Sławomir Łosowski, Wojciech Korzeniewski

Kombi. Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia

Gatunek: Pop

Pozostałe recenzje wykonawcy Sławomir Łosowski, Wojciech Korzeniewski
Recenzje
2016-06-23
Sławomir Łosowski, Wojciech Korzeniewski - Kombi. Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia Sławomir Łosowski, Wojciech Korzeniewski - Kombi. Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia
Nasza ocena:
6 /10

Gdyby redaktorzy serwisów plotkarskich interesowali się literaturą, to w garści mieliby temat na pierwsze strony, istną petardę dla swoich wygłodniałych ploteczek czytelników, tym bardziej, że w aferę zaangażowane są bardzo medialne nazwiska, z Grzegorzem Skawińskim na czele.

Nie ma co bowiem ukrywać, że publikacja pod szokującym i skandalizującym zarazem tytułem "Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia", powstała tylko po to, by rozliczyć się z byłymi kolegami z zespołu, by dać im solidnego prztyczka w nos, skarcić moralnie - cała reszta, to tylko dodatek, prawdopodobnie by móc sprzedawać "Kombi" jako biografię, a nie zemstę z pomocą pióra i papieru (bo czy nie od dziś wiadomo, że pióro rani mocniej od miecza?). Łosowski zresztą mówi otwarcie: "Przywracamy prawdę o KOMBI, która została sfałszowana". Swoje trzy grosze dodaje współautor książki, Wojciech Korzeniewski, menadżer grupy: "Wtedy coś mnie zszokowało. Po miesiącach ciężkiej pracy, zorganizowaniu tego wszystkiego, okazało się, że w Polsce istnieje tylko Kombii i media nie chcą nas. Nie chcą muzyki KOMBI w oryginalnym wykonaniu". I jeszcze jeden cytat, który mógłby uchodzić za credo książki: "Przez to, że ty (Łosowski) byłeś w cieniu tego, co robili twoi muzycy (Skawiński i Tkaczyk), a oni byli na szczytach list przebojów, królowali na rynku, wielu ludzi zapomniało o tobie jako o osobie, która stworzyła KOMBI. Zapomnieli również o tym, że to ty jesteś autorem największych przebojów tego zespołu".

Bo rozchodzi się o konflikt, który toczył się pod naszymi nosami, a pewnie większość z nas nawet nie była tego świadoma. KOMBI vs Kombii. Obie grupy grają "Słodkiego, miłego życia", a pisownia ich nazw różni się jedną literką, więc co za różnica, prawda? Otóż różnica jest dość znaczna. KOMBI to bowiem grupa klawiszowca i lidera Sławomira Łosowskiego, z historią sięgającą roku 1969 roku, w której grali Grzegorz Skawiński oraz Waldemar Tkaczyk. Gdy Skawiński postanowił poświęcić się karierze solowej, a później zespołowi O.N.A., KOMBI zawiesiło działalność. W 2003 roku na rynku pojawił się Kombii, inicjatywa Tkaczyka i Skawińskiego, do której nie zaproszono Sławomira Łosowskiego, choć panowie bez skrupułów grali jego utwory i podpisywali się łudząco podobną do KOMBI nazwą. Zespół odniósł oszałamiający sukces, hulał na różnorakich festiwalach, niejeden sylwester roztańczył i choć wielu myśli, że jest to grupa Kombi, ta sięgająca historią do roku 1969, to jednak nie jest TO Kombi, tylko - jak twierdzi Łosowski - podróbka, falsyfikat. Oryginalnego Kombi w telewizji nikt nie pokazuje.


To tak w skrócie jeśli chodzi o meritum książki. Oczywiście to nie wszystko, bo rzeczywiście Łosowski prezentuje biografię kapeli, wspomina nazwiska muzyków, którzy się przez nią przewinęli, opowiada o kilku utworach, ale w gruncie rzeczy te wątki są mało interesujące. Ogólnie historia grupy nie jest zbyt ciekawie zobrazowana, brak pikantnych szczególików, jakichś grubszymi nićmi szytych ciekawostek, albo chociażby omówień płyt. Cała opowieść wygląda na zarysowaną trochę po łebkach, bez solidniejszej podstawy. Po przeczytaniu książki, ma się wrażenie, że coś tam o grupie się człowiek dowiedział, ale nie za wiele, na szybko. Być może taki rozwój wypadków wymusiła forma publikacji, mająca charakter wywiadu. Rozchodzi się o to, że Łosowski nie jest wybitnym wajdelotą, nie wyczarowuje z rękawa anegdotek, a szczerze mówiąc, to prócz nazwisk członków Kombi nie pojawia się praktycznie nikt więcej. A chciałoby się poczytać o jakichś przygodach typu: wchodzi Skawiński do ubikacji, a tam Sting, etc.

Jeśli chodzi o styl, to ten jest wręcz drażniący. Nazwijmy go "narracją na Wałęsę", gdzie występuje ponadprzeciętne nagromadzenie czasowników w pierwszej osobie liczby pojedynczej oraz przymiotników: ja zrobiłem, ja stworzyłem, moje dzieło, mój zespół - tak, żeby przypadkiem nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że to rzeczywiście ON zrobił, ON stworzył i jest to JEGO dzieło.

Dla poszukujących skandalu będzie jak znalazł - tym bardziej, że książka nie jest jakoś specjalnie obszerna i wszystko co się w niej mówi zmierza do pointy i prztyczka w nos Skawińskiemu. Jako biografia wypada to wszystko blado, z drugiej jednak strony, niewątpliwą wartością publikacji jest potężne nagromadzenie wszelkiej maści zdjęć i grafik, gdyby jeszcze redakcja przyłożyła się i porządnie tę książkę złamała i przeprowadziła solidną korektę, byłoby na pewno dużo ciekawiej.

Grzegorz Bryk