Wojciech Mann prezentuje: Nieprzeboje - Krok 2
Gatunek: Rock i punk
To już druga płyta z zaplanowanej na trzy wydawnictwa serii kompilacji przygotowanych przez Wojciecha Manna.
"Nieprzeboje" czyli utwory dobre a nawet bardzo dobre, które z różnych powodów nie stały się hitami okupującymi listy bestsellerów. Bardzo niemarketingowy tytuł, na trackliście w zdecydowanej większości zupełnie nieznani wykonawcy, ale to nazwisko redaktora jest tym co może potencjalnego słuchacza zachęcić do sięgnięcia po to wydawnictwo. Na dwóch krążkach umieszczono 32 utwory wybrane przez Wojciecha Manna według dość nieprecyzyjnego kryterium, które zresztą sam, w co najmniej jednym przypadku z premedytacją łamie. "We’re an American Band" zespołu Grand Funk Railroad wielkim przebojem był, co prawda dawno temu ale jednak.
Zainteresowania muzyczne Wojciecha Manna są bardzo szerokie. W swoich audycjach chętnie sięga po starocie z epoki Elvisa Presleya, różne odmiany rocka (w tym i metal), blues, country, tex-mex i wiele innych. Taki też przekrój gatunków prezentowany jest na składance firmowanej jego nazwiskiem. Próżno tu szukać "nowego" rocka (alternatywa czy indie - jak zwał tak zwał), bo Mann nie lubi ich "plumkania" czy też "brzęczących" gitar (to są jego słowa). Z tego powodu nie ma też niczego z repertuaru zespołu "Kazabjan" (tak złośliwie wymawia nazwę modnych obecnie Brytyjczyków). Nie znaczy to, że wydawnictwo zawiera wyłącznie zakurzone starocie z odległej przeszłości. Współcześni wykonawcy pojawiają się, i to w znaczącej ilości, ale tylko tacy, którzy grają w starym, ulubionym przez redaktora stylu. Każdy, kto w miarę regularnie słucha audycji prowadzonych w radiowej "Trójce" przez pana Wojtka, pewnie wyborem utworów nie będzie specjalnie zaskoczony.
Poszczególne wydawnictwa w podtytule nazywane są "krokami", bo jak w książeczce do płyty pisze Mann, aby dojść do jakiegoś celu należy stawiać kolejne kroki. Tak się zastanawiam jaki to cel wyznaczył sobie redaktor? Co jest na końcu tej drogi znaczonej kolejnymi płytami-krokami? Jak dla mnie chodzi o zainspirowanie słuchacza, aby zwrócił uwagę na gatunki muzyczne, które być może nie były dotychczas w sferze jego zainteresowań oraz poznanie nowych, nieznanych wykonawców. W potopie muzyki, która zewsząd nas zalewa, dobrze jest mieć sprawdzonego, zaufanego przewodnika, który coś podpowie, zasugeruje, zaproponuje. Kimś takim jest dla mnie właśnie Wojciech Mann.
Redaktor zastrzega, że jego celem nie było pokazywanie wykonawców - "wynalazków", czyli tych zupełnie nieznanych, wydobytych z czeluści niebytu. Szczerze muszę przyznać, że to mu się nie udało - z czego akurat bardzo się cieszę. Federal Charm, S.U.N., Sass Jordan czy też Toronzo Cannon są dla mnie właśnie takimi "wynalazkami". Zapisałem sobie te nazwy w notesiku, aby zwrócić baczniejszą uwagę na ich muzyczne poczynania. "Wynalazkiem" redaktora jest z pewnością zespół The Western Sizzlers. Prawdziwą furorę zrobił na "trójkowej" antenie ich utwór "One More Beer" zaprezentowany w audycji prowadzonej przez Manna w piątkowy poranek. Zresztą nie ma się co dziwić, bo to taki "przedweekendowy" numer - luzacki, skoczny, wesolutki z zabawnym tekstem i zaraźliwym refrenem. Spodobał się i na życzenie słuchaczy emitowany był bardzo często. Na kompilacji jest jeszcze jeden utwór The Western Sizzlers - "Break The Rules" utrzymany w dziarskim stylu zbliżonym do tego, co gra Status Quo.
Opisywanie każdego utworu z osobna nie ma sensu, ja chciałbym wskazać te, które zainteresowały mnie w sposób szczególny. Już przy pierwszym przesłuchaniu zwróciłem uwagę na "Ballad of a Thin Man" z repertuaru Boba Dylana w wykonaniu Jamesa Solberga (wokalnie wczesny Dylan) i bardzo stylowy (lata '50) "Breath of My Love" zespołu The Blasters z rozbrajającym chórkiem męskim podśpiewującym "łap szułap". Moja ulubienica Dana Fuchs prezentuje się w balladzie "So Hard to Move". Jezusie jak ta dziewczyna śpiewa! Ile tam emocji, uczucia, ognia! Miałem okazję widzieć jej występ na żywo i to było coś absolutnie pięknego i niezapomnianego. W nieco podobnym stylu śpiewa Sass Jordan. Na kompilacji prezentuje się zarówno solo jak i z zespołem S.U.N. (Led Zeppelin spotyka się z The Black Crowes - jak piszą o ich muzyce). W zasadzie większości utworów słuchałem z przyjemnością. Najmniej przypasował mi Dale Watson w countrowym walczyku "Slow Quick Quick". To zdecydowanie nie moja bajka.
Mieszanka gatunków muzycznych, klimatów, nastrojów, brzmień, czyli wszystkiego po trochu. Czy wyszedł z tego groch z kapustą? To już każdy słuchacz oceni sam. Mnie osobiście aż taka różnorodność nie przeszkadza i to nawet wtedy, kiedy trafi się taki stylistyczny przekładaniec jak następujące po sobie utwory tex-mex (z akordeonem), soczyste rockowe łojonko i slow blues.
Robert Trusiak