Immortal Randy Rhoads - The Ultimate Tribute
Gatunek: Rock i punk
W połowie marca upłynęły trzydzieści trzy lata od bezsensownej śmierci Randy’ego Rhoadsa. Pomimo młodego wieku gitarzysta wyraźnie odznaczył się na scenie rockowej, o czym przypomina tribute zarejestrowany na jego cześć.
Krążek nazwany "Immortal Randy Rhoads" został stworzony przez grupę muzyków bezpośrednio lub pośrednio związanych ze zmarłym przed laty gitarzystą. Część z nich, jak choćby Kelle Rhoads, Rudy Sarzo i Frankie Banali, to przecież rodzina i byli muzyczni towarzysze Randy’ego Rhoadsa. Natomiast obecność na krążku kilku innych muzyków, m.in. Serja Tankiana i Alexiego Laiho, opiera się w zasadzie wyłącznie na inspiracjach i szacunku wobec dziedzictwa pozostawionego przez współtwórcę Quiet Riot i współpracownika Ozzy’ego Osbourne’a. Swoją drogą nieobecność wspominanego wokalisty - tak jak wielu innych pożądanych osób mających znaczenie w karierze Randy’ego Rhoadsa - nieco obniża wartość tribute, czyniąc go niedopowiedzianym, pozbawionym wielu niesamowitych aspektów życia twórczego gitarzysty.
W każdym razie centralną uwagę na "Immortal Randy Rhoads" zwracają oczywiście gitarzyści. Oprócz wcześniej wspomnianego Laiho na krążku wystąpili Doug Aldrich, Bruce Kulick, George Lynch, Bob Kulick, Dweezil Zappa, Joel Hoekstra, Tom Morello, Jon Donais, Gus G, Brad Gillis i Bernie Torme. Każdy z tych wytrawnych techników przyznaje się do inspiracji stylem Randy’ego Rhoadsa, wskazuje na duży wkład zmarłego gitarzysty w rozwój sceny rockowej i metalowej, a zarazem żałuje jego niespodziewanego, dramatycznego odejścia. Każdy z gitarzystów złożył odpowiedni hołd artyście w jednym z jedenastu utworów przygotowanych na krążku, będących interpretacjami twórczości z wczesnego solowego repertuaru Ozzy’ego Osbourne’a i Quiet Riot, których współautorem był oczywiście Randy Rhoads.
Jak to w przypadku zbiorów coverów bywa, materiał zgromadzony na "Immortal Randy Rhoads" prezentuje dość zróżnicowaną jakość. Zagrany na wstępie numer "Crazy Train" odpycha przekombinowaną solówką Toma Morello i płaskimi wokalami Serja Tankiana, tak jakby muzycy nagrali ten kawałek z przymusu i w pośpiechu, podczas gdy taki "Believer" charakteryzuje się wytrawnymi solówkami Douga Aldricha i rewelacyjnie oddaje klimat 1981 roku. Najwyraźniej niektórym gościom bardziej niż innym chciało się złożyć hołd Randy’emu Rhoadsowi. Czasem po prostu zdecydowały możliwości. Na przykład kompozycja "Back To The Coast", zaśpiewana przez Kelle Rhoadsa, brata Randy’ego, pomimo swego fajnego, swobodnego klimatu, prezentuje nierówne ścieżki wokalne. Nie mam też pewności, czy zaangażowanie do utworu "Mr. Crowley" takiego thrashowego zawodnika, jakim jest Chuck Billy, było dobrym pomysłem. To kompozycja niepasująca do dynamitu znajdującego się w gardle lidera Testament.
Ponadto na krążku znalazło się dużo solidnych, niekiedy wirtuozerskich zagrywek gitarowych, na ogół zwieńczonych efektownymi solówkami. Świetną partię zarejestrował George Lynch w numerze "I Don’t Know", tak samo jak Dweezil Zappa w "S.A.T.O.", zaś Gus G. wykorzystał przejmujący charakter "Goodbye To Romance", aby dołożyć na strunach odpowiednią ilość liryzmu. Niestety niekoniecznie porywają partie Joela Hoekstry w "Killer Girls" i Berniego Torme w "Flying High Again", którzy do tematu podeszli rzemieślniczo. Trzeba też wspomnieć o głównym wokaliście przedsięwzięcia, czyli Timie "Ripperze" Owensie, który wystąpił w ośmiu spośród jedenastu numerów. Nie wydaje mi się, aby jego barwa przypominała głos Ozzy’ego (sic!), co próbują wcisnąć słuchaczom główni producenci "Immortal Randy Rhoads". Amerykanin zaprezentował się jednak fenomenalnie. Nie odwracał uwagi od gitarzystów, jak Chuck Billy, włożył też w swój śpiew tysiąc razy więcej emocji, niż Serj Tankian.
Oprócz jedenastu kawałków zagranych na cześć Randy’ego Rhoadsa, a także anegdot przytoczonych w booklecie, rozszerzona edycja "Immortal Randy Rhoads" zawiera film dokumentalny na temat całego przedsięwzięcia. Materiał, który bogato omawia historię Randy’ego Rhoadsa i zawiera wywiady z artystami, którzy wzięli udział w przedsięwzięciu, może u niektórych wzbudzić kontrowersje. Jeden z jego współautorów, a przy okazji też producent krążka, Bob Kulick, z miejsca informuje, że Randy Rhoads był jednym z największych gitarzystów w historii. Paradoksalnie, "Immortal Randy Rhoads" niekoniecznie udziela odpowiedzi na pytanie, czy to rzeczywiście prawda, ponieważ zabrakło na nim wielu osób. Byłych współpracowników zmarłego gitarzysty, a także ludzi, którzy inspirowali się jego techniką i stylem gry. Jest to w każdym razie niezłe wydawnictwo. Dobre, aby Randy’emu przybić piątkę w zaświatach. Dobre, aby o nim nie zapomnieć. Idealne, aby rozwinąć wiedzę na jego temat i sięgnąć po wiosło.
Konrad Sebastian Morawski