Jakiś czas temu gatunek pop mający jednego króla i (podobno) jedną królową zatrząsnął się w posadach. Króla już niestety nie ma, królowa może zostać zdetronizowana w tempie ekspresowym.
A całe to zamieszanie wywołał jeden album. Dokładając do tego kupę skandali, wyjątkowo dziwaczne stroje i romans z Kermitem Żabą (Kermit zaprzecza), Lady Gaga sukces miała chyba zagwarantowany.
Pani ta weszła na rynek przebojem. Nie jednym zresztą. Konsekwentnie budowała swój wizerunek skandalistki i indywidualistki, co w połączeniu ze sporym talentem i dobrym warsztatem dało mieszankę wybuchową. Umiejętność pisania dobrych tekstów w grafomańskich czasach również zadziałała na plus.
Pierwszy singiel "Just Dance" słyszały miliony, to był hit jakiego świat muzyki dawno nie widział. Skoczny, rytmiczny, dość prosty, ale za razem inny od tego, co wcześniej prezentowały nam rozgłośnie radiowe. Wypuszczony niewiele później "Poker Face" tylko utwierdził wszystkich w przekonaniu, że oto mamy nową gwiazdę. Jak się zresztą okazało - nie jednego sezonu.
Cały album utrzymany w popowym, "gagowym" klimacie tak naprawdę specjalnie nie zaskakuje. Sporo hitów, kilka spokojniejszych zamulaczy - zestaw obowiązkowy każdego fana popu. "The Fame" różni się jednak od innych produktów tego typu przede wszystkim jakością nagrań. Bezkompromisowe podejście do tego zagadnienia dało świetne efekty. Choć chwilami robi się nieco zbyt cukierkowo i niemrawo należy oddać ewentualnej królowej co królewskie: tak dobrze pasującego do siebie materiału, koherentnych tekstów wpisujących się w koncepcję płyty dawno nie słyszałam.
Niestety, końcówka albumu jest zdecydowanie słabsza od początku, ten power, który jest serwowany na dzień dobry gdzieś zanika. Te kilka ostatnich kawałków raczej wpadnie w ucho nastolatkom, niż dorosłym. Cukierkowe, dość infantylne kawałki (jednak cały czas pasujące do całości, choć lekko odstające) raczej nie są najwyższych lotów, ale nie można również nazwać ich wyjątkowymi koszmarami. Szkoda tylko, że mimo wszystko psują ten smak, który jest na początku.
Lady Gaga zaserwowała nam jeden z najlepszych i najbardziej dochodowych debiutów w historii. Od czasów wczesnej Madonny (pomijam Britney, bo pani ta śpiewać raczej nie potrafi) nie było większej skandalistki, która w dodatku wykonała tak doskonale swój plan. Perfekcjonizm i talent w tych czasach to nie wszystko, ale upór i medialny szum już tak. A ta artystka ma to wszystko. I sądzę, że jeszcze nas przynajmniej kilka razy zaskoczy. Bo gwiazdą sezonu ta pani bynajmniej nie jest.
Julia Kata