Daughtry

Cage to Rattle

Gatunek: Pop

Pozostałe recenzje wykonawcy Daughtry
Recenzje
Grzegorz Bryk
2018-09-14
Daughtry - Cage to Rattle Daughtry - Cage to Rattle
Nasza ocena:
5 /10

Po alternatywnych, post-grunge'owych i najogólniej rzecz ujmując rockowych korzeniach Daughtry nie pozostał nawet ślad.

Zwycięzca piątej edycji amerykańskiego Idola, Chris Daughtry, nie gra już rozemocjonowanych rockowych piosenek w stylu Goo Goo Dolls, Creed czy 3 Doors Down. Przypomnijmy, że na debiucie potrafił sięgnąć nawet po rozszalały hard rock podkręcony gościnnym występem Slasha w "What I Want". Daughtry sukcesywnie łagodził brzmienie, by na piątym albumie "Cage to Rattle" stać się napompowaną słodyczą i jaskrawymi barwami maszynką do robienia popowych, radiowych piosenek w duchu Imagine Dragons. Przesterowanych gitarowych uderzeń nie ma tu prawie wcale. Gitary elektryczne grają na czysto, a akustyczne pomagają zagęszczać tła utworów. Sporo jest za to pianina i łagodnych podkładów klawiszowych.

Trochę szkoda tego przeszlifowania pazura, bo tam gdzie trzeba nadać utworowi mocy pojawiają się naprawdę niezłe bębny i aż się prosi, żeby dać Brandonowi Maclinowi więcej miejsca w zastępstwie programowanych, nudnawych bitów. Całkiem przyjemnie wypadają też chórki, które tu i ówdzie podnoszą w piosenkach ciśnienie. Nie ma co jednak ukrywać, że bohater może być i jest tylko jeden. Chris Daughtry dwoi się i troi, by angażować słuchacza nadmuchanymi egzaltacją liniami wokalnymi i to chyba tylko kwestia muzycznej wrażliwości, czy damy się wokaliście kupić, czy pozwolimy się tej pasji zarazić. Dla mnie w większości to trochę emocjonalny kociokwik, któremu jednak trudno odmówić radiowej, bezpiecznej przebojowości. No i Christ Daughtry to bez wątpienia bardzo dobry wokalista. Jest kilka niezłych momentów, jak zadziorne "Backbone", które każe nogom tupać, "Deep End" (trochę Duran Duran, trochę Coldplay) ma w sobie sporo miłego kolorytu i ciepła, miłosna pościelówa "As You Are" przyjemnie pokołysze, "Death of Me" serwuje kapitalne bębny, a w "Stuff of Legends" (bodaj jedyny drapieżniak w zestawieniu) pojawi się nawet gitarowa solówka. Jako całość album jest jednak zbyt zachowawczy, bez charakteru, a więc i bez głębszej historii.

Przy "Cage to Rattle" uszy nie bolą. To raczej krążek, który ani ziębi ani grzeje. Nie podnosi adrenaliny, a płynie sobie spokojnie dobrze znanymi, bo przerobionymi przez setki artystów, przeprodukowanymi popowymi i pop rockowymi nutami opowiadającymi o pierdołach.