U2 są już na tym poziomie artystyczno-komercyjnym, że jak już się za coś zabierają, to wychodzi z tego majstersztyk.
Od końca lat '80, kiedy to Irlandczycy zaproponowali swoim słuchaczom album "Drzewo Jozuego", właściwie każde ich wydawnictwo pokazuje, że w rockowej ekstraklasie nie wzięli się znikąd. Każda płyta staje się pretekstem do wyruszenia w wielką trasę koncertową, projektowaną z rozmachem, bez patrzenia na koszta. Dzięki temu mieliśmy już latające trabanty nad widownią ("Zoo TV"), wybieg w kształcie serca ("Elevation Tour") czy też monumentalną scenę zwieńczoną szczypcami ("360° Tour"). Po wydaniu kontrowersyjnego, z punktu widzenia sposobu publikacji, albumu "Songs of Innocence" U2 mieli pretekst do zaplanowania kolejnej trasy.
Jej finał z grudnia 2015 roku trafił na płyty DVD i Blue-Ray pod nazwą "iNNOCENE + eXPERIENCE: Live In Paris". Niestety koncerty w ramach tego tournee nie dotarły do Polski, dlatego nie widzę lepszej okazji do poczucia klimatu tych występów, niż obejrzenie recenzowanej "koncertówki".
U2 działają nie używając półśrodków. Nie sprzedają fanom czegoś nie doskonałego. Na płycie (w moim przypadku Blue-ray) zawarto ponad dwie godziny występu, który mieli przyjemność obejrzeć widzowie w Paryżu. Koncertową playlistę wypełniły największe przeboje U2 praktycznie z całej ich kariery. Jest tu oczywiście "With or Without You" czy "Where the Streets Have No Name", ale znalazło się też miejsce dla "October", czyli kompozycji, która w ostatnich trzech dekadach rzadko gościła w setliście zespołu.
Pierwotnie paryski koncert miał odbyć się w listopadzie 2015 roku, jednak po serii zamachów z 13 listopada, w których zginęło ponad 100 osób, muzycy zmienili datę występu i zagrali we wciąż wstrząśniętej stolicy Francji miesiąc później. Szybki powrót do przeszłości - pod koniec 2001 roku to U2 byli pierwszą wielką gwiazdą, która po atakach z 11 września zagrała swoje show w zniszczonym architektonicznie i mentalnie Nowym Jorku. Można powiedzieć, że 15 lat później historia się powtórzyła.
Scena to jeden z najważniejszych elementów koncertowych U2. Od trasy "ZOO TV" z 1993 roku Irlandczycy nie zadowalają się jedynie tym, co dla innych byłoby szczytem marzeń. Podążając ścieżką wytoczoną przez takich wykonawców jak choćby Kiss, ich występy muszą być nie tylko ucztą czysto muzyczną, ale też wizualną.
Na pierwszy rzut oka nowa scena U2 nie porywa tak bardzo, jak np. ta ze wspomnianej trasy "360° Tour". Podstawowa różnica pomiędzy tymi trasami jest jednak taka, że zespół postanowił zorganizować swoje koncerty w halach, a nie stadionach. Stąd o architektonicznych dziełach sztuki nie było mowy. Ale za to o technologicznych - i owszem. Wiem, że jeżeli wspomnę, że centralnym punktem sceny jest ekran, to nikomu nie skoczy ciśnienie. Ale pisząc "ekran" nie mam na myśli czegoś, na co stać pierwszy lepszy zagraniczny zespół. Chodzi mi o EKRAN, NAPRAWDĘ WIELKI EKRAN. Nigdy nie byłem mistrzem matematyki, więc nie będę na oko szacował jego rozmiarów, ale są one zdecydowanie większe, niż Smart TV oferowane przez jedną z sieci telefonicznych (tą od "brawo ty"). Co prawda ekran pojawia się tylko w niektórych utworach, ale gdy już tak się dzieje, to mocno daje o sobie znać. Kto chce przekonać się, o czym mówię, a nie ma zamiaru wydawać pieniędzy na recenzowane wydawnictwo, może to sprawdzić na YouTube w promującym "iNNOCENE + eXPERIENCE Live in Paris" klipie "Invisible".
Jednak, paradoksalnie, większość koncertu pod względem efektów wizualnych cechuje minimalizm. Muzykom, poza niezbyt wielkim gabarytowo oświetleniem za sceną, towarzyszy wisząca mniej więcej na środku estrady żarówka, podobna do tej z grafiki reklamującej tę płytę. U2 nawet w ten sposób ukazują swój niebywały fenomen - w przypadku 99% innych wykonawców napisałbym, że to zupełnie beznamiętny zabieg. U nich wygląda to na dokładnie przemyślane i zaplanowane działanie, którego ostateczny efekt po prostu zachwyca.
Jak wspomniałem, U2 mimo wielokrotnego podkreślania w przeszłości, że Polska nie jest dla nich obojętna, w ramach promocji ostatniej płyty nie pojawili się nad Wisłą. Stąd niewielu naszych rodaków miało okazję zobaczyć ich na żywo. Osoby, które nie obejrzały któregoś z koncertów z trasy "iNNOCENE + eXPERIENCE" powinny bez zastanowienia sięgnąć po nowe wydawnictwo Irlandczyków. A ci fani, którym udało się być na jednym z nich, niech nabędą je jako pamiątkę z tej trasy. To jedna z najlepszych koncertówek, jakie widziałem i słyszałem w swoim życiu. Czy jest jakiś minus? Jeden, ale podążający obok całości - brak płyty CD z samą muzyką, którą można sobie włączyć w czasie podróży samochodem.
U2, mimo fali hejtu, jaka wylała się na nich w ostatnich latach, są w nadal w formie. Ale z drugiej strony - czy kiedyś nie byli?
Kuba Koziołkiewicz