Alanis Morissette

Such Pretty Forks in the Road

Gatunek: Pop

Pozostałe recenzje wykonawcy Alanis Morissette
Recenzje
Grzegorz Bryk
2020-09-22
Alanis Morissette - Such Pretty Forks in the Road Alanis Morissette - Such Pretty Forks in the Road
Nasza ocena:
7 /10

Jedna z najbardziej wpływowych piosenkarek w historii muzyki popularnej powróciła po ośmiu latach z nowym studyjnym materiałem „Such Pretty Forks in the Road”.

Od czasu „Havoc and Bright Lights” (2012) wiele się w życiu Morissette wydarzyło i jest to kluczowe dla kształtu nowego albumu, który jest nieprzeciętnie intymny, introwertyczny, ma w pewnym sensie charakter autoterapii. Artystka opowiada między innymi o problemach małżeńskich („Pedestal”), walce z depresją („Diagnosis”), uzależnieniu od alkoholu i kryzysie wieku średniego („Reason I Drink”) czy konflikcie z dziećmi („Ablaze”). Ma więc nowa płyta wymiar autobiograficzno-rozliczeniowy.

Tak wisielcze tematy mocno odcisnęły piętno na atmosferze muzyki: depresyjnej, melancholijnej, wręcz rozpaczliwej, ale i z momentami nadziei rozganiającymi stalowe chmury. Jednak przy całym dojmujących smutku tego albumu nie powiedziałbym, że jest on plejadą wyżaleń pokiereszowanego przez życie ponuraka – z muzyki bije raczej dojrzałość artystyczna, elegancja i pasja opowiadania historii, a że nie są to ciepłe anegdotki, to cóż.

Intymny nastrój budują kompozycje oparte przede wszystkim na fortepianie w asyście wyłaniających się czasem w tle smyków i gitar akustycznych – dzięki instrumentalnemu minimalizmowi Morissette kreuje przestrzeń idealną do nawiązania bliskiej relacji ze słuchaczem. Dodajmy, że sama artystka w wyśpiewywane frazy angażuje się tak, że trudno nie dać się ponieść jej porywom emocji nawet jeśli fragmentami patos przybiera dość skrajne, brodwayowskie nieomal rozmiary. Wtedy wychodzimy z tej bańki intymności w świat amerykańskiego filmu obyczajowego w gwiazdorskiej obsadzie.

Rekompensatą na pewno jest jak zwykle cudny, przyjemnie pieszczący uszy głos wokalistki i wyśpiewywane przez nią fantastyczne linie wokalne. Rockowej alternatywy z jakiej znana jest Morissette nie ma tu praktycznie wcale (tylko „Smiling” może pretendować do tej kategorii), pop pojawia się czysto gościnnie (właściwie chyba tylko w bodaj najbardziej przebojowym, ale i naprawdę przyjemnym „Sandbox Love” i rozbudowanym „Nemesis”), jest za to artystyczny sznyt, piosenka autorska, delikatnie muskane klawisze pianina wygrywające śliczne podkłady pod opowiadającą o swoim życiu Morissette. Są też połacie melancholijnego klimatu.

Więc: wrażliwość, elegancja, emocje i smutek to słowa wytrychy opisujące prawie pięćdziesiąt minut nowej muzyki Alanis Morissette. To dobre piosenki idealne do słuchania w chwilach wieczornych introspekcji poświęconych własnemu życiu. Najlepiej z butelką czegoś mocniejszego. Morissette tymi utworami świata raczej nie podbije, ale na pewno zdobędzie kilka serc skłóconych ze światem wrażliwców.