The Suits

Tied

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy The Suits
Recenzje
Grzegorz Bryk
2020-10-27
The Suits - Tied The Suits - Tied
Nasza ocena:
6 /10

Ten czarno-biały, trochę tanio wyglądający digipack nie zwiastuje, że zaraz zostaniemy wciągnięci w wir gitarowego grania z kilkoma naprawdę solidnymi momentami.

Warszawski The Suits na swoim debiucie nie próbują zawrócić kijem Wisły. Zgrabnie poruszają się pomiędzy hard rockowym, nieco na grunge’owo przybrudzonym riffowaniem, gitarową alternatywą, punkową nonszalancją i wpadającą w ucho pop-rockową melodią na gruncie żwawej motoryki. Wszystko to w asyście bardzo dobrego gardła Jakuba Lotza, często przypominającego barwą i emocją Chestera Benningtona. Lotz znakomicie odnajduje się zarówno w tych bardziej radiowych fragmentach, hard rocku, momentach lirycznych a nawet metalcore’owym wrzasku.

Materiał powstawał od 2014 roku, czyli momentu gdy kapela stawiała pierwsze kroki i doskonale słychać, że jest sumą doświadczeń dłuższego okresu. Dużo tu gatunkowych skoków i stylistycznych salt. Pop-punkowe „Don’t Leave Me” i młodzieżowy rock „PayN” mocno kontrastują z solidnymi tąpnięciami uderzającego grunge’owymi nastrojami „tustoje” i ociekającego tłuszczem hard rocka „F&B”. Dobre tempo nadaje też „What?!” i „RINT”, kolejni przedstawiciel tej zdecydowanie mocniejszej części debiutu Warszawiaków. I jeśli patrzeć na te wszystkie gatunkowe rewolty The Suits, ostrzejszy repertuar wypada ciekawiej, jest pikantniejszy, charakterny, ma kły. Przy nim numery pokroju „Found Myself” czy „Mosty ludzi wielkich serc na skraju marzeń” wydają się bezzębne i trochę zbyt młodzieżowe by brać je na poważnie.

Całość zwieńczy najbardziej zaangażowany i naładowany emocjami „Splątany” – zbudowany trochę w stylu wielowątkowych kompozycji Comy, da się tu też wyczuć specyficzną, ciężką atmosferę z pierwszych albumów kapeli Piotra Roguckiego. Utwór ciekawie stopniuje napięcie, by w końcówce buchnąć uwalniając początkowo tłumione emocje. Tekst porusza problem depresji i Lotz nie śpiewa tu głupio. Zresztą na „Tied” pojawia się kilka takich bardziej refleksyjnych liryków: o wierze w „F&B”, samotności („payN”) czy świecie kreowanym przez social media („What!?”).

The Suits zadebiutowali nieźle. Trochę za dużo tu skakania pomiędzy zbyt odległymi biegunami rockowego rzemiosła, bo i nieco kłują po uszach wolty z przybrudzonego grunge’a do skocznego pop-punka. Cięższe fragmenty mienią się zdecydowanie jaśniej, lżejsze i przaśniejsze mają posmak grania juwenaliowo-młodzieżowego. Jeśli Warszawiacy zdecydują już co chcą rzeczywiście w dźwiękach rzeźbić, to na pewno skorzysta na tym następca „Tied”. Póki co jest solidnie, a zespół bez wątpienia ma papiery na porządne granie.