Kiedyś czytałem, że nawet muzyka w hipermarketach jest tak dobierana, by zachęcić do kupowania produktów. Chodzi o to, żeby np. pobudzała nasze receptory i zanadto nie odwracała uwagi od najważniejszego - masowego konsumpcjonizmu zawartości sklepowych półek.
Nie wiem, czy Dave Lennox wraz ze swoją płytą "Lufthalle" zachęciłby kogokolwiek do robienia zakupów. Jedno jest pewne - jego muzyka jest tak nudna i mało zajmująca, że na pewno nie oderwałaby nas od żadnych czynności dnia codziennego.
Dave Lennox to irlandzki mistrz keyboardu. Szkolił się w Royal Irish Academy i w The Municipal College of Music w Dublinie. Po licznych występach z lokalnymi zespołami przeniósł się do Londynu, gdzie współpracował z takim artystami, jak m.in.: Herbie Hancock, Bloodwyn Pig i Ginger Baker. Nic więc dziwnego, że po jego autorskich płytach spodziewać się należy, że będą uderzały z siłą rozpędzonego pociągu. Tymczasem cała para poszła chyba w gwizdek tegoż, bo album "Lufthalle" to raczej wątpliwa propozycja dla fanów wymienionych zespołów.
Dźwięki zawarte na płycie momentami brzmią jak zubożony podkład pod popisy wokalne znane z kompozycji Petera Gabriela lub Phila Collinsa. Problem polega na tym, że album "Lufthalle" jest w całości instrumentalny, a zatem wspomniane podkłady powinny stanowić wartość samą w sobie. Tak niestety nie jest. Przypominają mi one momentami tandetne motywy z syntezatora midi zawarte np. na płytach służących do czyszczenia napędów optycznych. Dave’owi Lennoxowi udało się zebrać tych motywów prawie 60 minut, dzięki czemu śmiało mógłby ubiegać się o palmę pierwszeństwa w kategorii "Nudziarz roku".
Płytę "Lufthalle" można polecić tym, którym muzyka wybitnie przeszkadza w wykonywaniu ich obowiązków, a którzy z drugiej strony bardzo by chcieli, by coś jednak grało w tle. Umysłowe zaangażowanie w dźwięki prezentowane przez Dave’a Lennox'a graniczy z cudem, więc nawet robienie zakupów na cały dzień w towarzystwie takiej muzyki jest jak najbardziej możliwe. Wszystkim innym, którzy oczekują od płyty czegoś więcej, stanowczo odradzam sięganie po ten krążek
Kuba Chmiel