
8 /10

W styczniu ubiegłego roku Scorpions poinformował o zamiarze zakończenia trwającej dobrze ponad czterdzieści lat kariery. Wiadomość ta zasmuciła spore grono miłośników rocka.

Należy się teraz spodziewać wysypu wydawnictw związanych z zespołem, dającego wytwórni możliwość zarobienia jeszcze trochę grosza. Nie widzę w tym nic złego, bowiem nie można pozwolić wykonawcy pokroju Scorpions odejść ot tak, z dnia na dzień. Tym bardziej, kiedy przy okazji fani dostają do rąk płytę na tak wysokim poziomie jak najnowsza. Jeżeli ktoś pobieżnie "rzucił okiem" na tytuł albumu może go odczytać jako "Comeback" i odebrać jako porzucenie zamiaru zakończenia kariery. Niestety nic z tego.    

"Comeblack" to małe the best of, bowiem na trzynaście kompozycji, aż siedem to skorpionowe killery takie jak "Wind of Change", "Still Loving You" czy też "Rock You Like A Hurricane". Resztę stanowią klasyki muzyki rockowej głównie z przełomu lat '60 i '70. Zestaw coverów jest niezwykle ciekawy i, że tak powiem, nieoczywisty. Daruję sobie opisywanie klasycznych dzieł formacji, bo w tym temacie chyba wszystko zostało już napisane i powiedziane. Z pewnością wybór nie był łatwy, bo Scorpions przez lata kariery dorobił się dużej liczby bardzo dobrych utworów i nie ma sensu utyskiwanie, że zabrakło tego, czy innego.

Może na kolejnych albumach (jeśli się ukażą) zostaną one umieszczone. Kolejność kawałków została ułożona, rzec by można, z iście niemiecką dokładnością i porządkiem. Na otwarcie, kompozycje własne, ale też z zastosowaniem pewnej logiki - na początek dynamiczne, a potem ballady. "Comeblack" zamykają covery. Pierwszy z nich to "Tainted Love", najbardziej znany z wykonania duetu Soft Cell. Nie słychać tu jakichś rewolucyjnych zmian w stosunku do pierwowzoru, ale całość podana w charakterystycznym scorpionsowo - hardrockowym sosie brzmi naprawdę świetnie. Podobnie można opisać "Children Of The Revolution" (T.Rex) czy też "Tin Soldier" (Small Faces). Bardzo dobrze wypadają beatlesowski "Across The Universe" oraz "All Day And All Of The Night" Kinksów. Piękne zamknięcie płyty stanowi klasyk The Rolling Stones "Ruby Tuesday". Jest on wyjątkowy sam w sobie, a dodanie mocnych gitarowych riffów jeszcze bardziej podnosi jego atrakcyjność. Wyszła z tego zgrabna power ballada.


Dobrze się stało, że na potrzeby płyty "Comeblack" swoje własne utwory Scorpionsi nagrali ponownie, a nie sięgnęli po wersje z archiwalnych wydawnictw. Co prawda, nie słychać jakichś wielkich zmian w aranżacji, ale osobiście odbieram to jako wyraz szacunku w stosunku do fanów i pełnego profesjonalizmu zespołu.

Z pewnością nie każdy przepada za produkcjami Scorpionsów ale trzeba im oddać to, że w kategorii melodyjnego hard rocka osiągnęli mistrzostwo, stając się wzorem dla wielu innych wykonawców. "Comeblack" jest absolutnie potwierdzeniem wielkości zespołu. Album zapakowano w fikuśne kartonowe opakowanie tzw. discbox slider nie wyglądające na szczególnie solidne i trwałe. Nie wiem czy wytrzyma ciągłe otwieranie i wyjmowanie płyty co, przynajmniej w moim wypadku, niechybnie ją czeka. Bo lubię jej słuchać i to nie tylko z sentymentu.

Robert Trusiak