The Human Rights Concerts 1986-1998
Gatunek: Rock i punk
Line-up, którego pozazdrościłyby wszystkie festiwale na świecie. Zaskakujące duety, niezapowiedziani goście, oraz ogromna widownia. Takie rzeczy tylko w walce o "słuszną sprawę".
Amnesty International - międzynarodowa organizacja pozarządowa założona w 1961 roku przez Petera Benesona, a w 1977 roku nagrodzona Nagrodą Nobla - postanowiła zorganizować koncert, na którym wystąpią największe gwiazdy sceny muzycznej. Po to, by "dać nadzieję" i nagłośnić swoją działalność. Przedsięwzięcie miało być jednorazowe, ale skończyło się na czterech imprezach, które odbyły się w latach 1986 - 1998.
Można się sprzeczać, co do słuszności działań AI, zastanowić się, czy wydane na te akcje ogromne pieniądze (nawet, jeśli przyjmiemy, że artyści grali jedynie za zwrot kosztów podróży) dałoby się spożytkować w inny sposób. Czy ta forma dotarcia do społeczeństwa nie zostanie uznana za nachalną propagandę, albo okaże się po prostu nieskuteczna - gdy idziesz na koncert U2, The Police, czy Roberta Planta, chcesz skupić się na muzyce, a nie na wzniosłych hasłach.
Nie sposób jednak odmówić AI skuteczności działań i walki o nagłośnienie sytuacji związanych z łamaniem praw człowieka. To jej członkowie zwrócili naszą uwagę na problemy Chin, Jugosławii, Chile, Turcji, czy też zwracali się z apelem o zaniechanie stosowania kary śmierci. Nawet jeśli cztery potężne koncerty nie przełożyły się na poprawę jakości życia kogokolwiek, to po latach dają nam-słuchaczom, niemałą satysfakcję. Tym większą, że właśnie ukazało się potężne, sześciopłytowe wydawnictwo zawierające zapis wszystkich koncertów z cyklu "The Human Rights", ozdobione dodatkowym okazałym filmem dokumentalnym i książeczką o okolicznościach powstania koncertów oraz działalności Amnesty International. W sumie ponad - uwaga - 16 godzin (i 40 stron) materiału.
Pierwsze dwa krążki to zapis największego koncertu z tego cyklu, "A Conspiracy Of Hope". Powala ogrom przedsięwzięcia i ilość osób zgromadzonych 15 czerwca 1986 roku na stadionie w New Jersey. Koncert zaczyna Bob Geldof - to nie przypadek. Rok wcześniej to właśnie on współorganizował inny ogromny koncert charytatywny, Live Aid. Muzyk wykonuje "Redemption Song" i jest to jeden z ciekawszych momentów pierwszego krążka. Pewnie przykuje czyjeś ucho wstrząsający (to ironia) występ Yoko Ono, która wydziera się w swoim stylu, pewnie ktoś zatrzyma się na nieco nadętej przemowie Jacksona Browne'a, za to wszyscy powinni zachwycić się zaśpiewanym a capella przez Joan Baez dylanowskim klasykiem "The Times They Are A-Changin'".
Drugi krążek to już występy gwiazd: Lou Reed jak zwykle jest nieco wycofany, ale i bezbłędny, Peter Gabriel, którego zobaczymy na wszystkich innych koncertach, słabo wypada jako klawiszowiec, za to gdy zdynamizuje się z samym mikrofonem… Tłum szaleje. Warto zwrócić uwagę na koncert U2. Bono już wtedy był egzaltowanym wojownikiem o prawa ludzkości, co podobało się amerykańskiej publiczności, która spijała słowa z jego ust. A przecież najlepszy album Irlandczyków jeszcze nie nadszedł. Nadchodził z kolei zmierzch The Police, ale po kapeli Stinga nie znać, że żre ją wewnętrzny konflikt
Drugi koncert, "The Human Rights Now!" z 15 października 1988 roku z Buenos Aires, to najlepsza część omawianego wydawnictwa. Początek to koncert zniewalającej Tracy Chapman (jeszcze w krótkich włosach), później zaś występują starzy znajomi: Sting i Peter Gabriel. Ale cały show kradnie im Bruce Springsteen, który jest największym bohaterem koncertu. Zachwyca nie tylko porywającym samodzielnym wykonaniem swoich standardów w rodzaju "Born In The USA", ale przede wszystkim zaskakującymi duetami ze Stingiem. Raz panowie śpiewają "Every Breath You Take", innym - "The River". Na koniec zaś wszyscy bohaterowie koncertu wykonują "Get Up, Stand Up" Boba Marleya. Ta impreza podobać się może także z powodu spontanicznej reakcji publiczności - Argentyńczycy są zdecydowanie bardziej żywiołowi od Amerykanów.
"An Embrace Of Hope", trzeci koncert zarejestrowany 13 października 1990 w Santiago The Chile, jest z kolei najsłabszym punktem "The Human Rights Concerts", źle zrealizowanym, bo bardzo sztywno i typowo telewizyjnie. Nie ma tu polotu, oddania atmosfery wielkiego wydarzenia. Z tej imprezy warto odnotować występ Sinead O'Connor i brawurowe wykonanie "Nothing Compares 2 U".
I w końcu ostatnie z wydarzeń, "The Struggle Continues…" z 10 grudnia 1998 roku z Paryża - to jedyny koncert halowy spośród tu zaprezentowanych. Tu przede wszystkim przykuwają uwagę występy Radiohead (nakręcony Thom Yorke wije się jak oszalały i aż dziwię się, że od kręcenia głową, nie dostaje zawrotów) z genialnym "Paranoid Android", które śpiewa cała sala, a także pokaz rockowej energii w wykonaniu Roberta Planta i Jimmy'ego Page'a. Panowie serwują szlagiery Led Zeppelin, z których najgoręcej przyjęty został "Babe, I'm Gonna Leave You".
Jeśli chodzi o część techniczną wydawnictwa, to przede wszystkim można się przyczepić do jakości obrazu - rozdzielczość jest koszmarnie niska. Ja wiem, że pewnie zgrywano te koncerty z analogowych taśm, ale nie usprawiedliwia to faktu słabizny wizualnej. Niezbyt przyjazne jest też menu - żeby gdziekolwiek się w nim dostać, zamiast kliku na napis, musisz celować w mały, szpetny przycisk obok niego. Za to dźwięk wypolerowano przepięknie i doprawdy ciężko się tu czegokolwiek przyczepić.
Dobrze się stało, że Amnesty International wróciła do tematu swoich koncertów (już kiedyś, choć w dużo mniej okazałej formie wydała je na DVD), cieszy cała oprawa, z jaką je przygotowano, niemniej ilość materiału, który dostajemy, zamiast cieszyć - zabija. Ciężko przezeń przebrnąć, tym bardziej, że występy, które obserwujemy jakościowo bardzo się od siebie różnią. Moim zdaniem rozsądniej byłoby wypuścić każdy koncert oddzielnie.
Jurek Gibadło