„Good Times” to ważny minialbum. Zwiastuje bowiem powrót na scenę po niespełna trzydziestu latach nieobecności zespołu, który w momencie płytowego debiutu z 1991 roku miał wszystko, by stać się wielkim.
Łódzki Blitzkrieg został zniszczony przez obwoźnych handlarzy, sprzedających na ryneczkach pirackie kopie wydawnictw – nieco starsi słuchacze pewnie jeszcze pamiętają to zjawisko. Szkoda, bo płytowy debiut, i jak na razie jedyna pełna płyta kapeli, nawet dziś robi piorunujące wrażenie muzyką, produkcją, rozmachem, pomysłowością i obraną stylistyką. Krążek „Holy War” (1991) jest wydawnictwem formatu światowego, gdyby w swoich czasach trafił pod strzechy zachodnich słuchaczy, dziś prawdopodobnie uchodziłby za klasyk. To dzięki nośnym numerom nawiązującym do sceny dark wave i gotyckiej, szczególnie do takich kapel jak The Cure, Sisters of Mercy, Bauhaus, po trosze również Joy Division a nawet Type O Negative. Choć Blitzkrieg zatopił się w tych wszystkich wampirycznych konotacjach, to jednocześnie zachowywał świeżość i piosenkowość, przez co ich utwory po prostu wpadały w ucho – wystarczy posłuchać napędzanego uderzeniami klawiszy inspirowanych motywem z „Carmina Burana” Carla Orffa i ze świetnymi partiami skrzypek „Holding the Gun” czy cure’owe „Fall Of Jericho”. To są klasyki!
Blitzkrieg wybudził się całkiem niedawno. W 2019 roku zremasterowano i ponownie wydano „Holy War” – niestety zmieniono „roznegliżowaną” okładkę oryginalnie stworzoną przez współpracującego wtedy z nowofalowymi łódzkimi zespołami Wojtka Smarzowskiego (dziś jednego z najwybitniejszych reżyserów, a to przecież on, na przełomie lat 80 i 90, fotografował reaktywowaną nie tak dawno Pornografię), ale to i tak dobrze, że płyta, która przez lata była do złowienia za potężne pieniądze jedynie na aukcjach internetowych, teraz jest ogólnie dostępna. Były również koncerty, między innymi na Castle Party, w Radiu Łódź i na Soundedit. Pojawiła się wreszcie mała płytka „Good Times”, która zawiera w większości stary materiał, ale odświeżony, zagrany tak jak brzmi współczesny Blitzkrieg.
Są więc „Elevator”, „King of The Castle” i „In Cold Blood” z „Holy War”, odpowiednio podrasowane, uwspółcześnione, na nowo zaaranżowane. Jest „Remarque”, kompozycja którą Blitzkrieg grał jeszcze przed płytowym debiutem, między innymi w Jarocinie (koncertowe wykonanie można znaleźć na krążku „Jarocin ‘88”). Jest też tytułowy „Good Times”, trochę orientalny, z sitarem i tablą, utwór który nie zmieścił się na „Holy War”, bo – jak mówią muzycy – był zbyt optymistyczny. Znalazł się też „Puszka”, numer poświęcony Bogusławowi Michalonkowi, ojcu łódzkiej sceny alternatywnej. Za całość odpowiadają wokalista Piotr Czyszanowski (aka Peter Guellard) oraz gitarzysta i klawiszowiec Tomasz Wojciechowski wspierani przez bas Pawła Bulskiego i perkusję Łukasza Klausa.
„Good Times” to płyta przejściowa. Raczej prezentująca współczesne oblicze zespołu i kierunek, w którym on zmierza, niż jakiś specjalnie porywający materiał, w większości zresztą znany. Blitzkrieg zdecydowanie powinien iść w kierunku anglojęzycznym, tak jak na debiucie, bo na minialbumie nadspodziewanie dużo jest języka polskiego. Samo odświeżenie materiału wychodzi na plus, zespół dokooptował tu sporo elektroniki, co mocno uwspółcześnia brzmienie. Brzmi to nieźle i służy za apetyczną przystawkę przed daniem głównym, jakim powinien być nowy album.