Rok od wydania polskojęzycznej wersji albumu "Momentum" zespół Walfad z Wodzisławia Śląskiego postanowił dokonać zmasowanego ataku na słuchacza.
Z jednej strony ukazała się solowa płyta gitarzysty, wokalisty i kompozytora Walfad Wojciecha Ciuraja zatytułowana "Ballady bez romansów". Z drugiej, grupa podążyła śladem poprzedniej płyty "An Unsung Hero Salty Rains & Him" (2014) wydanej przez krakowskie Lynx Music równocześnie w dwóch wersjach językowych. W ten sposób "Momentum" można teraz posłuchać również w wydaniu anglojęzycznym. Można się tylko zastanawiać co przyniesie przyszłość i czy są to w istocie nieśmiałe przygotowania do ekspansji na Zachód Europy przez ambitnych wodzisławskich muzyków, bo niby po co byłaby ta wersja angielska, jeśli nie na eksport?
Biorąc pod uwagę, że wielkich art/prog-rockowych zespołów mamy na rodzimym podwórku naprawdę sporo, a na zachodzie mniejszą lub większą karierę zrobiło zaledwie kilka, może być ciężko. Tym bardziej, że Walfad na naszym poletku nie jest jeszcze gigantem, raczej dopiero dobija się do pierwszej ligi polskiego prog-rocka. To co bez wątpienia już Walfad ma, to ogarniętego lidera, który jest zdolnym kompozytorem i niezgorszym gitarzystą, a przede wszystkim mu zależy. Ciuraj potrafi przyłożyć mocniejszym riffem, zbliżając się do progresywnego metalu, z drugiej strony umie też poczarować bardziej lirycznymi solówkami. Na gitarze w solówkach wspomaga go gościnnie Daniel Arendarski, gitarzysta używający masę podciągów i wibrato, technik trochę pod post-floydowego Gilmoura albo Andrew Latimera ("Wanderer Above The Sea of Fog"). Mieszane uczucia wywołuje wokal Ciuraja będący połączeniem Tomka Różyckiego (Collage, Believe) i chrypki Bryana Adamsa. Momentami zbyt ekspresyjny, trochę za bardzo emfatyczny i za mocno szeptany z gardła, z drugiej strony na pewno charakterystyczny i o ciekawej barwie. Gitarami i wokalem Walfad bliski jest stylistyce Pendragon z początku XXI wieku. Tyle że zespołowi z Wodzisławia brakuje jeszcze tej brawury, kombinowania kompozycją utworu i szaleństw w jej obrębie.
Niestety w tym aspekcie sam Wojciech Ciuraj nie udźwignie tego bagażu, potrzebuje kreatywnych muzyków, którzy pomogą mu w osiągnięciu bardziej różnorodnego brzmienia, zdecydowanie bardziej światowego. Przecież nawet ostatnia płyta Rogera Watersa udowodniła, że bez odpowiednich współpracowników król jest nagi. Wystarczy posłuchać jak barwniej robi się, gdy do głosu dochodzą klawisze Dawida Makosza (chociażby w świetnym instrumentalu "Momentum"), albo jak pięknie brzmi druga część "Dum Spiro, Spero" z tymi klawiszami, wyeksponowanym basem i pieprzną solówką, czyli wtedy gdy zespół staje się kolektywem i po równo daje coś od siebie.
Nie żeby materiałowi z "Momentum" czegoś tragicznie brakowało. Jest to płyta bardzo przebojowa, trochę jakby Walfad brali przykład z ostatnich wydawnictw Osady Vida, więc prog-rockowe udziwnienia nie są wskazane. "Octopuses" uderza hard rockowym riffem i pędzącą perkusją, jeden z lepszy na albumie "Wanderer Above The Sea of Fog" przejmuje balladowym charakterem, "Dawn" wciąga w szufladki progresywnego metalu a kończący album "Our Gods, Your Gods" (najbardziej w stylu Pendragon, rozszalały, pełen barw) wali w słuchacza tak niebiańską solówką, że ciarki na plecach gwarantowane.
„Momentum” brakuje nieco światowej produkcji, ale to akurat standard wśród polskich art-rockowców. Brzmienie jest trochę za "ostre", trzeba by mu nadać więcej ciepła i przestrzeni, pchnąć wyeksponowany wokal w stronę zespołu, scalić brzmienie instrumentów w jeden monolit. Walfad w chwili obecnej to przede wszystkim wielka nadzieja młodej polskiej progresji. W co przekształci się zespół i ile jest w stanie osiągnąć, to się dopiero okaże.