One More For The Fans! - Celebrating The Songs & Music Of Lynyrd Skynyrd
Gatunek: Rock i punk
W środę 12 listopada 2014 roku w Fox Theatre w Atlancie odbył się wyjątkowy koncert. Liczne grono wykonawców zaprezentowało utwory pochodzące z repertuaru zespołu Lynyrd Skynyrd.
Miejsce nie zostało wybrane przypadkowo bowiem w tej samej sali w 1976 roku zarejestrowano pierwszą płytę koncertową tego wielce zasłużonego zespołu. Również tytuł recenzowanego krążka mocno nawiązuje do tego sprzed 38 lat - było "One More For The Road" jest "One More For The Fans!". Zapis koncertu ukazał się na wielu nośnikach, w tym również w wersji video, ja miałem okazję zapoznać się z dwupłytową edycją audio. Razem to ponad 100 minut muzyki.
Przez scenę Fox Theatre przewinęła się prawdziwa plejada gwiazd, dobrze lub mniej znanych polskiemu słuchaczowi. Gregg Allman, Gov’t Mule, Peter Frampton, Robert Randolph, Blackberry Smoke, Charlie Daniels i wielu, wielu innych pokłoniło się z szacunkiem Lynyrd Skynyrd. Podoba mi się, że zaproszono wykonawców stylistycznie bliskich zespołowi (Gov’t Mule, Blackberry Smoke) jak i tych kompletnie z innej muzycznej bajki (Peter Frampton).
Podczas koncertu zaprezentowano najsłynniejsze utwory, które nieodmiennie kojarzą się z Lynyrd Skynyrd. W zdecydowanej większości przypadków przedstawiono wykonanie bardzo bliskie oryginałom, jednak intencją koncertu nie była nowa interpretacja znanych kawałków, ale oddanie hołdu zespołowi. Wszystkie utwory doskonale znam z wykonania Lynyrd Skynyrd, dlatego mimowolnie skupiłem się na wyłapywaniu różnic w porównaniu z oryginałami. Czasem była to sekcja dęta, saksofonowe solo, a najczęściej mniej gitarowa w charakterze interpretacja i wyraźnie inna strona wokalna.
Najmniej "a propos" wypadł "Gimme Back My Bullets", hałaśliwie rockowo wykonany przez Cheap Trick. No i ten ich rockerski wygląd kompletnie nie pasował do nastroju wieczoru. Nie jestem wprawdzie aż tak zdolny, aby z materiału audio wyłuskać obraz, jednak w internecie można znaleźć fragmenty koncertu w wersji video, dlatego czasem w tekście będę nawiązywał również do jego warstwy wizualnej. Z kolei "Workin’ For MCA", w interpretacji Blackberry Smoke, to southernrockowe, soczyste granie, jakże bliskie Lynyrd Skynyrd. Gregg Allman przepięknie zaśpiewał "Tuesday’s Gone", chociaż instrumenty klawiszowe we wstępie obciachowo zabrzmiały weselnym tonem. Z miłych wokalnych smaczków warto wymienić "Don’t Ask Me No Questions" w interpretacji O.A.R. czy też "The Ballad of Curtis Loew" zagrane przez zespół moe. i Johna Hiatta (zrobiło się przyjemnie jam bandowo). Przez cały koncert działo się wiele, wykonawcy zmieniali się na scenie jak w kalejdoskopie, tworząc czasem zupełnie unikalne kombinacje osobowe, jak choćby Charlie Daniels i Donnie Van Zant, Robert Randolph i Jimmy Hall. Gov’t Mule w "Simple Man" wsparł dodatkowy gitarzysta (jeśli dobrze rozpoznałem był nim Audley Freed, były członek The Black Crowes), dzięki czemu uzyskano niezwykłe bogactwo i różnorodność gitarowej sztuki.
Pod koniec występu na scenie pojawił się również zespół Lynyrd Skynyrd. Absolutnie niesamowicie wypadł "Travelin’ Man" zaśpiewany w duecie przez Johnny’ego i ... Ronniego Van Zantów. Rzecz jasna cud się nie wydarzył, a zmarły w 1977 roku Ronnie "zaśpiewał" z odtworzonego na wielkim ekranie filmu archiwalnego. Wszystko zostało pięknie połączone w jedną całość i ogólne wrażenie jest po prostu kosmiczne. "Free Bird" jak zwykle niesamowity. Jak oni się cudnie rozpędzają i te trzy rozwrzeszczane, rozgadane, przekrzykujące się gitary! Dwanaście minut przecudnej gitarowej jazdy. Ileż to razy wykonywali ten kawałek na żywo, a wcale nie widać ani nie słychać u nich znudzenia. Ciągle ta sama pasja, ogień i emocje (na koniec Rickey Medlocke ucałował swojego wysłużonego Gibsona Explorera). Dodatkową dawkę wzruszenia dostarcza Johnny Van Zant wskazujący w niebo statywem mikrofonowym ozdobionym amerykańską flagą na tle wyświetlanych na ekranie imion tych wszystkich, którzy na zawsze opuścili Wielką Rodzinę Lynyrd Skynyrd: Ronnie, Allen, Steve, Leon, Dean, Billy, Jojo, Ean, Cassie, Hughie. Koncert mógł zakończyć się tylko w jeden, jedynie słuszny sposób. Chyba nikt z widzów zasiadających w sali Fox Theatre nie wyobrażał sobie, aby mogło być inaczej. "Sweet Home Alabama" w wykonaniu Lynyrd Skynyrd i chyba wszystkich wykonawców, którzy wystąpili tego wieczora.
Lubię takie tributowe wydawnictwa. Co prawda wolę bardziej twórcze niż odtwórcze podejście do tematu, ale nie mam zamiaru wybrzydzać ani kręcić nosem. Płyta jest dobrą okazją do posłuchania doskonale znanych klasyków Lynyrd Skynyrd w innym wykonaniu. Po prostu innym, bo z pewnością nie lepszym.
Robert Trusiak