W Sabatonie wielkie zmiany! Pod koniec marca zespół opuściło aż czterech muzyków, aczkolwiek skład z najlepszego okresu twórczości grupy zdołał jeszcze wspólnymi siłami zarejestrować szósty studyjny album pt. "Carolus Rex".
Podstawowa wersja następcy "Coat of Arms" z 2010 roku zawiera łącznie dziesięć kompozycji poprzedzonych krótkim intro. Tym razem Szwedzi z Falun w warstwie fabularnej zaproponowali duży wycinek z historii Imperium Szwedzkiego. Ułożone w porządku chronologicznym kompozycje przenoszą do XVII i XVIII wieku, w klimat wielkich bitew i pamiętnych okoliczności politycznych nawiązujących do szwedzkich mężów stanu w osobach Gustawa II Adolfa oraz przede wszystkim tytułowego Carolusa Rexa Karola XII Wittelsbacha. Rzecz, co w przypadku Sabaton stanowi już pewien standard, o niezwykłym walorze edukacyjnym i stymulującym wyobraźnię. Oto fani heavy i power metalu mają raz jeszcze sposobność stanąć ramię w ramię ze sprawnie oddanym duchem historii. Dość powiedzieć, że opracowaniem tła historycznego pod teksty zawarte na "Carolus Rex" zajął się uznany szwedzki historyk biografista Bengt Liljegren, który w swoim opublikowanym dorobku trzykrotnie zajmował się sprawami Imperium i Karola XII. Jak wobec tego wypada sama muzyka?
Choć trzy kwadranse wydają się bardzo krótkim czasem aby wyczerpać tę opowieść to bez żadnych wątpliwości mogę stwierdzić iż Szwedzi są w formie. Tak jak brzmi na tym krążku Sabaton, tak powinien brzmieć współczesny power metal. Od trzydziestosekundowego intro po utwór zwiastujący upadek Imperium, nomen omen "Ruina Imperii", czuć tutaj podniosły klimat. Muzycy zespołu postawili przede wszystkim na szybkie i dynamiczne kompozycje, gładko wpisujące się w klimat wojny, które zostały wyposażone w liczne smaczki, takie jak m.in. bogate partie chórów, urozmaicone melodie czy nieszablonowe solówki gitarowe. W tej ostatniej materii polecam przede wszystkim znakomitą solówkę w "Killing Ground"... urywa głowę! Nie zabrakło również na utworów pompatycznych do kwadratu, które są przecież integralną częścią oblicza zespołu, takich jak wariacja na temat słynnej dewizy "Gott Mit Uns" (posługiwały się nią m.in. wojska Gustawa II Adolfa w bitwie pod Breitenfeld i kilku innych), stanowiący formę refleksji "A Lifetime of War" czy przygnębiający w swej wymowie "Long Live the King" (pogrzeb Króla Karola XII oddany w perfekcyjnej, budzącej dreszcze na skórze formie). Natomiast pewien element zaskoczenia stanowił dla mnie "The Carolean's Prayer", bo pomijając wstępne partie klawiszowe wykształcił się w nim fragmentami tak potężny, jak i nieco... stadionowy klimat. Czy to przyszły hit festiwalowych koncertów Sabaton? Wielce prawdopodobne.
Obok wybornych partii instrumentalnych absolutnie zachwyciły mnie wspominane już partie męskich i żeńskich chórów, szczególnie w tych fragmentach, w których następowały "ścianami" po sobie. Odsyłam przede wszystkim do "The Lion from the North", który pod tym względem stanowi najlepszą wizytówkę wielkonakładowej inwestycji w oprawę płyty. Przepych podobny do poziomu ostatniego krążka Nightwish, ale z tą różnicą, że utrzymany na polu bitwy. Przy tym wypada żałować, że zespół w dalszej części płyty nie wyeksponował tych chórów z jeszcze większą intensywnością i z jeszcze większym naciskiem na uwolnione, autonomiczne partie żeńskiego chóru. A jeśli wspominam o wokalach to wypadałoby oddać hołd Joakimowi Brodenowi, bo ów frontman to już w pełni oszlifowany diament. W kilku słowach: power metalowy brylant, który w swoim gatunku ma niewielu sobie równych konkurentów. Mam nadzieję, że nowi na pokładzie muzycy Sabaton utrzymają wysokim poziom instrumentalny dla tego wokalisty.
Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o kwestii, która uczyniła formację niezwykle popularną w naszym kraju. Tym razem w treści nowej płyty Sabaton zabrakło bezpośrednich odwołań do historii Rzeczypospolitej Polskiej, aczkolwiek odebrałem to paradoksalnie z ulgą. Dotąd podobały mi się wszystkie utwory odnoszące się do dziejów Polski, ale "Carolus Rex" stanowi pewne wyzwolenie w materii nieemocjonalnej, obiektywnej siły zespołu na polskim rynku. Ja poczułem się tą siłą powalany na ziemię, bo album jest świetny i opowiada o interesującym kawałku historii. Liczę, że zmiany w składzie nie wpłyną negatywnie na kolejne nagrania Szwedów. Póki co chylę czoła przed "Carolus Rex"!
Konrad Sebastian Morawski