Królowa melancholii powraca z nową płytą, pierwszą wydaną nakładem prestiżowej wytwórni Deutsche Grammophon.
Nie oznacza to bynajmniej, że Agnes Obel zwróciła się ku klasyce, czy tym bardziej w stronę jazzu (w Stanach Zjednoczonych "Myopia" ukazała się pod szyldem równie legendarnej oficyny Blue Note). Właściwie, u duńskiej artystki pod względem muzycznym zmieniło się niewiele, i to zarówno, jeśli chodzi o podejście do procesu twórczego, jak i rezultat w postaci poruszających, pięknych kompozycji. Agnes, wciąż w pełni niezależna, pozostaje sztandarowym przykładem projektu typu 'one-woman', który mimo tego (a może właśnie dzięki temu) znakomicie odnajduje się na współczesnej scenie. Świadczą o tym choćby nieustannie wyprzedawane koncerty.
Tym razem, podobnie, jak w przypadku poprzednich trzech krążków, Obel pracowała w swoim studio w Berlinie, gdzie zajęła się dosłownie wszystkim - samodzielnie napisała, zaaranżowała, nagrała, wyprodukowała i zmiksowała cały materiał oraz oczywiście wykonała go, ogarniając wszystkie partie śpiewu, fortepianu, klawiszy i wszelkiego rodzaju beatów czy efektów. Goście zapewnili jedynie smyczki, to jest nieodłączny element brzmienia Agnes Obel, którego nie mogło tu zabraknąć.
Jak wspomniałem, "Myopia" nie przynosi większych zmian, niczym szczególnym też nie zaskakuje. Może poza "Drosera", który - znacznie bogatszy względem pozostałych instrumentalnych utworów Dunki, opartych głównie na dźwiękach fortepianu - przynosi niepokojącą, mocno soundtrackową atmosferę. Coś mi mówi, że muzyka filmowa mogłaby być kolejnym krokiem w rozwoju Obel, w końcu z Deutsche Grammophon związana jest również o wiele bardziej niszowa Hildur Guðnadóttir, święcąca ostatnio na tym polu ogromne triumfy.
Tymczasem Agnes Obel zaszyła się w jaskini samotności i wydaje się, że na razie nie ma zamiaru jej opuszczać. I nie jest to w żadnym razie zarzut, Obel wypracowała już bowiem doskonale rozpoznawalny własny styl i wciąż ma w jego ramach sporo do powiedzenia. Muzyka Dunki niezmiennie pozostaje kameralna, otulająca, wręcz intymna i to mimo pewnych eksperymentów, polegających przede wszystkim na multiplikowaniu i przetwarzaniu pobocznych partii głosu, co można było zresztą usłyszeć również wcześniej, choćby w pochodzącym z poprzedniego albumu doskonałym singlu "Familiar". Atutem artystki nadal jest umiejętność tworzenia poruszających melodii, zanurzonych w nostalgicznej atmosferze, łagodnych i kojących. A przy tym, niezwykle melancholijnych i przepełnionych smutkiem, wszak ponoć tylko smutek jest autentycznie piękny.
"Myopia" jest bardzo wyrównanym albumem, z którego trudno wyodrębnić szczególnie wyróżniające się kompozycje. Może "Promise Keeper", który spokojnie znalazłby miejsce na jednym z wcześniejszych albumów Agnes. Albo singlowy, klasyczny dla Dunki "Broken Sleep", otwierający całość "Camera's Rolling" lub majestatyczny, wzbogacony smyczkami utwór tytułowy, sam nie wiem dlaczego przywołujący w mojej wyobraźni bardzo dalekie echa Clannad. Najlepiej jednak słuchać "Myopia" w całości, od początku do końca, w ideale - zapętlony. W słuchawkach albo bez, ponieważ album jest przy okazji świetnie wyprodukowany. Agnes Obel, jak mało kto, pomaga oderwać się od codzienności, choć jej lekarstwem na egzystencjalne smutki jest większa dawka… smutku. Najwyraźniej tak właśnie musi być.