Już myślałem, że z "Gold Cobra" będzie jak z "Duke Nukem Forever" i czekać będziemy na ukazanie się nowej płyty Limp Bizkit jeszcze kilka ładnych lat. Całe szczęście po roku odkładania daty premiery nowe wydawnictwo Freda Dursta i ekipy w końcu pojawiło się na świecie.
Każdemu złoty czas Arkadii dorastania kojarzy się z czymś innym. Dla naszych rodziców będą to "Miś i Margolcia" wespół z "Reksiem" dopingujący wraz ze zdobyczną w Peweksie prawdziwą czekoladą przy żniwach. Mnie ten okres kojarzy się z szarpaniem w "Mortal Kombat Trilogy" i "Baldur's Gate'a", oglądaniem "Dragon Balla" i słuchaniem Limp Bizkit właśnie. Być może dlatego co do "Gold Cobra" jestem nieobiektywny, ale każdy kto za młodu oglądał na Vivie teledyski do "Rollin'" czy "Take a Look Around" ma chyba na starcie plus pięć dla nowego wypieku Limp Bizkit.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, choć każdy zainteresowany już to wie od stu lat, że "Gold Cobra" to wielki powrót składu znanego chociażby z "Chocolate Starfish", czyli złota, oryginalna receptura na rapowany metal powróciła. I chwała za to, bo romans z chujozą na "Results May Vary" wielu odebrało nienajlepiej. Próba rehabilitacji na "Unquestionable Truth" wyszłaby, gdyby nie fakt, że Limp Bizkit dość prężnie na tej EPce bawili się w Rage Against The Machine. Po Bizkitach oczekiwałem jasno jednej rzeczy - TEGO KLIMATU! I, dzięki Ci o rogaty panie, wraca on z siłą godną edukacyjnej mocy kampanii informacyjnej PISu.
Tuż po intrze czeka nas pierwsze zaskoczenie. "Bring It Back" zaczyna się od riffu mocno wpadającego pod... Danziga! Jednak po tym chytrym wstępie i prostym przejściu Limp Bizkit zaczyna szarpać na całego, tak jak onegdaj, gdy padały bliźniacze wieże w NY. Polecam również zapoznanie się z tekstem do wspomnianego utworu, wtedy już będziecie wiedzieć, kto gra i czemu pozamiatał. Jednak jest to tylko przygrywka do dalszego szaleństwa. Tytułowa "Gold Cobra" to już soniczny orgazm pełną gębą. Polecam teledysk do tego kawałka. Ja nie wiem, kiedy i gdzie chłopaki podpisali kontrakt z rogatym, że się nie starzeją, a nawet lepiej. Im starsi tym głupsi. Wes natomiast przerasta w kolejnych stylizacjach samego siebie i Lady Gagę z lekkością hasającej po górach kozicy. Prześmiewczy klimat kryjący w sobie jednak pewne przesłanie powraca w "Get A LIfe" czy "Shotgun", kolejnym highlicie albumu. W "Why Try" Bizkici są buńczuczni, jak dawno żaden zespół. Sama "Gold Cobra" w warstwie muzycznej to wyborna mieszanina elektroniki, rapu i ciężkiego riffowania przypominająca jak kiedyś grał np. Korn. I temuż zespołowi pięknie to wydawnictwo pokazuje jak wygląda prawdziwy, a nie udawany powrót do korzeni. Ktoś tylko powie, że w związku z tym co napisałem, nowy album Limp Bizkit jest mocno odtwórczy. A ja powiem tylko, żeby nie słuchać narzekań, ale "Gold Cobry".
Szczerze nienawidzę "Gold Cobry" za to, że pokazuje mi, iż jestem już stary. Limp Bizkit zaserwował nam zwariowaną i udaną podróż do przeszłości. Szacunek za witalność godną młódki, ale przede wszystkim za inteligentne okiełznanie wewnętrznego, twórczego szaleństwa. Oby nie trzeba było czekać sześć lat na ich kolejne wydawnictwo.
Grzegorz Żurek