Kat & Roman Kostrzewski

Biało-Czarna

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Kat & Roman Kostrzewski
Recenzje
2011-04-21
Kat & Roman Kostrzewski - Biało-Czarna Kat & Roman Kostrzewski - Biało-Czarna
Nasza ocena:
6 /10

W 2005 roku doczekaliśmy się Kata bez Romka w postaci tragikomicznej płyty "Mind Cannibals", teraz po wydaniu zapowiadanego od paru ładnych lat albumu "Biało Czarna" dostaliśmy Kata z Romkiem acz bez Luczyka.

I jedna konkretna aluzja nachodzi mnie po kilku dniach walki z albumem formacji Kat & Roman Kostrzewski. Wzięli by się panowie gitarzysta i wokalista dogadali w końcu i wymodzili całkiem sprawny materiał, jestem tego pewien. Oboje wspomniani wyżej artyści potrzebują się bowiem w chorej symbiozie, by tworzyli rzeczy na miarę "Oddechu Wymarłych Światów". Luczykowi bez Kostrzewskiego wiele brakuje do perfekcji i, niestety, vice versa.

Wydawca zapowiadał "Biało Czarną" jako powrót do starego Katowego łojenia, z, tu cytat, "słodkimi" lirykami Romana Kostrzewskiego. No cóż, po wyciśnięciu wszystkich pieniędzy z kieszeni fanów Kata, dzięki ciągłym trasom koncertowym, trzeba było w końcu coś wydać (nie licząc DVD o wątpliwej jakości...) i nakręcić koniunkturę na sprzedaż. "Biało Czarna" ma bowiem tyle wspólnego ze starym Katem, że na siłę można podciągnąć styl reprezentowany przez zespół jak thrash metal. Acz bez większego pazura, ale o tym zaraz. Stylistycznie bowiem debiutowi Kat & RK bliżej wydanej jakiś już czas temu płycie Alkatraz "Error", na której śpiewał Kostrzewski. Czyli dostajemy zafascynowany post-thrashowym groovem muzyczny wyrób, pozbawiony solówek i prędkości, ale za to bujający jak należy. Nie wiem gdzie tu zatem ten zapowiadany powrót starego Kata... Jedynie w "Milczy Trup" i "Kupa Świąt" poczułem się znowu jak gówniarz, który macha baniakiem w słuchawkach przy kaseciaku w strachu przed rodzicami, którzy mocno zaczęli by się bać o to, czy przyjmę zbliżające się bierzmowanie słuchając twórczości Kata. Niestety tylko te dwa wspomniane utwory rozpędzają się (niekiedy...) do prędkości, którą Kat generował przed laty. Ale nie zrozumcie mnie źle, to co prezentuje zespół na "Biało Czarna" nie jest jakościowo złe, po prostu musiałem rozprawić się chwilę z kłamliwymi zapowiedziami tego materiału (śmiech).


Bo gdy odetniemy się na chwilę od sentymentów, od braku gitarowych partii solowych i całego tego szumu, który Kat zawsze generował dostajemy całkiem ciekawy post/groove thrash metal o intrygującym klimacie. Gitary rzeźbią całkiem sprawnie, sekcja odpowiada za wspomniany groove, Roman Kostrzewski swoimi wokalizami dodaje mnóstwo pieprzu całości. Jednak, gdy operuje się w tego typu stylistyce trzeba trochę więcej kombinować. Gdy słuchamy albumu "na raz" pod koniec zaczyna on mocno nużyć, mało na "Biało Czarna" niestety urozmaiceń. A to nie za dobrze w przypadku, gdy utwory trwają średnio ok. 6 minut... Osobną kwestią na tej płycie jest sam Roman. Wokalista jest moim zdaniem trochę cofnięty w miksie, i wiele razy jego głos, moje ucho to wyłapało, jest poprawiony przy pomocy efektów. Słowem, trochę studyjnych sztuczek próbuję poprawić brak formy popularnego skandalisty naszej sceny hard and heavy. Aczkolwiek trzeba zauważyć, że wokalizy pasują tu do muzyki,  i jak wyżej wspomniałem dodają całości klimatu. Było nie było, koncerty wszystko w tej materii zweryfikują. No i jeszcze kwestia tekstów... Gdzieś od "Szyderczego Zwierciadła" rozminąłem się z tokiem rozumowania Kostrzewskiego, nie będę ukrywał, znów brzmi to dla mnie jak lekko przeintelektualizowany bełkot. Choć zawiłe obrazoburcze sformułowania pewnie wielu słuchaczom przypadną do gustu. Ja trochę zbyt dużo razy miałem do czynienia na studiach z interpretacją wierszy i nie mam już ochoty rozszyfrowywać kolejnego poety (śmiech).

Słowem zakończenia rzec wypada, że ta płyta na pewno podzieli słuchaczy. Starsi fani Kata pewnie i tak łykną po solowej płycie Romka Kostrzewskiego z zespołem w tle. Ci co bardziej trzeźwi na umyśle będą zapewne psioczyć, że ucha nie ma gdzie zawiesić. A ja? Od czasu do czasu wrócę do tego albumu, bo ma parę fajnych momentów. Parę momentów to jednak trochę mniej niż oczekiwałem od materiału sygnowanego tymi trzema ważnymi dla rodzimego metalowca literkami.

Grzegorz Żurek