Morcheeba znów wzięła sobie przerwę, ale nie wszyscy w tym czasie odpoczywają. Wokalistka składu Shirley Edwards, znana jako Skye, wzięła się za nagrywanie trzeciej solowej płyty, czym z pewnością sprawi radość fanom jej bardziej elektronicznego wcielenia.
Fanów gitary ostrzegam już teraz - jeżeli nie lubicie krążków, na których nie uświadczycie ani nutki granej na sześciu bądź więcej strunach, śmiało możecie sobie podarować "Back To Now". Pozostali niech zostaną - mamy bowiem do czynienia z albumem może nie rewelacyjnym, ale z pewnością niezłym i bezboleśnie wkomponowującym się w chłód jesieni.
Za mroźny powiew płynący z głośników odpowiada wszechobecna elektronika, która wysyła syntetyczne, molowe akordy. Również styl śpiewania Skye - niskie rejestry, spokój, długie wyciskanie samogłosek z płuc - sprawia, że nie poczujemy się rozgrzani. "Back To Now" bliżej do temperatury elektronicznego popu, niż do niepokojących trip-hopowych podróży, do których przyzwyczaiła na macierzysta formacja wokalistki, nie uświadczymy tu też wrzutów z R&B, które pojawiały się tu i ówdzie w piosenkach niegdyś śpiewanych przez Edwards. Ale temperatury oscylujące w okolicy zera nie są absolutnie żadną wadą płyty.
Gorzej jest z różnorodnością - gdy pierwszy raz przesłuchałem "Back To Now" w całości, odniosłem wrażenie, że w kółko słucham tego samego utworu, w którym ewentualnie raz na jakiś czas zmienia się tempo i melodia wyśpiewywana przez postać numer jeden tejże płyty. Dopiero przy kolejnym starciu przekonałem się, że numerów jest nie jeden, a dziesięć i że sumie znajdzie się tu kilka takich, przy których rączka postanowi sporządzić notatkę (napisz Czytelnikom o "…").
Tym razem "recenzencka ręka" ujawniła się przy numerze trzy - "Featherlight". To dobry, zrytmizowany numer, osnuty dreampopową aurą. Takie rzeczy robi dziś chociażby bardzo lubiany przeze mnie duet School Of Seven Bells: dobry beat, klawiszowo-elektroniczne, nazwijmy to, riffy i z lekka tajemniczy, senny wokal - podoba mi się. Kolejna aktywizacja następuje przy szóstce - "High Life". Gdyby to Monika Brodka była Brytyjką, a Skye dziewczyną z (obecnie) stolicy, nie miałbym wątpliwości na kim wzorowała się wokalistka Morcheeba i jej producenci. Tak przy okazji to chcę powiedzieć, że nasza Brodka i jej ostatnie dwa wydawnictwa to rzeczy o klasę lepsze niż omawiany krążek. Ostatnią aktywność mojej ręki odnotowuję przy dwóch ostatnich nagraniach - "Dissolve" i "Bright Light". Tym numerom najbliżej jest do trip-hopowych źródeł, z których wypływa kariera Edwards. W pierwszym z nich wokalistka w rewelacyjny sposób wchodzi na baaardzo niskie rejestry, w drugim cieszy świdrująco wybrzmiewająca elektroniczna poświata.
Spokojna to i jednostajna płyta. "Back To Now" nie wymusi na nas całkowitego oddania się dźwiękom proponowanym przez panią Skye, ale nie będzie nam specjalnie przeszkadzało, gdy umieścimy je w tle do naszych codziennych czynności. Ba, niektóre dźwięki może nawet uda się nam zapamiętać i ponucimy sobie pod prysznicem?
Jurek Gibadło