Ludzie w trakcie wakacji dzielą się na dwie grupy: tych, co wrócili z urlopu oraz tych, którzy dopiero się nań wybierają. Wnikliwi obserwatorzy poznają zarówno jednych, jak i drugich, kierując się widocznymi objawami w postaci zapału do pracy i ogólnej aktywności psychofizycznej.
Znakomitym remedium na stan pourlopowej depresji jest pogodna muzyka, którą proponuję za sprawą albumu formacji Loom.
Gdy w pierwszych sekundach odtwarzania płyty dobiegły mnie dźwięki czegoś, co przypominało wibrafon, od razu pomyślałem, że wytwórnia Brambus tradycyjnie obdarowała mnie kolejnym zaangażowanym albumem folkowym. Bardzo szybko zorientowałem się o mylności swojego pierwszego wrażenia. Muzyka zawarta na płycie opatrzonej tytułem "Underneath" to pop i to w najlepszym wydaniu.
Głosem zespołu Loom jest Manu Olowu, grająca tu również na gitarze akustycznej. Poza gitarą, przygrywa nam na płycie mandolina, klawisze, bas oraz perkusja. Na uwagę zasługuje szczególnie linia basu. Jest prowadzona niezwykle ambitnie, w wielu utworach bardzo rozbudowana i z dużą ilością synkop, niemal jak w nienajgorszym zespole funky. Dość zaskakująco, jak na konwencję popową! Nie można też przejść obojętnie obok głosu Manu Olowu. Jest on niski, uszlachetniony oryginalną barwą, może nie powalający rozpiętością gam, ale znakomicie radzący sobie w swoich rejestrach.
Dobry album pop to przede wszystkim taki, którego utwory zapadają w pamięć. Na "Underneath" nie brakuje więc chwytliwych melodii, z przynajmniej kilkoma kompozycyjnymi pretendentami do przeboju. Płyta jest dosyć długa i patrząc na nią, jak na zwartą całość, można doszukać się w tym wady. Pod koniec słuchania ma się wrażenie, że brakło autorom nowych pomysłów. Dla ratowania sytuacji wrzucono w końcówkę po jednym utworze w stylistyce country i reggae.
Album zespołu Loom na pewno odratuje psychicznie niejednego powracającego z urlopu smutasa. Przyjemne melodie szybko zagoszczą w jego głowie i niestraszny mu będzie powrót do szarej rzeczywistości. A jego płytoteka, przy okazji, powiększy się o jeden przyzwoity album z tak, wydałoby się, trywialnego gatunku, jakim jest pop.
Kuba Chmiel